Złe słowo

Czasem wkładamy mnóstwo energii, aby nieżyczliwe uwagi, które kiedyś usłyszeliśmy, sterowały naszym życiem. Nie warto.

Złe słowo Joanna, 40-letnia matka dwójki nastolatków, stoi przed otwartymi drzwiami szafy. Z szuflady wyjmuje starannie złożone fioletowe pończochy i powoli wciąga je na długie zgrabne nogi. Patrzący na nią z drugiego pokoju mąż gwiżdże przeciągle i z uznaniem: „Mała, ale masz kolanka. Cud, miód” – cmoka. Joanna, uśmiechając się, wkłada ołówkową granatową spódnicę (wygląda w niej oszałamiająco, jak przyznała koleżanka-stylistka, która pomagała jej wybierać ten ciuch), dłuższy sweter z dekoltem (przy miseczce E to robi wrażenie). Tuszuje rzęsy, maluje usta.

Po kwadransie objęci wychodzą na przyjęcie urodzinowe Marii, znajomej z dzieciństwa. On w szarym garniturze, ona w… szerokich czarnych spodniach stylizowanych na japońskie hakama. W ostatniej chwili zrzuciła spódnicę, wybierając słodkie bezpieczeństwo zakrytych kolan. Tylko wąskie delikatne stopy w odkrytych sandałach sygnalizują zgrabną linię łydek i ud.

Maria, gospodyni przyjęcia, solenizantka – kończy 37 lat, rozpromieniona wita Joannę i Roberta. Błyskawiczny rzut oka na nogi Joasi, porozumiewawczy uśmiech… Maria wie, jak to jest. Chociaż sama w powłóczystej stalowej sukience odsłoniła śmiało prawie całe lewe udo, rozumie doskonale słabość Joasi do nienoszenia spódnic. Ona nie znosi tańczyć. Jest przekonana, że mimo smukłej sylwetki porusza się jak niedźwiedź na rozżarzonych żelaznych fajerkach. Nie da się tego sprawdzić, bo nikt jej nigdy tańczącej nie widział!

– Gdybym mieszkała w USA, głosowałabym na Obamę – rzuca w przelocie Maria, podając swojej przyjaciółce Kasi talerz z kanapkami. – Widziałam, jak na jakimś spotkaniu z wyborcami zaczął kręcić tyłeczkiem w rytm muzyki. Wyglądał bosko!

35-letnia Kasia śmieje się głośno, bierze kanapkę i nagle, potrącona przez kogoś, wylewa na podłogę zawartość kieliszka z czerwonym winem. W popłochu biegnie do kuchni, szuka czegoś do wycierania i wraca na „miejsce zbrodni”. Wyciera podłogę tak długo i starannie, że w końcu Marysia śmiejąc się, zabiera jej szmatkę. Kasia wzdycha z ulgą, a na jej twarz wraca uśmiech. Uśmiech znika jednak natychmiast, gdy dziewczyna widzi, że Maria zauważyła małą kropelką wina koło lampki nocnej i błyskawicznie ją ściera. Niby nic, ale dobry humor Kasi tego wieczora już nie powróci. Gdyby Marysia miała pojęcie o jej słabej stronie, zostawiłaby tę plamę wina, żeby sama wyschła. Kasia wie o sobie, że jest bałaganiarą i nie potrafi sprzątać.

reklama

Księgi różnych słów

Człowiek przez całe swoje życie wylewa 65 litrów łez: to ponad osiem wiader. Ile wypowiada słów? A ilu wysłuchuje? Gdyby je wszystkie zapisać w 700-stronicowych księgach formatu A3, byłoby ich tysiące ton. Wśród tych słów: radosnych, pełnych miłości, sympatii, ale też lekceważenia, bólu, nienawiści, jest kilka takich, które wypowiedziane w jakimś miejscu i o jakiejś porze trafiają w nasz czuły punkt. I spełniają się. Chociaż nieistotne, nieważne, bezmyślne, rzucone mimochodem, stają się cierniem w naszym sercu. Złe słowa to uwagi, złośliwe oceny i niby-obiektywne stwierdzenia wypowiadane przez ludzi, którzy później znikają z naszego życia.

Gdyby im dziś przypomnieć te złe słowa, najpewniej ze zdziwienia zrobiliby wielkie oczy. W przypadku Joanny winowajcami były ośmioletnie bliźniaki, głupiutkie i wcale do siebie niepodobne, mieszkające w sąsiedniej klatce. „Chłop w spódnicy, chłop w spódnicy, chłop w spódnicy!” – rozdarły się na całe podwórko, kiedy wystrojona w kloszową brązowo-szarą spódniczkę Joasia wybiegła przed blok, żeby pokręcić hula-hopem.

– Zrobiło mi się gorąco ze wstydu, wiedziałam, że jestem czerwona. Udawałam, że nie słyszę i dalej kręciłam kołem, ale oni nie dawali mi spokoju – opowiada ze śmiechem Joasia. – Co więcej: oni WIERZYLI w to, co mówili: w wieku 13 lat byłam chuda, płaska jak deska i ostrzyżona na krótko przez męskiego fryzjera. Uważali, że jestem chłopakiem przebranym za dziewczynę i to było najgorsze. Joasia uciekła do mieszkania i wrzuciła na dno szafy pechową spódnicę, która tak ładnie odsłaniała jej opalone nogi. 9-letnia Kasia pojechała na pierwszą kolonię do Ciechocinka i już pierwszego dnia wiedziała, że jej się nie podoba.

Najbardziej stresowały ją dyżury w kuchni i sprzątanie sal. Kiedy podczas pierwszego dyżuru roznosiła naczynia z drugim daniem, jakiś starszy chłopak potrącił ją i sos wylał jej się na ulubioną bluzkę w hipopotamy.
– Ale najgorsze przyszło wraz z „inspekcją” sprawdzającą czystość w sali – wspomina Kasia. – Chyba przez dwie godziny szorowałam swoją szafkę, układałam na niej rzeczy. Pani wychowawczyni pochwaliła wszystkie dziewczyny, tylko przed moją szafką stanęła i powiedziała: „Ja tu w ogóle nie widzę, żeby coś było sprzątane”. Pamiętam, że ledwo powstrzymałam łzy i do końca kolonii wytrzymałam tylko dzięki temu, że miałam dużo książek do czytania.

Sylwester 1986 był dla Marii pierwszym dorosłym przywitaniem Nowego Roku. Szampan i starsi o cztery lata koledzy z liceum. Czarna mini w małe białe kropki, plastikowy biały pasek, plastikowe klipsy, różowa szminka, pantofle na wysokim obcasie. Mokre pocałunki o północy. I taniec... nawet pamięta, że to było „Truth” ABC. Nie czuła się dobrze, ale jakoś sobie radziła. Kiedy chłopak odprowadził ją na miejsce, uśmiechnął się: „Wyglądałaś na taką, która lepiej tańczy…”. Zamurowało ją. Zmyła się koło pierwszej, nie spała do czwartej.

Ofiara niszczy siebie

Niby nic, trzy złe słowa w życiu trzech dorosłych kobiet. Ani nie za bardzo bolesne, ani nierozstrzygające o przyszłości. A jednak ograniczające. Dlaczego?
– Osoba ulegająca złemu słowu wykorzystuje własną energię, aby ono się spełniło. Angażuje w to podświadomość, siły i myślenie – wyjaśnia mechanizm działania „złego słowa” doktor Sławomir Murawiec, psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. – Dzieje się tak, ponieważ człowiek, wobec którego „zastosowano” złe słowo, czuje się słabszy od tego, który go obraża, co więcej – wyposaża go w moc i władzę nad sobą. A potem? Potem następuje już tylko realizacja „złożyczenia”.

– Paradoksalnie, to nie ten, kto wypowiada „złe słowo”, ma moc. To ofiara dysponuje siłą, tyle tylko że ukierunkowuje ją na niszczenie siebie – tłumaczy doktor Murawiec.
Liczbę „spódnicowych” wyjść Joanna w swoim dorosłym życiu może policzyć na palcach rąk i nóg. Zdarzyły jej się najwyżej kilkanaście razy. Chociaż ma zawsze perfekcyjnie wydepilowane nogi, chętnie chodzi w szortach i kostiumie kąpielowym, do spódnic zaufanie ma mocno ograniczone. Kupowała ich sporo, ale nigdy nie trafiła na taką, w której by się dobrze czuła.

Kasia spośród sporego grona wielbicieli wybrała na męża, jak się potem okazało, absolutnego pedanta, z którym toczy boje o rozrzucone ubrania. I który średnio raz na miesiąc udowadnia jej, że nie umie sprzątać. Kasia wylewa łzy i stara się jak może. Było do przewidzenia, że znajdzie sobie właśnie takiego partnera. Przecież on po prostu potwierdza jej przekonanie na własny temat.

Maria przesiedziała studniówkę za stołem, czasy imprez w studenckich knajpach – przy barze, jest samotną (jak na razie) fanką wszystkich tanecznych programów w telewizji. Jednak na kurs tańca nigdy się nie zapisała. Beata Markowska, trener rozwoju osobistego, założycielka Centrum Rozwoju Osobistego „Solaris”, nie dziwi się, że tak potoczyły się losy Joanny, Katarzyny i Marii. Pamięta wyczytaną gdzieś historię 25-letniej ważącej ponad 200 kilogramów kobiety.
– Była przepiękną małą dziewczynką o twarzy anioła – opowiada Beata Markowska. – Jej niania przez wszystkie lata, kiedy się nią zajmowała, stawiała ją przed lustrem i mówiła: „Jesteś gruba, brzydka i nic niewarta”. Jej życzenie spełniło się.

Źródło: Wróżka nr 1/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl