Wystarczy dużo słońca
Nie jest specjalnie wymagającą rośliną. Najbardziej lubi słoneczne, wapienne wzgórza greckich wysepek rozsianych po Morzu Egejskim (u nas najlepiej czuje się w doniczkowych ziołowych ogródkach lub na jasnej, osłoniętej przed wiatrem rabatce).
Wybraliśmy się na jedną z nich – Symi – słynącą z naturalnych gąbek, które poławiacze do dziś wyciągają z głębin, nurkując na kilkadziesiąt metrów. Port, jak to port, pachniał rybami, wokół tawerny, koty plączące się pod stolikami, stragany obwieszone wyciągniętymi z morza stworzeniami.
Wśród nich jeden z innej bajki. Domek i sklepik czarownika. Wraz z rodziną starszy pan przez całe lato i jesień chodzi po górach i zbiera lecznicze rośliny. Trafiliśmy do niego biorąc nos za przewodnika, bo stragan, on sam i jego żona roztaczali rzeczywiście woń niezwykłą – świeżych, nagrzanych słońcem ziół. Powiązane w bukiety zwisały z sufitu majeranki, bazylie, lawendy, mięty, cudowne miodowe tymianki. Najbardziej jednak pachniała właśnie ona – szałwia – prześliczna roślina z fioletowymi kwiatami o korzennym, ostrym aromacie.
Przywiozłam do Polski ogromny krzak. Przez pierwsze dni mąż nie mógł spać w nocy. Wyniosłam więc suszkę do kuchni (poza garstką listków, które wsypałam do woreczka i włożyłam do szuflady z bielizną), gałązki powkładałam na półki z jedzeniem. W ten sposób dość radykalnie zakończyłam wojnę z komarami, muchami i mrówkami, które zawsze próbowały z lasu wprowadzić się jesienią do domu. Wyniósł się nawet pająk, choć całe lato spędził za doniczką na oknie. A kuchnia? Cóż, pachnie jak domek zielarza na wyspie Symi.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.