- Wychodziłam akurat z kuchni niosąc talerz z zupą dla męża - zaczyna swoją relację. - Nagle na środku przedpokoju wyrosła przede mną wysoka, ponaddwumetrowa postać mężczyzny w białej szacie z niebieskawym odcieniem, przepasanej złotym sznurem. Miał wyraziste szafirowe oczy i blond włosy. Ze strachu stanęłam jak wryta, ale z jego strony napłynęło ku mnie ukojenie. Przestałam się go bać i słuchałam co mówi.
- Jesteś w piątym miesiącu ciąży. Urodzisz chłopca - obwieścił.
- Nonsens! - wykrzyknęłam.
- Jesteś. Sprawdź! - powtórzył i zniknął.
- Z kim gadasz? - odezwał się z pokoju mój mąż. - Co to był za facet?
Nie mógł jednak uwierzyć, gdy mu opowiedziałam co się wydarzyło. Następnego ranka poszliśmy oboje do ginekologa. Mąż chciał się upewnić, jak to jest z tą ciążą. Badanie USG potwierdziło to "zwiastowanie". Po czterech miesiącach Jola urodziła syna.
- Ważył cztery kilogramy - chwali się - i do dzisiaj jeszcze nie chorował. Nawet kataru nie miał.
Właśnie od urodzin synka dzieją się w jej mieszkaniu dziwne rzeczy... Szafki kuchenne same się otwierają i wszystkie naczynia wypadają z nich na podłogę... Albo doniczka z kwiatkiem przesuwa się po półce i spada tłukąc się w drobny mak... Kiedyś pięcioletnej córeczce Joli wybierającej się akurat do przedszkola wyleciały kapcie z worka, choć był mocno zawiązany...
Jakby tego było mało, któregoś dnia pani Jola spotkała w przedpokoju "istotę" dokładnie jak z książek - małego człowieczka, czarniawego, bez ubrania, z olbrzymią głową, który na moment obrócił się w jej stronę.
- Zobaczyłam wtedy te jego wielkie czarne oczy - wspomina. - Zrobił dwa kroki ku ścianie i... wsiąkł w nią. Oglądaliśmy kiedyś z mężem telewizję. Siedziałam tak, że oprócz telewizora miałam w polu widzenia i nasz przedpokój. Nagle z jego ściany wyszedł mężczyzna, ubrany w białe spodnie i niebieską koszulę, z siwymi włosami. Zrobił trzy kroki jakby szedł po chodniku na ulicy i wszedł w przeciwległą ścianę.
Niedawno zginął nam pewien cenny rodzinny drobiazg, który dostałam w posagu. Przeszukaliśmy całe mieszkanie, wszystkie zakamarki. Doszliśmy w końcu do wniosku, że być może zgubiłam to gdzieś poza domem. Siedzieliśmy z mężem zrezygnowani i wówczas stało się coś zupełnie nieprawdopodobnego: Ze ściany, o tu - pokazuje miejsce obok fotela, na którym akurat siedzę - wysunęły się dwie gołe ludzkie ręce. Były jakby odlane z wody, coś się w nich przelewało. Wynurzyły się aż do połowy przedramienia, a dłonie wskazały na małe akwarium, ustawione na stoliku w rogu pokoju. Gdy podbiegłam w tym kierunku, ręce cofnęły się i znikły w ścianie. Zajrzałam do wnętrza akwarium. Z piasku wystawał kawałek naszego cennego drobiazgu! Moglibyśmy go długo szukać. Pewnie to moja córeczka wyjęła go z puzderka i bawiąc się z rybkami wrzuciła do wody.
Przyszykowałem aparat do zdjęcia.
Razem z towarzyszącym mi ufologiem, Michałem Zawadzkim, wykonaliśmy badania mikrodozymetrem, by wykryć ewentualne implanty w jej ciele - w przypadku, gdyby była zabierana do UFO. Nie wykryliśmy żadnego wszczepu. Niemal w tym samym czasie, kiedy trwały na Ursynowie opisywane zdarzenia, na terenie zachodniej Europy, szczególnie Niemiec pojawiała się wielokrotnie postać "ufonauty", która kontaktowała się z ludźmi. Nazywała siebie Astar Sheran. Wyglądała tak, jak opisywała Jolanta. W 1996 roku niemiecki miesięcznik ezoteryczny "Jenseits des Irdischen" w nr. 4 opublikował portret tego "ufonauty" namalowany przez Armando de Melo, który się z nim spotkał. Pokazałem wizerunek Jolancie.
Lekarz orzekł, iż zdarza się to u dzieci i że konieczna jest operacja. Wieczorem, gdy mąż już zasnął, zdesperowana Jolanta intensywnie myślała o mężczyźnie w złocistej szacie, prosząc go o pomoc. Rano dziecko tak mocno spało, że nie mogła go dobudzić. Gdy potem zaczęło się bawić, Jola stwierdziła ze zdumieniem, że jego kolana są w zupełnym porządku. Jedynie na ich powierzchni - u obu w tym samym miejscu - pojawiły się białawe plamki, jakby już zagojone malutkie blizny. Czy ktoś w nocy dokonał operacji?
dla zalogowanych użytkowników serwisu.