Magia Górali: wierzenia, przesądy i uroki

Góralska magiaWieczną miłość zapewni kość nietoperza. Sperma podana pannie do wypicia gwarantuje chłopakowi jej uczucie. Burzę odpędzi brona przed domem. Przed ciążą uchroni zamknięta kłódka wrzucona do studni. Górale mieli sposób na każdy kłopot.

Siedzieliśmy małą grupką w góralskiej kuchni w chacie pod Babią Górą. Nazajutrz wybieraliśmy się na szczyt. Pogoda była piękna, od dawna nie spadła kropla deszczu. Lecz co dobre dla turystów, niekoniecznie cieszy górali. Nasi gospodarze martwili się, bo ta susza zaczynała niszczyć ich uprawy. Ktoś zażartował, że odkąd to górale nie potrafią sprowadzić sobie deszczu; przecież to właśnie w górach zawsze żyło najwięcej „zaklinaczy pogody”. Od słowa do słowa, rozmowa zeszła na góralską „magię pogodową”. Kiedyś była powszechna, dziś górale wolą się modlić o deszcz w kościele. Z różnym skutkiem, w przeciwieństwie do niezawodnej magii. Wystarczyło, by miejscowa czarownica weszła w ubraniu do najbliższego potoku, a później obeszła wszystkie chaty we wsi. Czarownic już brak, więc postanowiliśmy pomóc gospodarzom sami. Jedna z koleżanek w ubraniu zmoczyła się pod prysznicem i obeszła wszystkie pomieszczenia w domu. Wszyscy dobrze się bawiliśmy, łącznie z gospodarzami. Ale z pójścia w góry nic nie wyszło. W nocy lunął deszcz i padał przez całe dwa dni.

Czy to mokry T-shirt naszej koleżanki sprowadził deszcz? Faktem jest, że prognozy żadnych opadów wtedy nie przewidywały… Wydarzenie to rozwiązało gospodarzom języki. Podczas dwóch deszczowych dni usłyszeliśmy przedziwne historie o tym, jak w tych stronach dawniej „zaklinano” pogodę. I nie tylko, bo górale mieli swe magiczne sposoby na niemal każdą życiową sytuację.

Góralskie przesądyMiska z soli odpędza halny

Już w innych górach i w innej chałupie, gdy halny niemal zrywał dachy, nie zdziwił mnie widok gospodarza wynoszącego przed dom miseczkę z solą. Jak jego ojciec, a przedtem dziad i pradziad, „częstował” wiatr, by najadał się i poszedł wiać gdzie indziej. Sól musiała być poświęcona 5 lutego, w dniu św. Agaty. Górale wierzyli, że rytuał spowoduje zmianę kierunku wiatru i przestanie im zagrażać. Sól potrafiła też powstrzymać pożar – należało ją podczas gaszenia wrzucić do ognia. A poświęcona 25 grudnia, w dniu św. Szczepana, chroniła przed urokami.

Górale i urokiCiupaga łamie nogi

Hodowla owiec była kiedyś podstawą bytu górali. Zwierzęta te otaczano więc szczególną opieką. Magiczne zabiegi miały strzec stado przed urokami, w które powszechnie wierzono.

Mistrzem pasterskiej magii był baca. To jemu gospodarze powierzali swoje zwierzęta na wielomiesięczny wypas, musiał więc być kimś doświadczonym i szanowanym. Ale przede wszystkim – posługiwać się czarami. „Zauroczone” owce przestawały bowiem dawać mleko albo było ono zabarwione krwią, padały ofiarą niedźwiedzi lub umierały bez przyczyny.

Czary mógł rzucić zazdrosny baca lub wynajęty czarownik, mógł je przywlec ktoś obcy lub nieświadomie juhas. Dlatego juhasi przez cały wypas starali się nie opuszczać polany. A po wizycie kogoś obcego baca sypał na jego ślady trochę soli lub popiołu z watry.

Jeśli już konkurencyjny baca czarownik zaszkodził stadu, należało uroki odczynić. Najczęściej okadzając zwierzęta dymem z palonych ziół i wypowiadając zaklęcia.

 

reklama

Baca czuwał też nad przestrzeganiem magicznych zakazów i nakazów. Nie wolno było np. liczyć owiec, wskazując na nie palcem, bo mogło to zaszkodzić ich zdrowiu. Posługiwano się więc trzymanym w dłoni kapeluszem. A juhasi mieli zakaz podpierania się ciupagą – owce mogły przez to łamać nogi. I broń Boże, by ciupaga wypadła z ręki – pomór owiec gwarantowany. Klaskanie przywoływało na halę wilki, a siadanie na zawaterniku, czyli specjalnej kłodzie na skraju watry – niedźwiedzia. Na zawaterniku nie wolno też było rąbać drewna, bo to groziło owcom połamaniem nóg. Naczyń nie należało myć w strumieniu, bo to odbierało zwierzętom mleko.

Najważniejsza była pogoda. Burza z piorunami, grad, wichura czy ulewa mogły w jednej chwili zrujnować nawet majętnego gospodarza. Jak i dzisiaj. Może więc warto sięgnąć po magiczne zabiegi, jeśli nie jest się ubezpieczonym w PZU?

W Beskidach, by odpędzić burzę, wystawiano przed dom łopatę do wkładania chleba do pieca albo bronę ułożoną zębami ku górze. Na niej miały podrzeć się burzowe chmury.

Górale tatrzańscy słysząc zbliżającą się burzę, palili w piecu zioła poświęcone w dzień Matki Boskiej Zielnej, by dym ją odegnał. Dobrym sposobem było wystawienie w oknie świętego obrazu podczas już szalejącej burzy. A gdy była groźna, gospodarz trzykrotnie obnosił go dookoła domu. Skuteczną obroną przed piorunami i gradobiciem była też zapalona w oknie gromnica. W niektórych wsiach robi się to do dzisiaj.

Dzwon wypędza burzeDzwon wypędza burze

Choć uzbrojeni w magiczne sposoby, ludzie gór mieli groźnych przeciwników. Pogodą i niepogodą rządzili bowiem płanetnicy – demony kierujące chmura- mi, odpowiedzialne za grad, ulewy i bu- rze z piorunami. Płanetnikiem stawała się dusza człowieka, który popełnił samobójstwo, zwłaszcza topielca lub wisielca. Siedzi sobie taki demon na chmurach i ste- ruje nimi. Gdy je przyciągnie nad wioskę, wylewa z nich deszcz albo wysypuje grad.

Płanetnicy bali się tylko dźwięku dzwonów. W wielu wsiach na wieży kościelnej był specjalny dzwon burzowy. Jego bicie potrafiło powstrzymać chmury lub zmusić je do obejścia okolicy bokiem.

Najlepiej było zdobyć przychylność płanetnika, rzucając w tym celu mąkę na wiatr lub do ognia. Życzliwy potrafił przyciągnąć deszczową chmurę, by zakończyć suszę, a czasem nawet zstępował na ziemię, by ostrzec ludzi przed burzą.

Źródło: Wróżka nr 9/2015
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl