Każdy może się ogrzać

Są jak latarnie, które jednym dają światło, innym wskazują drogę, a podążających własnymi szlakami ostrzegają przed niebezpieczeństwem. Nazywa się ich duchowymi mistrzami, wielkimi przewodnikami, autorytetami moralnymi.

Każdy może się ogrzać Pisarz Witold Gombrowicz porównał ich do ogniska, przy którym każdy może się ogrzać, a jeśli odczuwa potrzebę, zabrać kilka iskier, by samemu zajaśnieć. Nikt z nas nie dorówna oczywiście takim gigantom jak Jan Paweł II, Dalajlama, Bill Gates czy Mahatma Gandhi, ale również oni od nikogo tego nie oczekują.

Przewodnicy jedynie przekazują mądrość i energię, która w najzwyczajniejszym człowieku potrafi wyzwolić siłę pozwalającą dokonywać czynów na miarę jego prawdziwych możliwości. Jedni osiągną więcej, inni mniej, najliczniejsi są jednak ci, którzy w ogóle nie podejmują wyzwania, a potem narzekają na swoje nieudane życie. Winą za niepowodzenia obarczają wszystkich, z jednym wyjątkiem – samego siebie. Dlaczego tak wielu z nas nie chce lub nie potrafi wykorzystać drzemiącego w każdym potencjału i poddaje się bez walki?

Obrazowej odpowiedzi na to trudne pytanie udzielił w jednej ze swych opowieści Anthony de Mello. Oto pewien człowiek znalazł jajo orła. Nie wiedział, co z nim zrobić, więc podrzucił je do gniazda kwoki. Z jaja wykluł się orzeł, który zachowywał się jak inne kurczęta, a gdy dorósł – jak kogut. Biegał po podwórku, grzebał w ziemi, zjadał robaki. Nauczył się nawet gdakać i piać. Mijały lata i orzeł-kogut się zestarzał. Któregoś dnia zobaczył szybującego wysoko, wspaniałego ptaka.

Patrzył na niego z podziwem i zazdrością. Oszołomiony zapytał gdaczącą obok kurę, kim jest to szybujące w przestworzach, majestatyczne stworzenie. „To orzeł, król ptaków” – odrzekła kura. – „Ale nie myśl o nim. My jesteśmy inni. Ani ja, ani ty nigdy mu nie dorównamy i nie wzbijemy się tak wysoko”. Orzeł posłuchał rady i nigdy więcej o nim nie myślał. Umarł przekonany, że jest jedynie podwórkowym kogutem.

reklama

– Byłam na granicy kompletnego załamania – opowiada Krystyna, elegancka 40-latka, sprawiająca już na pierwszy rzut oka wrażenie kobiety sukcesu. – W ciągu paru miesięcy zawalił się cały mój świat.
Najpierw straciła pracę. Byle jaką, jak dziś mówi, lecz wtedy bardzo ważną.
– Siedziałam za biurkiem, przekładałam papiery, ale przyzwyczaiłam się i było mi z tym dobrze.
Doskonale pamięta pierwszy dzień po zwolnieniu, gdy wstała z łóżka i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Przejrzała gazety z ogłoszeniami, wysłała kilka ofert, nie doczekała się nawet odpowiedzi. Zgodnie ze swą naturą znów zaczęła się przyzwyczajać, tym razem do bezczynności. I wtedy rzucił ją mąż, po ośmiu latach małżeństwa.
– Powiedział, że stałam się tak rozmemłana, iż ma mnie dość. To był oczywiście wykręt, już wcześniej podejrzewałam, że z kimś się spotyka, ale nie dopuszczałam tej myśli do siebie. Jak zawsze liczyłam, że wszystko się jakoś ułoży.

Nie ułożyło się. Gdy została sama, poczuła się rozpaczliwie bezradna.
– Ślęczałam przed telewizorem, gryzłam paznokcie i bałam się.

To był czas, gdy często pokazywano chorego papieża. Krystyna była jednak tak zdekoncentrowana, że nie wsłuchiwała się ani w to, co on mówił, ani w to, co mówiono o nim. Wciskała pilota i skakała z programu na program. Nie mogła się skupić nawet na filmach sensacyjnych. I nagle wydarzyło się coś, co do dziś stanowi dla niej zagadkę.

Źródło: Wróżka nr 2/2008
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl