Swetry w paski, flanelowe koszule w kratę wpuszczone w dżinsy, gęste wąsy, toporna sylwetka – Jim wygląda na zdjęciach jak podtatusiały robotnik do czyszczenia basenu. Był z innej bajki. I to właśnie podobało się Freddiemu Mercury'emu.
Przysiadł się do mnie i zapytał, czego chcę się napić. Ja na to: „Nie, powiedz, czego ty się napijesz". „Dużą wódkę proszę" - odparł tamten. A potem spytał: „Dużego masz kutasa?'" – Jim Hutton wspomina początek ich pierwszego wspólnego wieczoru. Mercury często w ten sposób wyrywał facetów. Irlandzki fryzjer był cenną zdobyczą. Muzyk już od dawna miał na niego ochotę. Wypatrzył Jima w londyńskim klubie dla gejów.
Irlandczyk bawił się ze swoim chłopakiem i kiedy Mercury go zaczepił, proponując piwo, zbył go zirytowany: „Zapytaj o to mojego partnera!". Mercury nie odpuścił, co czwartek podjeżdżał limuzyną pod klub i prosił kierowcę, żeby zerknął, co robi Jim. Kiedy sześć miesięcy później ponownie przysiadł się do Huttona, trafił na dobry moment. Jim był sam, do tego spłukany. Ale choć miał w kieszeni ostatnie pięć funtów i tak sam chciał stawiać.
Po paru drinkach przenieśli się z baru na parkiet. Pijany Hutton tak wywijał z nieznajomym, że co chwila upadali na podłogę, śmiejąc się w głos. Lody zostały przełamane i podrywacz się przedstawił. „Jestem Freddie i jestem piosenkarzem". Na Huttonie nie zrobiło to wrażenia, nie znał się na muzyce, nie skojarzył, że to ten Freddie, który z zespołem Queen właśnie stał u szczytu sławy. Nie czytał plotkarskich gazet. Nie wiedział, że życie nowego znajomego to gigantyczna zabawa. Nie miał pojęcia, że jeśli gwiazdor miał ochotę na zakupy, zamykano dla niego galerie handlowe, by mógł w spokoju po nich buszować.
Jeśli zapraszał gości, wiadomo było, że będzie ostro i na bogato. Na stołach, zamiast talerzy, leżały nagie kobiety, na których układano przekąski. Ludzie bujali się na kryształowych żyrandolach, kelnerzy na złotych tacach roznosili narkotyki. A seks uprawiało się bez skrępowania, gdzie popadło – na krzesłach, fotelach, na podłodze. Hutton nie wiedział tego wszystkiego, kiedy wywijał Freddiem na parkiecie, ani później, gdy znaleźli się w taksówce jadącej do domu gwiazdora.
To był chyba najlepszy moment w jego dotychczasowym życiu. Wyszedł z katolickiego domu, w którym żyło się biednie i prosto. Jego ojciec był piekarzem, a on jego siódmym dzieckiem, po nim urodziło się jeszcze troje. Szykował się do pójścia do zakonu, ale zakochał się w swoim nauczycielu i zrozumiał, że Kościół nie jest dla niego. Poszedł zatem na kurs fryzjerstwa.
Freddie miał za sobą zupełnie inne dzieciństwo. Jako Farrokh Bulsara urodził się w Zanzibarze w 1946 roku, w tradycyjnej rodzinie perskich, wysoko postawionych hindusów. Wtedy ta część Tanzanii była kolonią brytyjską. „Budziła mnie służba. Wychodziłem z domu ze szklanką soku pomarańczowego, wprost na plażę" – wspominał dzieciństwo Mercury. Jego rodzice wyznawali jedną z najstarszych religii świata, zaratusztrianizm. Freddie jako chłopiec przeszedł więc rytualną kąpiel religijną, podczas której odmawiał prastare modlitwy.
Koledzy wspominali go jako nieśmiałego, strachliwego dzieciaka. Kiedy uczył się grać na pianinie i nosił aparat na zębach, nic nie zapowiadało, że zmieni się w ekscentryczną gwiazdę rocka. Nikt też nie podejrzewał go o homoseksualizm, chociaż wprawiał w zakłopotanie kolegów, mówiąc do nich „skarbie". Potrafił godzinami stać przed lustrem, by na koniec spytać: „Dobrze dzisiaj wyglądam, prawda?".
Szalony, humorzasty, ale kochający życie Mercury narodził się dopiero w Londynie, gdzie jego rodzina przyjechała w 1964 roku, bo w Zaznibarze wybuchła wojna domowa. Freddie zatrudnił się w sklepie z używaną odzieżą i uczył się w Ealing College of Art, na wydziale grafiki. Zachwyciła go muzyka pop. „Będę legendą!"– powtarzał kolegom. W podaniu o paszport w rubryce „zawód" wpisał „muzyk". Białe koszule i spodnie zaprasowane w kant zastąpił jedwabnymi szalami, satynowymi spodniami i mnóstwem aksamitu! Tak go wspomina znajomy muzyka, Tony Catignani, w książce „Queen, królewska historia".
dla zalogowanych użytkowników serwisu.