Heretyk na nowe czasy

Poznałem go ponad ćwierć wieku temu. Co prawda jednostronnie, bo nigdy nie miałem okazji spotkać się z nim oko w oko, lecz moja sympatia dla jego postaci i poglądów tylko zwiększa się z czasem. Dlatego pisząc o nim, muszę zacząć od nader osobistego wyznania: oprócz Kartezjusza żaden z pisarzy i filozofów nie wpłynął na moje widzenie świata tak mocno i trwale, jak Sheldrake.

Heretyk na nowe czasy O ile jednak francuski filozof swoją „Rozprawą o metodzie” uświadomił mi potęgę rozumu oraz logicznego myślenia, o tyle on swoją „Nową nauką życia” przekonał mnie, że Kartezjusz się mylił. Rozumowanie nie jest wystarczającą drogą do poznania. Są rzeczy i prawa przyrody niedostępne dla rozumu. Muszą go uzupełniać objawienia i intuicja.

Moja przygoda z Sheldrakiem zaczęła się właśnie intuicyjnie – w 1981 roku w księgarni na Manhattanie, gdzie snułem się po piętrach, wykorzystując przerwę w podróży do Polski z wyprawy do Meksyku. Znalazłem się wówczas dość przypadkowo w dziale antropologii i na chybił trafił wyłuskałem niewielką książeczkę: „New Science of Life”. Nazwisko autora nic mi nie mówiło, a jednak już nie wypuściłem jej z dłoni, choć do środka zajrzałem dopiero w Warszawie. Tak działa intuicja.

Dziś nazwisko Sheldrake to instytucja. Lecz wtedy! Wydawca zamieścił na tylnej okładce fragment recenzji opublikowanej przez brytyjskie pismo naukowe „Nature”: „Najlepszy od wielu lat kandydat do spalenia”. Istotnie, książka wywołała prawdziwą furię wśród akademickich biologów, bo – jak napisał inny recenzent – „skromnymi propozycjami ten skromny biolog po studiach w Cambridge zachwiał naukową ortodoksją”. To mało powiedziane! Otóż Sheldrake postanowił wytłumaczyć proces ewolucji w sposób całkowicie odmienny niż zwolennicy teorii Karola Darwina. Odrzucił ślepy przypadek kierujący mutacjami genów, a także dobór naturalny, który rzekomo sprawiał, że tylko organizmy najlepiej przystosowane potrafią przeżyć i przekazać geny.

reklama

Zanim wyjaśnię, na czym polega jego wielka idea, warto powiedzieć choć kilka słów o niezwykłym życiorysie Sheldrake’a. Urodził się w 1942 roku w angielskiej rodzinie pobożnych metodystów. Ojciec, przyrodnik z zamiłowania, pozwalał mu trzymać w domu całe zoo. Nic więc dziwnego, że młody Rupert zdecydował się studiować biologię i biochemię. Już w Cambridge jednak zauważył, że ze współczesną nauką „coś jest nie tak”. Nie wiedział co, dopóki przyjaciel, student literatury, nie podarował mu eseju o Johannie Wolfgangu Goethem. Ten niemiecki poeta miał bowiem wizję innej, holistycznej nauki, łączącej doświadczenie ze zrozumieniem.

Podniecony tą ideą Sheldrake zdobył stypendium do Harvardu i zaczął studiować historię filozofii. A po powrocie do Cambridge zrobił doktorat, pisząc pracę o udziale hormonów w rozwoju roślin. Został też członkiem Epiphany Philosophers – grupy ekscentrycznych uczonych, mnichów i absolwentów wyższych uczelni, badających związki między mistycznym doświadczeniem a nauką.

Następne lata spędził jako pracownik naukowy w Clark College w Cambridge. Już w pierwszym roku wybrał się na Półwysep Malajski, aby badać rośliny lasu deszczowego. W Azji zetknął się z zupełnie innym sposobem patrzenia na świat i wrócił do domu przekonany, że mechanistyczne podejście nie może wyjaśnić rozwoju żywych organizmów. Po 7 latach opuścił Anglię i podjął pracę naukową w południowych Indiach, w Haiderabadzie.

Tam poznał angielskiego mnicha Bede’a Griffithsa, który pomógł mu odnaleźć nowy sens wiary. Mieszkając u niego, napisał książkę o swojej idei: „Nową naukę życia” („A New Science of Life”). Tam też spotkał swoją przyszłą żonę Jill Purce. Dziś wraz z nią i dwoma synami Sheldrake znów mieszka w Londynie.

 
Źródło: Wróżka nr 6/2007
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl