Innocenty III i wyprawy krzyżowe

Uważany za jednego z najwybitniejszych papieży średniowiecza Innocenty III, przygotowując reformę Kościoła, nie zawahał się wykorzystać dla własnych celów tysięcy dzieci.

Innocenty III i wyprawy krzyżoweNa początku maja 1212 roku we francuskim mieście Saint-Denis pojawił się dwunastoletni chłopiec o imieniu Stefan. Dotąd pasał owce w okolicy mieściny Cloyes, ale – jak twierdził – objawił mu się Jezus i wręczył list dla króla Francji Filipa, nawołujący do kolejnej krucjaty. Niestety, król nie przejął się rozkazem z niebios i kazał chłopcu wrócić do domu, a sprawy krucjat pozostawić papieżowi.

Pastuszek z charyzmą

Stefan nie posłuchał rady króla. A że miał ogromny dar przekonywania i potrafił gadać jak mało kto, rozpoczął nawoływania do wyjątkowej krucjaty, która ostatecznie pokona niewiernych w Ziemi Świętej i odzyska dla chrześcijan Jerozolimę. Twierdził, że dotychczasowe cztery wielkie wyprawy nie przyniosły zwycięstwa, Jerozolimę bowiem ma zdobyć nie siła, a niewinność. Zapewniał, że w czasie cudownego objawienia sam Jezus nakazał mu, by poprowadził krucjatę złożoną z samych niewinnych dzieci.

Za sprawą Boską rozstąpią się przed nimi wody mórz i wyprawa suchą nogą dotrze do Palestyny. Początkowo ani król Filip, ani papież nie zwracali na jego przemowy uwagi. W ich oczach Stefan był jednym z tych niegroźnych religijnych fanatyków, od których roiła się ówczesna Europa. Jednak nawoływania Stefana szybko przyniosły nadzwyczajny efekt. W ciągu zaledwie miesiąca wokół dawnego pastuszka zgromadziło się ponad dwadzieścia tysięcy dzieci, a kolejne ich rzesze nadciągały z całego kraju.

Pod koniec czerwca ponad trzydzieści tysięcy dzieci, z których żadne – jak pisali kronikarze – nie przekroczyło trzynastego roku życia, gotowych było u boku Stefana wyzwalać Grób Pański. Trzeba przyznać, że król Filip zamierzał początkowo interweniować i położyć kres tej szaleńczej wyprawie, ale zaniechał tego, ponieważ papież Innocenty III (1198-1216) gorąco poparł pielgrzymów. Najprawdopodobniej zakładał on, że wyprawa i tak nie dojdzie do skutku, a zamieszanie, jakie wywoływała, stanowiło doskonały parawan, za którym mógł spokojnie przygotowywać reformatorskie dokumenty na przyszły sobór.

Cud, którego nie było

Nikt nie przypuszczał, że sytuacja wymknie się dorosłym spod kontroli. Tymczasem rzesze dzieciaków uzyskały wsparcie wielu młodych księży. Błogosławili oni uczestników krucjaty i wmawiali zrozpaczonym rodzicom, że to przedsięwzięcie miłe Bogu i z całą pewnością przyniesie sukces i chwałę. I tak krucjata ruszyła na południe. Dzieci szły pieszo, żywiąc się tym, co dostały od mieszkańców mijanych wsi i miasteczek. Ale lato 1212 roku było niezwykle gorące, Europę trapiła susza, brakowało żywności i wody. Toteż po drodze do Marsylii wielu małych pielgrzymów zmarło z wycieńczenia i głodu. Ci, którzy przeżyli, pobiegli na brzeg morza, by zobaczyć, czy jego wody już się rozstąpiły. Niestety, cud się nie zdarzył.

reklama


Po kilku dniach pojawiły się statki, które miały przewieźć dzieci do Ziemi Świętej. Mówiono, że marsylscy kupcy opłacili je nie tyle z pobożności, co dla świętego spokoju. Życie w mieście okupowanym przez tak ogromną liczbę dzieci musiało być niezwykle uciążliwe. Innocenty III, słuchając doniesień o tym, jakie tłumy zdołał zebrać Stefan, przestraszył się, że ewentualne zwycięstwo w Jerozolimie odbędzie się bez jego, choćby symbolicznego udziału.

W kazaniach chwalił więc krucjatę i zapewniał, że sama obecność niewinnych duszyczek pod murami Jerozolimy skłoni niewiernych do ucieczki. Wieść o wystąpieniu papieża szybko dotarła do Nadrenii. Dzieci niemieckie nie chciały być gorsze od francuskich. Przed katedrą w Kolonii pojawił się czternastoletni Mikołaj i, podobnie jak Stefan, zaczął wzywać do krucjaty. W ciągu kilku tygodni zebrał blisko czterdzieści tysięcy dzieci. Średnia wieku, jak odnotowują kronikarze, była o dwa lata wyższa od średniej wieku dzieci francuskich, ale i tu nie było nikogo, kto przekroczyłby 15 lat.

Pielgrzymi wyruszyli z Kolonii podzieleni na dwie kompanie. Pierwsza, pod wodzą Mikołaja, ruszyła w górę Renu do Bazylei, potem przeszła przez zachodnią Szwajcarię, by na koniec poprzez przełęcz Mont-Cenis przebyć Alpy. Na drugą stronę Alp, pod mury Genui, dotarła już tylko jedna trzecia dzieci. I one nie doczekały rozstąpienia się morza. Część z nich, rozczarowana takim obrotem sprawy, pozostała w Genui, część ruszyła w drogę powrotną. Większość jednak ruszyła dalej, mając nadzieję, że morze rozstąpi się przed nimi w innym miejscu. I znowu kilku kapitanów z Pizy zabrało część dzieciaków na pokład statków, obiecując, że odwiozą je do Palestyny.

Mikołaj z pozostałymi powlókł się do Rzymu, gdzie wprawdzie Innocenty III ich pobłogosławił, ale przerażony skalą zjawiska nakazał powrót do domu. Następnego roku do Kolonii z dwudziestu tysięcy uczestników krucjaty dotarło zaledwie kilkuset. Podobny los spotkał drugą kompanię. Ci przeprawili się przez Alpy przełęczą Św. Gotarda i dotarli nad Adriatyk w Ankonie. I przed nimi, mimo gorących modlitw, morze nie chciało się rozstąpić. Część dzieci zabrały statki płynące do Palestyny. Reszta zawróciła do domu. Po rocznym marszu ocalała tylko garstka. Dla średniowiecznej Europy utrata blisko siedemdziesięciu tysięcy dzieci była prawdziwym ciosem.

Miecz lepszy od modlitwy

Niemiecki ksiądz, uwolniony z arabskiej niewoli, przyniósł wieści o losie dzieci. Okazało się, że kupcy, którzy zabrali pielgrzymów na pokłady swoich statków, sprzedawali je masowo na targowiskach Aleksandrii, Bagdadu i Damaszku, zbijając fortuny! Ceny niewolników spadły w tym czasie wyjątkowo nisko... Dla Innocentego III dziecięca krucjata była prawdziwym darem niebios. Mógł w spokoju przygotować IV Sobór Laterański w 1215 roku, na którym ogłosił konieczność sfinansowania przez władców europejskich kolejnej krucjaty dla pomszczenia tysięcy niewinnych duszyczek. I raz na zawsze przekonać wiernych, że o Ziemię Świętą nie da się walczyć modlitwą, Pan bowiem najprawdopodobniej upodobał sobie ogień i miecz. Papież nie doczekał wymarzonej przez siebie, piątej już wyprawy krzyżowej. Zmarł nagle 16 lipca 1216 roku, a historia uznała go za jednego z najwybitniejszych papieży średniowiecza. On sam uważał siebie za „Ucieleśnienie Chrystusa”.


Jerzy Gracz


Źródło: Wróżka nr 8/2008
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl