Jacqueline Kennedy

Jackie, jak mogłaś?

Greckiego multimilionera Arystotelesa Onassisa, właściciela flotylli ponad stu statków, kasyna, linii lotniczej, a nawet wyspy na Morzu Jońskim, poznała jeszcze w czasach, gdy Kennedy był senatorem. Zaprosił ich na wspólny rejs swoim luksusowym jachtem. Wśród gości znalazł się między innymi Winston Churchill. Po zabójstwie prezydenta Onassis osobiście złożył wdowie kondolencje, wziął udział w pogrzebie i dyskretnie usunął się w cień.

Gdy wróciła do wielkiego świata, przypomniał o sobie, zaproponował wspólną kolację, potem wypad do Paryża i wreszcie rejs swym baśniowym jachtem. Podczas morskiej podróży poprosił o rękę. Nie zgodziła się od razu. Onassis był rozwodnikiem, więc obawiała się reakcji rodziny i Kościoła. Klan Kennedych powiedział jednoznacznie: „Nie!”, znajomi duchowni bezradnie rozkładali ręce. Wahała się do chwili, gdy brat zamordowanego prezydenta i jej najbardziej zaufany powiernik Robert Kennedy padł ofiarą kolejnego zamachu. Przeraziła się, że również ją lub dzieci może spotkać podobny los. Grecki magnat dawał gwarancje absolutnego bezpieczeństwa, do jego posiadłości na prywatnej wyspie Skorpios nie mógł się wedrzeć nikt niepożądany.

Ponieważ Kościół katolicki odmówił zgody, wzięli ślub w obrządku prawosławnym. Ze spokojem przyjęła oświadczenie rzecznika Watykanu, że postępując wbrew prawu kanonicznemu, straciła prawo przystępowania do sakramentów. „Jackie, jak mogłaś?”, „Dlaczego właśnie on?” „Gniew, szok, obrzydzenie” – krzyczały tytuły w gazetach. Onassis był od niej starszy o 23 lata, groziły mu procesy przed amerykańskimi sądami za prowadzenie interesów na pograniczu prawa. Ją oskarżano wprost o sprzedanie się dla pieniędzy. – Byliby najszczęśliwsi, gdybym jak indyjska wdowa rzuciła się na stos pogrzebowy i spłonęła razem ze zmarłym mężem – oświadczyła na jednym z przyjęć i urażona przestała udzielać jakichkolwiek wypowiedzi dla mediów.

reklama

Multimilionerka za biurkiem

Po sześciu latach małżeństwa Onassis zmarł. Jackie otrzymała w spadku 26 milionów dolarów. To wystarczająca suma, by wieść wygodne i przyjemne życie. Ale w niej odezwała się druga natura, odziedziczona po matce. Zatrudniła się w wydawnictwie, recenzowała książki, negocjowała z autorami, dobierała ilustracje. Zarabiała... 200 dolarów tygodniowo. Jej drugą pasją stała się walka o ratowanie zabytkowych budowli w Nowym Jorku. Nie szczędziła sił i pieniędzy na procesy z firmami, które chciały je burzyć, by stawiać następne wieżowce. Uratowała między innymi otoczenie dworca kolejowego na Manhattanie i kościoła św. Bartłomieja. Uprawiała jogę, medytowała. Nikt poza najbliższymi znajomymi nie wiedział, że ma nowego życiowego partnera – potentata rynku diamentów Maurice’a Tempelsmana.

Mieszkali razem przez kilkanaście lat, on był Żydem, więc nie chcąc wywoływać kolejnego skandalu, zdecydowali się nie legalizować tego związku. Dziennikarze zachodzili w głowę, dlaczego multimilionerka i gwiazda salonów stała się kobietą pracującą. Jackie milczała bardzo długo, wreszcie uległa namowom feministki Glorii Steinem i napisała artykuł do magazynu „Ms”: „Większość kobiet z mojego pokolenia pogodziła się z poglądem, że po założeniu rodziny nie powinny pracować. Nie wiadomo więc, do czego potrzebne im były studia, wiadomo natomiast, że po odchowaniu dzieci mogły już tylko siedzieć w kuchni i patrzeć na spływające po szybie krople deszczu. Ich szare komórki rdzewiały. Moim zdaniem powinno być inaczej, gdyż szczęście to pełne wykorzystywanie własnych zdolności i możliwości. Dlatego każdy, kto odczuwa taką potrzebę, powinien pracować”.

Ostatni spacer

Niezależność i siłę charakteru pokazała także, gdy w styczniu 1994 roku lekarze wykryli u niej nowotwór układu limfatycznego. Choroba była we wczesnym stadium, mieli nadzieję na wyleczenie. Ale rak okazał się wyjątkowo złośliwy, odporny na chemioterapię. – Chcę wrócić do domu i umrzeć u siebie, wśród bliskich – oświadczyła. Nie życzyła też sobie podtrzymywania życia sztucznymi metodami. Wszystkie prośby spełniono.

Wsparta na ramieniu wiernego Maurice’a Tempelsmana wyszła na ostatni spacer do parku. Po powrocie poprosiła o wezwanie księdza, wyspowiadała się, przyjęła komunię i ostatnie namaszczenie. 19 maja zmarła. – Odchodziła otoczona rodziną, przyjaciółmi i tym, co ukochała najbardziej: książkami. Umarła tak, jak żyła, na swój własny sposób – powiedział przed kamerami telewizyjnymi syn, John Kennedy.

Nikt nie wyglądal jak Ona, nikt nie wypowiadal się jak Ona, nie pisal jak Ona i nie byl tak oryginalny jak Ona we wszystkim, co robiła.
John Kennedy junior



Kazimierz Pytko

Źródło: Wróżka nr 8/2008
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka