Historia o utraconej mocy

Sabatowe opowieści

Miejscem zbiórki była oczywiście Łysa Góra. „Było nas tam tyle, że okiem nie przejrzy” – mówi inna czarownica. Wszystkie, aby się tam dostać, smarowały się pod pachami specjalną maścią (dokładnie tą samą, którą smarowała się Małgorzata z powieści Bułhakowa), składała się ona – w jednej wersji, bardziej popularnej – z „wysmażonego tłuszczu noworodka, eleosilinum, aconitum i sadzy”, w drugiej – z „węża, jaszczurki, piórek wróblich i żabiego skrzeku”. Czarownice latały na kijach, widłach, szczotkach, zwierzętach, a nawet na grzbietach innych osób. Na sabacie jadły, piły, tańczyły i oddawały się diabłu, złorzecząc Bogu. Potem już mogły czynić niemal wszystko, to znaczy siać choroby, wzbudzać opętanie, wywoływać deszcze (przez zakopanie ropuchy lub użycie specjalnego miecha), gradobicie, suszę etc. Nie mogły jednak w żaden sposób uwolnić się od prześladującej je inkwizycji i ulżyć sobie w cierpieniach podczas wymyślnych tortur, gdzie je biczowano, rozrywano, podpalano, gwałcono, nakłuwano, rozciągano, by w końcu wyprowadzić na rynek i spalić.

Przedsmak ogni piekielnychPrzedsmak ogni piekielnych

W 1720 roku mieszkańcy miasteczka Krasiłowa spalili niejaką Prośkę Kapłunkę, mającą sto dwadzieścia lat, pomówioną o zadawanie uroków. „Wywlekli Prośkę prosto w dół, tamże po same ramiona wsadzili, a potem ziemią obsypali i mocno wokół niej ziemię drągiem obili, głowę tylko z trocha ramion na wierzch zostawiwszy, chrustem około głowy i na wierzch głowy obłożyli i chrust zapalili”. Potem przywalono ją kamieniem młyńskim.

Czarownica Boroszka została żywcem spalona w Poznaniu w 1645 roku za to, że spółkowała z diabłami – podczas tortur wymieniła ich imiona – Rokickim, Trzcinką, Pacholicą, Rogalińskim. „Diabeł był najczęściej kawalerem bardzo urodziwym, tylko nogi miał końskie i kozłem śmierdział” – zeznawała. Zuzannę Rozynię spalono (1718) za to, że „udoiła cudzą krowę, do mleka wsypała utartych w proszek grzybów, zmieszała to z rosą i tą mieszaniną podlała grządki w ogrodzie”. Zofia Marchewka została spalona w Brześciu Kujawskim (1771), za to, że „dała małżonkowi swemu diabła w kaszy”. Inna kobieta „zepsowała świnię” (więc ją spalono), jeszcze inna „uczarowała rybaka” (też spalono ją żywcem). Jadwigę Macową spalono za to, że „mlekiem piec oblepiała... żeby w lecie śnieg upadł”.

reklama

Sędziowie stosowali zasadę powolnej i ciężkiej śmierci, by winna czuła przedsmak ogni piekielnych, a gawiedź mogła się napatrzeć. Palenie czarownicy na stosie było niemałym widowiskiem, zwłaszcza że często palono ich kilkadziesiąt naraz. W samej Polsce, choć obyczaj polowania na czarownice dotarł dość późno, spalono około 50 tysięcy czarownic. We Francji w jednej z małych prowincji w ciągu dwudziestu lat spalono ponad czterysta czarownic, w Tuluzie w tym samym czasie sześćset.

Inkwizytorzy potrafili znęcać się nad małymi dziewczynkami, torturować kaleki, zawsze domagali się, aby osadzona opowiadała szczegóły swego życia erotycznego z diabłem. Ofiarami procesów o czary były jednak przede wszystkim stare samotne kobiety, które przez setki lat pełniły w małych społecznościach rolę „mądrych”, to znaczy tych, które znały tajemnicę ziół i potrafiły przyrządzić napar, wyleczyć, pomóc w porodzie, spędzić płód, wytępić pasożyty etc. Zawsze wzbudzały strach, ale skwapliwie korzystano z ich pomocy.

W okresie polowań na czarownice były łatwymi ofiarami, nikt ich nie bronił. Rzadko kiedy ginęły kobiety bogate i ustosunkowane. Niekiedy wystarczyło, by mąż poręczył całym majątkiem, a sprawę umarzano. Zdarzało się jednak, że mąż potrzebował pozbyć się żony... Procesy o czary były wygodnym środkiem pozbywania się niewygodnych osób, wrogów, przykrych sąsiadek. Dla inkwizycji były też sposobem na bogacenie się (każdy wyrok był jednoznaczny z konfiskatą majątku).

Z ropuch, ślimaków...


Polowaniom na czarownice położyło kres oświecenie. Ofiary zostały zapomniane. Mało kto traktuje te wydarzenia z powagą, na jaką zasługują. Ot – jakieś tam baby, ot – zabobony, przesądy... Cały ten świat, zmyślony i prawdziwy świat kobiet zapadł się pod ziemię. Zniknął. I nie ma już demonów, które pożerały potulnych mężów, ani Prośki Kapłunki, która zadawała urok. Nikt nie boi się już kobiet, nie mają żadnej mocy, mogą co najwyżej – za pomocą swego ulubionego proszku do prania – odczynić plamy na podkoszulku. Czasem tylko niektóre małe dziewczynki przeczuwają, że „są zrobione z ropuch, ślimaków, ogonów szczeniaków”, a nie – jak chcą tego mężczyźni – „z cukru, wonności i wszelkiej słodkości”. Przeczuwają, ale później gdzieś im to umyka. Dobrze więc, by nigdy o tym nie zapomniały.



Mojry, Erynie i harpie

Mojry, Erynie i harpieKiedyś to kobiety rządziły losem człowieka. Greckie mojry porządkowały stosunek wobec czasu i przemijania. Czuwały, by los przeznaczony każdemu przez odwieczne prawo przebiegał bez zakłóceń. Kloto przędła nić życia, Lechesis dbała o jej długość, a Atropos ją przecinała. Mojrom podległy był nawet Zeus.

Jedną z najstraszliwszych, a zarazem z najbardziej wszechwładnych w owych czasach, była bogini Hekate. Początkowo, jako boginię tytanów, ceniono ją za mądre rady. Potem zaczęto traktować jako boginię ciemności, czarów i złych demonów. Najczęściej pojawiała się nocą, fruwając z zapaloną pochodnią nad cmentarzami i rozstajnymi drogami, zawsze w towarzystwie psów stygijskich. Hekate budziła strach wśród mężczyzn, ale była czczona przez kobiety.

Podobnie jak inne żeńskie demony – Gorgona czy Persefona – porywała dorastające dziewczęta i zabierała je do podziemi, by nauczyły się poruszać w ciemności, wśród zła, w świecie męskiej dominacji i by poznały odwieczne tajemnice kobiet. W Grecji znane były również demony kary i zemsty – erynie.

Miały nieprzyjemny wygląd (wężowe włosy, w ręku zaś bicze i pochodnie), choć pełniły arcyważną funkcję: przywracały porządek między dobrem a złem, stały na straży moralnego ładu, ścigając (niczym sumienie) – przestępców. W przypadku nieposłuszeństwa karały ich obłędem. Nazywały się: Alekto, czyli niestrudzona, Megiera, czyli wroga i Tysyfone, czyli mścicielka. Mitologia grecka zna jeszcze harpie.

Były to pół-kobiety, pół-ptaki o mocnych szponach. Nie znosiły mężczyzn i prześladowały ich, zanieczyszczając im jedzenie. Zwano je również demonami wiecznego głodu. Potężne, wszechwładne kobiece demony i boginie podzieliły ten sam los – wtrącono je do podziemi lub wyrzucono na margines życia bajkowego. Z Wielkiej Bogini i różnych żeńskich bóstw, z wszechpotężnej Złotej Baby i Baby Jędzy pozostały różne pomniejsze baby jagi, rusałki, kikimory: smutne staruszki lub młode, nieco nieprzytomne, uwodliwe dziewczyny. A jednak czarownice.


tekst: Magdalena Środa

ilustr.: Katarzyna Zbytniewska

Źródło: Wróżka nr 6/2004
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl