Swietłana Dworzak

Umie podpowiedzieć, co należy zrobić, by dożyć sędziwego wieku...

Rzadko kiedy ludzie przychodzą do mnie po wróżbę. Najczęściej chcą się odnaleźć w życiu, które nie dało im szczęścia. Szukają dróg wyjścia. Opowiadają o swoich problemach. Czasem bardzo poważnych. Jestem kimś pomiędzy psychologiem, ścianą płaczu, a deską ratunku; nadzieją na odmianę - mówi Swietłana Dworzak, chiromantka.

Urodziła się na Dalekim Wschodzie, tam gdzie Rosja graniczy z Chinami, w amurskim obwodzie, w wiosce Archara. Jako dziecko razem z kolegami chodziła do lasu i na łąkę zbierać zioła i grzyby. Z tych grzybów, często trujących, babka przygotowywała lekarstwa. Swietłana nie zwracała wówczas uwagi ani na przepisy, ani na sposób przyrządzania mikstur. Nawet nie pytała, na co mają pomagać. - Gdy ktoś z nas zachorował - wspomina - babka podawała "coś", co leczyło, bo w naszej wsi nie było lekarza.

Uważałam to, co robi, za coś całkiem naturalnego, tak oczywistego jak oddychanie. Dopiero gdy przeprowadziliśmy się do miasta zobaczyłam, że tam zupełnie tego nie doceniają i śmieją się, że zabobon. Moje ręce były zawsze bardzo sprawne. Potrafiłam wyczarowywać różne cudeńka. Zanim jeszcze zaczęłam czytać z dłoni, ba - zanim w ogóle dowiedziałam się, że to potrafię, lubiłam przyglądać się cudzym dłoniom. Porównywałam, czy mają coś wspólnego z twarzą. Zauważyłam wówczas pewną prawidłowość: niektóre dłonie są jakby od innego człowieka.

Zupełnie nie przystają do jego twarzy. Dziś już wiem: to oznacza, że jest w tym kimś jakieś pęknięcie, powstałe może jeszcze w dzieciństwie, zupełnie nie uświadamiane, a jednak przeszkadzające w samorealizacji. Pierwszy raz "powróżyła" Swietłana pielęgniarce. Miała wówczas 18 lat i z ciężkim zatruciem trafiła do szpitala. Oczywiście z zainteresowaniem obserwowała dłonie siostrzyczki. Gdy któregoś dnia prawie bezwiednie zaczęła jej mówić, co na nich widzi, pielęgniarka nie kryła zdumienia.

Okazało się, że trafiała w dziesiątkę. Wszystko, co jej powiedziała o przeszłości, zgadzało się co do joty, a przewidywania przyszłości miały bardzo szybko znaleźć potwierdzenie. - Od tego momentu lekarze i pielęgniarki ustawiali się do mnie w kolejce - śmieje się. - Byłam wtedy młodą dziewczyną, nic nie wiedziałam o psychologii i w tych pierwszych "wróżbach" popełniłam podstawowy błąd. Mówiłam bowiem wszystko, co widzę i czuję. Teraz dopiero wiem, że tak nie wolno, bo można człowieka bardzo skrzywdzić.

reklama

Czasem mówią o mnie "wróżka"


Trochę mnie to drażni. Bo tak naprawdę, to ja nie wróżę. Nie umiem odpowiedzieć na zwykłe ludzkie pytania: co będzie, co mi się przytrafi? Ja tego nie wiem. Muszę najpierw zrobić analizę całego życia, zobaczyć, co wpłynęło na rozwój danego człowieka w okresie dzieciństwa, by w ogóle móc cokolwiek o nim powiedzieć. Czytam z dłoni. Ale przecież nie jestem Sherlockiem Holmesem. Nie jest dla mnie ważne czy dłoń jest zadbana, czy nie. Zwracam uwagę przede wszystkim na jej kształt i wielkość; dotyczy to także palców, paznokci. Badam strukturę skóry - czy jest miękka, czy gruba.

Oglądam zewnętrzną stronę dłoni, czyli jej grzbiet - to jakby zewnętrzna strona człowieka. W pewnym momencie wszystko zgrywa się w całość. Gdy chcę wydzielić jakąś cząstkę życia, zwracam szczególną uwagę na różnice, np. między ciałem a dłońmi. Nie ma dłoni ważniejszej i mniej ważnej. U ludzi praworęcznych na lewej zapisane jest przeznaczenie, z którym przychodzimy na świat. Prawa - to ręka realizacji. Porównanie ich obu może pokazać, jakich błędów np. uniknęliśmy, a jakie możemy popełnić w przyszłości.

Nieszczęściu można zapobiec

Ludzie często są zszokowani, że aż tyle da się o nich powiedzieć z dłoni. Czasem da się uniknąć wypadków sygnalizowanych przez znaki, chorób lub nawet śmierci. Bo temu, co ma się zdarzyć, na szczęście często udaje się zapobiec. Ale jeżeli na obu dłoniach widnieją identyczne znaki wieszczące nieszczęście, już nic nie da się zrobić. Jednak nigdy nikomu nie powiem, że umrze np. za pięć czy dziesięć lat, choćbym to nawet zobaczyła. Patrzę na dłonie, na linie życia, głowy, serca, losu i przeznaczenia. Niczego nie potrafię powiedzieć o kimś tylko na podstawie jednego znaku. Trzeba jeszcze znaleźć potwierdzenie w dwu, albo trzech innych, które współgrają ze sobą. Tylko wtedy da się określić z pewnym prawdopodobieństwem, że coś się wydarzy. Ludzie myślą, że jeżeli mają krótką linię życia, to długo nie pożyją. To nie tak.

Linia ta pokazuje genetyczne uwarunkowania, siły witalne, energię człowieka, odporność organizmu - słowem - w jaki sposób będzie sobie radził całe życie z chorobami. Krótka najczęściej wskazuje na moment, w którym zacznie brakować jej właścicielowi sił witalnych. Mogę w pewnym przybliżeniu określić, w jakim wieku rozpocznie się jego biologiczna starość. Ale mogę też odczytać, co człowiek powinien zrobić, by tego uniknąć. Bo w pewnym stopniu mamy wpływ na swoją przyszłość.

Jeśli widzę, że np. pomiędzy 35 a 40 rokiem życia ten ktoś będzie narażony na ciężkie choroby, to radzę mu, by wcześniej wzmocnił swój organizm i by w tym czasie nie lekceważył żadnej dolegliwości. Jeśli będzie działał mądrze, dożyje podeszłego wieku. I odwrotnie: jeśli zacznie szafować zdrowiem i niszczyć odporność daną mu przez naturę, mimo potężnej linii życia, ma szanse umrzeć młodo.

Najważniejsze jest pierwsze wrażenie


Swietłana Dworzak intuicyjnie wyczuwa, czy ktoś, kto do niej przyszedł, potrzebuje pomocy bioenergoterapeutki, czy chce poznać swoje losy. Patrzy na człowieka i wie, co będzie dla niego najlepsze: czy wróżba z kart Tarota, czy to, co wyczyta z dłoni, czy też więcej powiedzą np. rzucone orzechy. Swietłana rzuca je tak, jak kości, wśród nich muszą być jakieś drobne rzeczy człowieka (np. pierścionek, spinka do krawata). W zależności jak się ułożą, potrafi powiedzieć o tym kimś wiele. Pomaga ludziom oczyszczając ich z negatywnych energii, wyzwala dzieci z dręczących je lęków.

Nierzadko człowiek nadwrażliwy, którego uwolniła od negatywnej energii, potrzebuje jeszcze dodatkowej ochrony. Robi mu więc specjalny osobisty amulet. Może nim być jakaś osobista rzecz, choćby łańcuszek, który przygotowany przez Swietłanę będzie spełniał rolę obrońcy. Czy jest także egzorcystką? - Nie, nie odważyłabym się tego nigdy robić - odpowiada. - Zresztą nie było nigdy takiej potrzeby. A tak naprawdę, nie miałabym aż tyle odwagi... Przyjechała do Polski cztery lata temu. Ma tu dużą rodzinę, ale nie przywiodła jej nostalgia. Wybrała ojczyznę męża. - Ale wszędzie czuję się dobrze. W mojej wsi byłam szczęśliwa i tu także jestem. Zawsze trafiam na dobrych ludzi...

Źródło: Wróżka nr 3/1998
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl