Wilczyca z kresów

Wilczyca z kresówTeofila Chmielecka nie miała zbyt wiele czasu na „zabawy białogłowskie". Zamiast szyć, spędzała całe dnie w siodle, patrolując step u boku męża. Zamiast haftować – strzelała z rusznicy do Tatarów. Może by i trochę poprzędła, gdyby nie nawał roboty związany z organizowaniem siatki wywiadu.

Nazywano ją wilczycą kresową. I na przemian chwalono za odwagę oraz hart ducha albo wytykano okrucieństwo i zapalczywość. Raz była „wzorem żony kresowego żołnierza" albo „podziwu godną niewiastą", a zaraz potem „bezwzględną jędzą". Tak jak wilki wzbudzała jednocześnie strach i podziw. I tak, jak one opanowała do perfekcji sztukę przetrwania.

Jej mężem był Stefan Chmielecki, herbu Bończa, legendarny pogromca Tatarów, jeden z najznamienitszych żołnierzy Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Z drobnego szlachetki przeistoczył się w bohatera narodowego, uwielbianego wodza i jedną z najważniejszych osób kraju. Tylko on potrafił skutecznie walczyć z zapuszczającymi się na terytorium Polski oddziałami tatarskimi.

Bez wytchnienia patrolował granice, odbijał wziętych w jasyr rodaków (w sumie kilkadziesiąt tysięcy!) i wygrywał kolejne bitwy, siejąc popłoch wśród wrogów. Chmielecki idealnie nadawał się na bohatera: nieustraszony w bitwie, „rezał" Tatarów, ile wlazło, ale nie tolerował zbędnego okrucieństwa. Swoim podwładnym zabraniał znęcać się nad pojmanymi, a wszelkie gwałty i rabunki surowo karał. Wojowanie szło mu o niebo lepiej niż gospodarowanie i zabieganie o zaszczyty. Dlatego pewnie nigdy nie doszedłby do wielkiego majątku i nie zgromadził tylu tytułów, gdyby... nie znalazł sobie w porę genialnego menedżera.

Teofila zawsze da radę

Stefan Chmielecki nie mógł wybrać sobie lepszej żony. Teofila na szczęście nie została wychowana w zgodzie z ówczesnymi zwyczajami. Ani myślała „siedzieć w domu jako gołębica nad wodami, nie biegać, nie przejeżdżać się", czytać tylko Pismo Święte, być cicho i potulnie przytakiwać mężczyznom. Wiadomo z całą pewnością, że świetnie trzymała się w siodle. A fechtunek sprawiał jej o wiele większą frajdę niż cerowanie pończoch.

reklama


Życie na kresach było trudne i pełne niebezpieczeństw. Gdyby Teofila nie była twardą sztuką, wyżej ceniącą sobie nabitą rusznicę i ciepły kożuch od aksamitu i brylantów, pewnie nie dożyłaby ślubu. A tak zgłosił się po nią Stefan Chmielecki, może i niebogaty, ale za to ambitny. A przy tym wytrawny żołnierz, który potrafił docenić hart ducha młodziutkiej Teofili.

O jego uczuciu najlepiej świadczy fakt, że wziął pannę bez posagu, ze skromną wyprawą. Okazała się być skarbem.

Był rok 1612. Chmielecki, choć od kilkunastu lat święcił tryumfy na polach bitew, wciąż był drobnym szlachetką gnieżdżącym się w zaniedbanym dworku, zmuszonym służyć pod cudzymi rozkazami i zadowalać się nieregularnie wypłacanym żołdem. Małżeństwo z Teofilą diametralnie odmieniło jego los. Młoda, bystra i temperamentna żona zakasała rękawy i zabrała się ostro do roboty. Wzięła na siebie wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem gospodarstwa – nadzorowała służbę i parobków, hodowlę zwierząt, zasiewy i zbiory. Aby podreperować domowy budżet, zajęła się także handlem, i to z dużym powodzeniem. Skromny mająteczek zaczął przynosić dochody, a Chmielecki mógł bez reszty poświęcić się temu, co robił najlepiej – wojowaniu. Na efekty nie trzeba było długo czekać.

Jest coraz lepiej

Po kilku latach Teofila była już żoną rotmistrza, chorążego bracławskiego, regimentarza (zastępcy hetmana) wojsk ukraińskich, starosty owruckiego i taborowskiego, strażnika wielkiego koronnego... Przede wszystkim jednak była najlepszą przyjaciółką swojego męża, jego doradczynią i partnerką. Nie bała się trudów kresowego życia, nie marzyła o luk-susach, pięknych sukniach ani pałacach.

Pod nieobecność męża broniła domu przed napaścią tatarskich watah, nieraz sama z bronią w ręku. Ale najchętniej ruszała razem z Chmieleckim na patrole. Świetnie znosiła spartańskie warunki: całe dnie w siodle, koczowanie na stepie, potyczki i pościgi. Polubiła takie życie. Wkrótce znała już mężowskie rzemiosło na tyle, że zajęła się organizacją jego wypraw i zasadzek na wojska tatarskie.

Zorganizowała też i nadzorowała prężną siatkę wywiadowczą, monitorującą ruchy wroga. Parała się dyplomacją, a kolejne wsie i miasteczka nadawane Chmieleckiemu w imię zasług dla Rzeczypospolitej, restrukturyzowała tak, że z sennych dziur zamieniały się w źródła nie lada dochodów. Swoją ulubioną Taborówkę rozkazała otoczyć murami i w ciągu kilku lat przekształciła w świetnie prosperujący ośrodek handlowy. W dworze, którego budowę osobiście nadzorowała, znalazło się miejsce na bibliotekę. Lubiła czytać i to (o zgrozo!) nie książki religijne.

Źródło: Wróżka nr 3/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl