Odwołaj oskarżenia albo... twój klub nigdy już nie wygra – zagroził trenerowi lapoński sędzia piłkarski. I podziałało. Klątwy lapońskich szamanów Norwegowie boją się jak ognia.
Co takiego zdarzyło się podczas meczu piłkarskiego norweskiej czwartej ligi, że zainteresował się tym cały świat? Bo przecież nie chodziło o kiepską kopaninę gdzieś daleko za kręgiem polarnym, zakończoną wynikiem 2:1.
Po meczu trener przegranej drużyny oskarżył o stronniczość i ustawienie meczu sędziego. A ten zagroził mu rzuceniem na jego klub... klątwy. – Jeżeli klub nie odwoła publicznie oskarżeń i nie przeprosi mnie, jego drużyna już nigdy nie wygra – powiedział poważnie sędzia Mikkel Sara.
Tu musimy dodać, że Sara jest Lapończykiem, co dla tej historii ma kluczowe znaczenie. Klątwa zaś to gand – rzucany przez lapońskich szamanów od średniowiecza – jedyna rzecz, która potrafi nieźle przerazić Norwegów. Choć nie wierzą w duchy, a wielu także w Boga, gandu boją się wszyscy.
Mikkel Sara żądane przeprosiny otrzymał. Wszyscy dobrze pamiętali historię z 2001 r., kiedy to klub Tromsø IL przegrał wszystkie mecze w sezonie po tym, jak został obłożony lapońską klątwą. Zanim zresztą zdecydowano się przeprosić, piłkarze przegrali dwa kolejne mecze. Działacze klubu publicznie zapewnili więc sędziego, że nigdy już nie zakwestionują jego uczciwości.
Przeklęty burmistrz
Wieść o groźbie sędziego wzbudziła na świecie raczej wesołość, ale w Norwegii nie śmiał się nikt. Tutaj lapońskich czarowników, zwanych noaidi, traktuje serio nawet państwowy Kościół protestancki. Po wypowiedzi Mikkela Sary głos zabrał Magne Gamlemshaug, główny doradca tego kościoła, pracujący przy misji lapońskiej. Ostrzegł, że gróźb arbitra nie można traktować jak żartu. – Umiejętności lapońskich szamanów znane są od setek lat. Są przerażające, a klątwy skuteczne. Już wielokrotnie się o tym przekonaliśmy – powiedział w norweskiej telewizji.
Jedną z najbardziej znanych ofiar gandu był w ostatnich latach Thorvald Aspenes, polityk norweskiej Partii Postępu, burmistrz jednego z miast w północnej Norwegii. Zaproponował zamknięcie lokalnej szkoły z językiem lapońskim i drastyczne obcięcie finansowania kolejnych. Rozwścieczył tym polityków lapońskiego pochodzenia. Jeden z nich, Olaf Eliassen, miał wtedy rzucić na niego klątwę. Aspenes momentalnie zachorował na zapalenie zatok, miał silne bóle głowy, cierpiał na tajemnicze infekcje gardła, uszu i oczu. Przestał też dobrze sypiać.
reklama
– To stało się po ostrej wymianie zdań – mówił Aspenes w wywiadzie dla lokalnej gazety, oskarżając Lapończyka o gand. – Najpierw Eliassen powiedział, że będę cierpiał za to, co zrobiłem. Następnie spojrzał na mnie i wymamrotał coś trzykrotnie w swoim języku. Zaraz potem dostałem dreszczy i gorączki. Ale kiedy Aspenes oznajmił, że szkoły z językiem lapońskim nie będą likwidowane, wszystkie jego dolegliwości ustąpiły.
Bęben budzi sztorm Lapończycy, zwani dziś Saamami, to potomkowie dawnych mieszkańców Skandynawii. Ich ojczyzną jest Laponia – obszar obejmujący północne krańce Norwegii, Finlandii, Rosji i Szwecji. Choć formalnie są obywatelami krajów, w których żyją, bardzo się od nich różnią. Przez długi czas niewiele sobie robili z granic państwowych. Prowadzili koczowniczy tryb życia, zajmowali się myślistwem, rybołówstwem i hodowlą reniferów.
Dopiero w XIX w. przyjęli chrześcijaństwo, większość z nich luteranizm. Ale nadal przestrzegają dawnych wierzeń i szamańskich praktyk. I nie zmienił tego fakt, że przez wieki były one tępione przez państwowy Kościół protestancki. Za ukrywanie czarownika groziło kiedyś nawet osiem lat więzienia. Zachowały się protokoły sądowe z XVII-wiecznej Finlandii z wyrokami na lapońskich czarowników. Jeden został skazany za zabicie klątwą nieuczciwego wspólnika. Innego oskarżono o wywołanie burzy na morzu za pomocą szamańskiego bębna.
Tradycja północnoeuropejskich szamanów sięga końca ostatniej epoki lodowcowej, a więc 10 tys. lat wstecz. Kiedy lód zaczął się cofać, Lapończycy podążali za
reniferami, które uważali za święte zwierzęta. Tak dotarli do północnej Skandynawii i na Półwysep Kolski i do dziś tam żyją. Kochają przyrodę nietkniętą ludzką ręką i dzikie zwierzęta. Wierzą, że dzięki temu znajdują się bliżej ducha natury i otrzymują od niej specjalną energię.
Klątwa rzucona, budowa niedokończona W latach 70. ubiegłego wieku rząd norweski postanowił wybudować elektrownię wodną przy rzece przepływającej przez pastwiska reniferów. Lapończycy ostro zaprotestowali. Najpierw pisali petycje do rządu, potem organizowali demonstracje i protesty głodowe pod parlamentem. Konflikt sięgnął zenitu, gdy przywódca protestujących zdetonował bombę na moście prowadzącym do elektrowni. Chcąc uniknąć więzienia, uciekł do Kanady, do tamtejszych Indian. I stamtąd razem rzucili klątwę na Norwegię.
Na ten temat
Prawdziwe problemy to takie, na które trudno znaleźć radę w naszej racjonalnej rzeczywistości...
W waszym rodzie będą umierały wszystkie niemowlęta. Jedno po drugim. Wasz ród zginie…
Od tego momentu nad budową elektrowni zawisło jakieś fatum. W końcu budowę zawieszono, a władze Norwegii oficjalnie poprosiły Lapończyków o zdjęcie klątwy. Ci, w zamian za odczarowanie, zażądali utworzenia autonomicznego parlamentu ludu Saami oraz nadania mu prawa do decydowania o zagospodarowaniu swoich terenów. Władze zgodziły się i klątwa została zdjęta. Ukończono budowę elektrowni, a król Olaf V otworzył lapoński parlament, Sametinget. Nawet lider protestów powrócił z Kanady do Norwegii, gdzie nikt już nie wspominał o nałożonym na niego wyroku 21 lat więzienia.
A wracając do historii nieszczęsnego meczu... Skomentował ją niedawno w telewizji jeden z szamanów ludu Saami. Tłumacząc decyzję sędziego Mikkela Sary, powiedział, że lapońscy czarownicy zwykle używają swych mocy, by pomagać ludziom. Ale jeśli już zdecydują się rzucić klątwę, to jest ona tak silna, że może wywołać choroby lub doprowadzić do innych nieszczęść.
Ich moc pochodzi bowiem od natury, z którą Saamowie mają silny kontakt od tysięcy lat. Ich wyostrzone zmysły wykorzystują siły, o których ludzie w miastach dawno już zapomnieli. Dlatego Saamowie, rdzenni mieszkańcy tych ziem, latami gnębieni i prześladowani przez napływowych „białych" Norwegów, zdołali przetrwać, obronić swoją kulturę, a nawet wywalczyć prawa polityczne. Ich obrońcami byli bowiem szamani-czarownicy i gand – odwieczna lapońska klątwa.
Ewa Dereńfot.: wikipedia, shutterstock, getty images
dla zalogowanych użytkowników serwisu.