Ta miłość zmieni świat

Kirsten odnajduje na podwórku psa Miśka. Długowłosy wiejski kundel, skopany kiedyś przez ludzi tak dotkliwie, że do dziś ma uszkodzone oko, jeszcze tydzień wcześniej nie pozwalał się nikomu dotknąć. Po kilku zabiegach Kirsten dziś wdzięczy się do wszystkich i nadstawia ciało do masażu każdemu, kto tylko chce go masować..

- Masujemy z włosem, zgiętymi palcami, kolistym ruchem wskazówek zegara - instruuje nas Kirsten Helming. - Kiedy to robicie, starajcie się wkładać w to całą energię i uwagę. Na ciele psa znajdziecie gorące miejsca; każde z nich to problem zdrowotny. Sygnałem problemów są też punkty zimne...

Suczkę Wikę obdarowała Kirsten spokojem i pewnością siebie.

Ze swoimi opiekunami stawia się na nasze zajęcia suczka z pobliskiej leśniczówki, Wika. Mieszaniec w biało-czarne łaty przez lata regularnie padał ofiarą agresywnej suki z tego samego podwórka. Kirsten tydzień wcześniej rozmawiała z Wiką, masowała i dodatkowo umocowała jej pod obróżką cytryn - kamień, który daje pewność siebie. Zaleciła go też wrzucać do wody, którą pies pije. Pojenie zwierząt wodą z odpowiednim zestawem kamieni to jeden z podstawowych sposobów leczenia.

Ale z miłością do zwierząt nie wolno przesadzać - ostrzega Kirsten. - Nad zwierzęciem absolutnie nie wolno się rozczulać, ani go żałować. Bo wtedy nie będziecie w stanie rozróżnić, czy to, co czujecie, to smutek zwierzęcia czy wasz własny, czy ból zwierzęcia, czy wasz własny... Współczucie osłabia, pogłębia poczucie bezradności i depresji, utrudnia skuteczną pomoc.

Jako przykład podaje psa z gospodarstwa, gdzie odbywamy ćwiczenia. Trzymany na zbyt krótkim łańcuchu, jeszcze tydzień temu był szczekającym bez przerwy kłębkiem wściekłości i rozpaczy. Nienawidził ludzi, zwierząt i podwórza. - Gdy pierwszy raz tam weszłam - opowiada Kirsten - pochwaliłam go, że wykonuje bardzo dobrą i pożyteczną pracę, że jego szczekanie jest wspaniałe, ponieważ ostrzega przed niebezpieczeństwem i złodziejami. Pozwolił zrobić sobie masaż, udało mi się rozluźnić jego poblokowane mięśnie. Gdy zapytałam, co jeszcze mogę dla niego zrobić, odpowiedział: - Możesz mnie pogłaskać. Nikt tego nie robi, bo wszyscy się mnie potwornie boją.

No i proszę jaki efekt: pies, choć ciągle na przykrótkim łańcuchu, obszczekuje nas krótko i raczej przyjacielsko, a humor ma tak pogodny, że chce mu się podglądać kota masowanego w stodole...

Kirsten porozumiewała się ze zwierzętami od dzieciństwa. Taki sam dar posiadała jej babcia. Gdy specjalistka od regresingu cofnęła ją do poprzednich wcieleń, okazało się, że w wielu z nich żyła sam na sam ze zwierzętami; w starożytności opiekowała się nawet młodymi lwami... Ale przez większą część obecnego życia zwierzęta były tylko jej niespełnionym marzeniem. Najpierw, w dzieciństwie, pedantyczna mama nie chciała nawet słyszeć, by po mieszkaniu kręciło się coś, co gubi sierść, pióra i siusia na podłogę. Gdy dorosła i wyszła za mąż, urodziła syna - astmatyka silnie uczulonego na sierść. Dopiero po jego wyjeździe na studia do innego miasta, mogła wprowadzić do domu pierwszą kotkę....

reklama

Przez kilkanaście lat, jakie upłynęły od tamtej chwili do dzisiaj, przez jej dom przewinęło się wiele zwierząt. Ale szczególnym sentymentem darzy gęsi. Rozczuliły ją bardzo, gdy pewnego dnia wyleczyła jedną, należącą do sąsiada, w ten sposób, iż przybandażowała jej do złamanej - cały czas trzymanej w górze nogi - odpowiedni leczniczy kamień. Gdy następnego dnia udała się na łąkę, całe stado gęsi stało na jednej nodze...

- Też prosiły o kamień, bo tamta zdążyła już rozpowiedzieć, że jest dla nich bardzo dobry. Innym razem gęsi zachwyciły Kirsten i wzbudziły jej wielki szacunek, gdy wyznały, iż zdają sobie sprawę z tego, że są hodowane na zabicie, lecz proszą, by zabijano je pojedynczo, nie na oczach stada... Właściciele gęsi przychylili się do tej prośby i ludzie ze wsi nie mogli się później nadziwić, że ptaki w takiej ciszy i dostojeństwie stoją w kolejce do zagłady...

- W przeciwieństwie do ludzi, zwierzęta się śmierci nie boją - mówi Kirsten. - Rozumieją, że musi nadejść, czasem się jej wręcz domagają. Jak pewna chora suczka, której opiekunowie na siłę chcieli przedłużyć życie, bo psie szczęście wyobrażali sobie po ludzku. Poddali suczkę kolejnej operacji, choć ona, ustami Kirsten, prosiła, że chce już umrzeć. Ale państwo postawili na swoim. Więc i ona postawiła: nie obudziła się z narkozy...

Śmierć przychodzi także na nasze podwórko. Drugiego dnia rano gospodyni przemierza je, niosąc w wiadrze świeżo zabitą kurę. Po jakimś czasie Kirsten słyszy wołanie królików. Gdy podchodzi, najstarszy mówi: - Nie chcemy, by zabijano kury na pieńku przed naszymi klatkami, nie możemy na to patrzyć!

Kirsten idzie przekazać petycję królików gospodarzom. Ponieważ jednak życie nauczyło ją dyplomacji i ostrożności, używa argumentu, iż zestresowane króliki będą mieć mniej smaczne, twardsze mięso...

Pytamy, w jakiej formie docierają do niej komunikaty od zwierząt.

- Zwierzę przede wszystkim "przemawia" obrazem, ale odbieram też informacje popadając w pewien stan psychiczny, odczuwając nagle głód czy strach, zatrzymując wzrok na jakimś przedmiocie... Na przykład wszedł do pokoju pies i w tym momencie poczułam pragnienie. Poszłam do kuchni po picie dla siebie i wtedy zobaczyłam wywróconą psią miskę oraz rozlaną wodę. Po prostu trzeba słuchać intuicji.

Ta miłość zmieni światW oborze, którą udaje się w końcu załatwić i w stadninie koni uczymy się masowania zwierząt dużych. Gdy krowa lub koń ma wzdęcie, czy też boli je coś w środku, dwie osoby powinny wziąć wielką płachtę, przeciągnąć pod brzuchem zwierzęcia i stopniowo unosić do góry, tak jakby na tej płachcie chciały zwierzę unieść. Opuścić i znów unieść, leciutko potrząsając.

Chora krowa, której Kirsten z Iwoną robią taki zabieg, zaczyna sikać krwią. Kilka osób zabiera się za robienie masażu, bioterapeutka Irena wzmacnia zwierzę energetycznie. Krowa opiera się o nią całym ciałem i - jak to określiła sama Irena - pobiera energię "jak smok". Po kilku minutach prostuje się, muczy, otrząsa, tak jakby mówiła: już dosyć. Odchodzi, zabieg skończony.

Ogier Jarosz trzy lata temu miał wyrwany ząb. Tak pechowo, że w podniebieniu zrobiła się ropna przetoka, po której pozostała do dziś dziura na wylot policzka. Jarosz denerwuje się trochę krzątaniną naszej dość licznej grupy, ale Kirsten dopóty masuje go po pysku i w wielkim skupieniu coś do niego szepcze, dopóki koń nie zgadza się wreszcie, by włożyła kciuki w jego chrapy, a pozostałymi palcami masowała skórę na zewnątrz. Po chwili koń uspokaja się, niektórzy twierdzą nawet, że się śmieje...

Na Jaroszu demonstrowane jest także kręcenie ogonem. Bardzo delikatnie, bo ogon powiązany jest z "resztą konia" raczej luźno i zbyt silnie wykonywany masaż mógłby wyrządzić szkodę porównywalną - jak twierdzi Kirsten - ze stłuczeniem przez człowieka kości ogonowej. Takie kręcenie rozluźnia kręgosłup, zad, mięśnie tylnych nóg, przeciwdziała artretyzmowi, może przywrócić na właściwe miejsce przesunięte kręgi.

Kirsten czuje wielką miłość do koni. W Danii współpracuje ze stadninami, stajniami wyścigowymi, dziesiątki koni wyleczyła, setki razy mediowała między nimi a ich właścicielami czy dżokejami. Ale to, co przeżywa w ostatnim dniu naszego kursu, doprowadza ją po prostu do łez. Odwiedzamy wiejską posiadłość pewnego biznesmena, który w każdej wolnej chwili ucieka tu od zgiełku wielkiego miasta. Są trzy strusie, pies, kot, koreańskie świnki, dzik i kozy. Są konie, a wśród nich wyjątkowej urody ogier o... niebieskich oczach.

Gdy Kirsten była tu w towarzystwie uczniów z poprzedniego turnusu, koń - świeżo wykastrowany - krwawił. Kirsten masowała go wtedy, coś do niego szeptała, zostawiła lecznicze kamienie, które zaleciła wrzucać mu do wody. I oto teraz, gdy po tygodniu spotykają się po raz drugi, koń ociera się o nią pyskiem, patrzy rozumnie w oczy. Gdy Kirsten próbuje odejść, najpierw dotrzymuje jej kroku, a po chwili zastawia drogę. Gdy ona mimo to rusza do przodu, koń staje na tylnych nogach zamykając Kirsten w "klatce" między przednimi. Każdym ruchem mówi:

"Nie odchodź, nie zostawiaj mnie tu, nie odchodź..."

Kirsten rozkleja się. - On mi powiedział - opowiada później ze łzami w oczach - że mnie kocha, że chce, abyśmy się razem bawili, że muszę zostać.

Kirsten Helming robi coś niezwykłego. - Nie możemy zmienić losu zwierząt - tłumaczy nam swoją filozofię - ale możemy je leczyć, przynosić ulgę w cierpieniu, czynić przyjemnym czas ich ziemskiego bytowania. Powinniśmy postępować z nimi jak z istotami, które czują i myślą, powinniśmy uczyć takiego postępowania innych ludzi. Małymi kroczkami możemy zmieniać mentalność ludzkości, a co za tym idzie - energię całej Ziemi.

Nikogo już więc nie dziwi, gdy ostatniego dnia na ręku Jurka Tulika siada mucha i nie odlatuje. Ciekawe, bo Jurek - co tu dużo mówić - zapatrzony jest w swoje wahadełka i trochę sceptycznie podchodzi do "babskiego gadania ze zwierzętami". A tu masz: mucha siedzi dziesięć sekund, dwadzieścia... Ktoś wreszcie krzyczy ze śmiechem: - Jurek, a może ona chce masażu? A Jurek wcale się nie śmieje, tylko delikatnie zaczyna gładzić "pasażerkę" po grzbiecie. Gładzi, gładzi, a mucha - wszyscy to mogą zaświadczyć - siedzi na jego ręce jak gdyby nigdy nic i ani myśli odlatywać.

Źródło: Wróżka nr 8/2002
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl