Czy leci z nami... duch?

Piloci i stewardesy to pasjonaci latania. Czy można się dziwić, że pojawiają się w samolotach nawet wtedy, gdy nie ma ich już wśród żywych?

Oficjalnie nikt się do tego nie przyzna – powiedział mi jeden z pilotów LOT-u. – Jesteśmy ludźmi zorganizowanymi, rozważnymi, działającymi według procedur i naszej najlepszej wiedzy. Każdy chce pokazać, że jest taki jak kpt. Tadeusz Wrona, który posadził Boeinga B767 SP-LPC bez podwozia na Okęciu. Jak do tego pasuje wiara w zjawiska pozazmysłowe, nie mówiąc już o duchach? Prywatnie mogę jednak powiedzieć: wielu ludzi z branży – nawet z naszych linii – przeżyło w trakcie pracy rzeczy, których w racjonalny sposób wyjaśnić się nie da...

Coś tam stuka

W brytyjskich liniach lotniczych ScotAirways, które obsługują połączenia między północą i południem Wlk. Brytanii, podczas nocnych lotów pojawiał się dodatkowy członek załogi. Młody steward, roznosząc napoje wśród pasażerów, zobaczył kiedyś, że zasłonka oddzielająca przedział pasażerski unosi się i wychodzi zza niej „młoda, wysoka, bardzo blada kobieta o przenikliwych oczach".

Zdziwił się, bo nie widział jej wcześniej wśród personelu pokładowego. Nieznana stewardesa, nie zwracając uwagi na pasażerów, przeszła przez samolot i zniknęła w tylnej jego części. Kiedy mężczyzna zapytał później koleżankę o nieznaną stewardesę, ta zbladła i powiedziała, że to była szefowa stewardes, która jakiś czas temu popełniła samobójstwo. Odtąd nocami lata czasami na trasie, na której pracowała za życia. Spotkanie z nią niczym nie grozi, jednak do przyjemnych nie należy...

reklama


W porcie lotniczym Kastrup w Kopenhadze ma bazę duża linia duńska, Sterling Airlines. Wśród pracowników lotniska krążyła kiedyś plotka, że jeden z jej samolotów, żółty Boeing 737-8Q8, jest nawiedzony. Pracownicy serwisu nigdy nie godzili się przygotowywać tej maszyny do lotu w nocy. A personel pokładowy i pasażerowie modlili się, żeby tylko nie trafić do tego żółtego.

W samolocie słychać było głuche kroki i stukoty, drzwiczki do szafek same się otwierały i zamykały. Na pokładzie tego samolotu zmarła podobno w czasie lotu jedna z pasażerek. Zarząd Sterling Airlines starał się nie zwracać uwagi na te plotki. Ale kiedy pasażerowie zaczęli zawracać spod bramki, aby nie lecieć tym żółtym, wyleasingowali pechową maszynę amerykańskiej linii Vision Airlines. Ta ją przemalowała i lata teraz na Karaiby.

Trumna w przedziale bagażowym

Czterosilnikowe Airbusy A340, jedne z największych maszyn europejskiego koncernu lotniczego, latają na najdłuższych trasach. Ponieważ przeloty trwają czasem dłużej niż dobę, obsługiwane są przez dwie załogi: pilotującą i odpoczywającą. Dla tej drugiej przeznaczona jest kabina w dolnej części maszyny, do której prowadzą niewielkie schodki.

Airbus A340 linii Virgin wykonywał rutynowy lot na trasie Londyn–Sydney. Gdy jedna ze stewardes poszła przygotować łóżka dla załogi odpoczywającej, natknęła się na pasażera – starszego, „zdrowo wyglądającego" pana siedzącego na schodkach. Kiedy zapytała go, co robi w części samolotu przeznaczonej dla załogi, odpowiedział: „Och, przepraszam, ale czy mogłaby pani pójść na górę, do 3. rzędu, miejsce 21. Tam siedzi moja żona, która się o mnie niepokoi. Czy mogłaby pani jej powiedzieć, że ze mną wszystko w porządku?". A pootem wstał, minął stewardesę i zniknął w drzwiach małej łazienki obok schodów.

Stewardesa poszła do pasażerki i przekazała jej prośbę od męża. Ta omal nie zemdlała. Gdy doszła do siebie, powiedziała coś takiego, że zemdlała z kolei stewardesa. Okazało się bowiem, iż mąż owej pani istotnie podróżuje tym samolotem. Ale... w trumnie, w przedziale bagażowym. Oczywiście w łazience nie znaleziono nikogo.

Feralny lot 401

Najsłynniejsza historia nawiedzonej maszyny zaczęła się od katastrofy lotniczej. W rutynowy rejs z Nowego Jorku do Miami, 29 grudnia 1972 r. o 9.00, wystartował nowiutki, bo zaledwie czteromiesięczny Lockheed 1011-1 TriStar ze 163 pasażerami i 13 osobami załogi na pokładzie. Piloci – kapitan, 55-letni Robert Albin Loft, pierwszy oficer Albert John Stockstill i inżynier pokładowy Donald Louis „Don" Repo – byli bardzo doświadczeni. Dodatkowo w kabinie przebywał drugi inżynier pokładowy, Angelo Donadeo, który wracał do Miami.

Źródło: Wróżka nr 4/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl