Gdzie jest twarz boga


Być może to sprawiło, że Wandzie ogromnie przypadła do gustu teozofia, a wraz z nią wiara w reinkarnację, braterstwo wszystkich ludzi i to, że można przeniknąć tajemnice wszechświata dzięki mistycznym przeżyciom. O pierwszej książce teozoficznej „Filozofia ezoteryczna Indii", którą przeczytała, mieszkając już w Indiach, pisała: „Życie nie ma początku ni końca, jest wieczystą twórczością, nieodłącznym atrybutem świadomości najwyższej – Boga". 

Śmierć jest częścią podróży 

Tak już jest, że nie wszystko może trwać wiecznie. Wanda i jej rodzina wyobrażali sobie pewnie, że dziewczyna wyjdzie dobrze za mąż, przejmie majątek i dożyje starości, pielęgnując dzieci i ogród. Na krakowskim UJ studiowała romanistykę, przyrodoznawstwo na Sorbonie. Pomijając chichot historii, który miał zdewastować ziemiańskie życie na wschodzie Europy, to i tak los zdławił idyllę w zarodku.

Wanda zakochała się z wzajemnością w synu właściciela sąsiedniego majątku o niespotykanym już dziś imieniu Szczęsny. Oświadczył się i został przyjęty, gdy odwiedził Wandę z matką w Jałcie, gdzie się schroniły na początku rewolucji bolszewickiej. Niedługo po tym wydarzyła się tragedia.

Do jego dworu wtargnęła grupa uzbrojonych mężczyzn, którzy zmusili chłopaka do patrzenia na śmierć ojca, podpalonego żywcem. Wśród płomieni nieszczęśnik wyszedł na ganek i się zastrzelił. Kiedy po kilku dniach nadjechał oddział prowadzący podpalaczy jako jeńców, Szczęsny, poproszony o rozpoznanie morderców, nie skorzystał z okazji do zemsty. Wanda opowiadała tę historię przyjaciołom, którzy chcieli zrozumieć, dlaczego nigdy się z nikim nie związała. Uważała, że niewielu ludzi zdobyłoby się na taką szlachetność jak on. Gdy narzeczony zginął w potyczce z wojskami sowieckimi pod Baranowiczami w 1920 roku, postanowiła, że będzie sama przez resztę życia. 

reklama


Za pieniądze uzyskane za zastawioną w lombardzie rodową biżuterię Wanda pojechała do Paryża, by dostać zgodę na założenie Polskiego Towarzystwa Teozoficznego. Przy okazji poznała Jiddu Krishnamurtiego, hinduskiego filozofa i mistyka, który zachęcał do uważnego badania swoich myśli skażonych iluzjami niesionymi przez kulturę i wychowanie. Stał się jej autorytetem i przyjacielem. 

Ganges w Morskim Oku 

Twierdziła, że od zawsze intuicyjnie czuła, że śmierć jest tylko pewnym etapem w podróży, a ludzie wracają w kolejnych wcieleniach, by lepiej pomagać innym. W Polsce wyzwolonej spod zaborów została sekretarzem generalnym Polskiego Towarzystwa Teozoficznego, organizowała wyjazdy poświęcone teozofii do wsi Mężenin nad Bugiem.

Marzyła o wyjeździe do Indii. Wybierając się tam, sądziła, że to będą dłuższe wakacje. Nie spodziewała się, że rusza w podróż w jedną stronę, do swojej drugiej ojczyzny. Miała bilet powrotny ważny na trzy miesiące. Z początku zatrzymała ją tam aśrama Ramany Maharishiego, który przypominał jej Krishnamurtiego. Twierdziła, że poczuła coś tak przedziwnego, że postanowiła zostać w Indiach, aby to coś zbadać. Odesłała bilet.  

Zaczęła ubierać się w sari i ćwiczyć jogę. Spotkała Mahatmę Gandhiego. „Jesteś jedną z nas" – powiedział jej. Poznali się na Zjeździe Kongresu Narodowego. Wanda została jego bliską współpracownicą. Często odwiedzała jego główną kwaterę w Magawadi-Wardha. Wygłaszała płomienne mowy o miłości do ojczyzny. Indie walczące o wolność przypominały jej Polskę pod zaborami. Zachwycona mentalnością Hindusów pisała, że chciałaby „pokazać duszę Indii Polakom, choćby nielicznym, pozbawionym rasowych i religijnych przesądów, którzy kochają człowieka bez względu na to, jaką część świata zamieszkuje...".

Podczas II wojny światowej próbowała wrócić do Polski, żeby być blisko matki. Ale nie mogła się przebić przez Rumunię. Trafiła na uchodźców i strzępy rozbitego wojska. Po powrocie do Indii w kąt rzuciła medytacje, odosobnienia w klasztorach, jogę i zajęła się pomaganiem żołnierzom z armii generała Andersa, którzy uciekli z ZSRR oraz polskim sierotom. Założyła zespół dla kilkudziesięciorga dziewcząt i chłopców. W polskich strojach ludowych zjeździli z występami całe południowe Indie. 

Wanda Dynowska wierzyła, że dzięki literaturze można połączyć Wschód z Zachodem. Przetłumaczyła na hindi wiersze Mickiewicza. Pracując dla konsulatu polskiego w Bombaju, odkładała prawie całą pensję na Bibliotekę Polsko-Indyjską. Wydawała poezję indyjską, eposy i dzieła mistyków. W jednym z listów pisała: „Ów pomost, który buduję książkami między duszą Indii i Polski (...) jest dla dalekiej przyszłości. Co wart i jakie ma znaczenie nie wiem (...) Dowiem się o tym w chwili śmierci, bo się wówczas w jednym błysku widzi istotną prawdę swego życia, Dharmę swą i posłannictwo". 

Po wojnie odwiedziła Polskę w 1960 i 1969 roku. Wlała wtedy do Morskiego Oka wodę ze świętej rzeki Ganges, medytowała na Wzgórzu Wawelskim, gdzie znajduje się jeden z czakramów ziemi. Spotkała się też z biskupem Karolem Wojtyłą. Wtedy miał usłyszeć od niej prorocze słowa, że będzie papieżem. Przed śmiercią Dynowską odwiedzał ks. Marian Batogowski. To on udzielił jej ostatniego rozgrzeszenia.

„Ludzie modlą się do Boga stworzonego własną koncepcją, a gdy nagle porwie ich zachwyt wobec Przyrody – lub miłość do drugiego człowieka, nie przypuszczają, że właśnie wtedy stają twarzą w twarz z Bogiem, z Tym, co w żadne idee ani koncepcje nie da się zamknąć, a jest wciąż wszędzie wokół nas i w nas" – napisała w liście do przyjaciółki. Ona twarz Boga widziała w ludziach, którzy potrzebują pomocy. 

Katarzyna Szczerbowska 
fot. archiwum prywatne, wikipedia, shutterstock 

Galeria zdjęć

W lewo
W prawo
Źródło: Wróżka nr 6/2016
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl