Święta miłość w Awinionie

Miłość bywa piękna, trwała, ulotna, tragiczna, płatna, bezinteresowna, grzeszna. Bywa też bezgrzeszna. Za tę ostatnią jednak trzeba było zapłacić. I to słono.

Święta miłość w Awinionie Tę zadziwiającą prawdę odkrył i wypraktykował osobiście papież Klemens V (1305-1314). Na tron papieski wybrany został za sprawą nacisków króla Francji Filipa Pięknego. Do historii przeszedł jako ten, który przeniósł Stolicę Piotrową z Rzymu do Awinionu i przyłożył rękę do zniszczenia legendarnego zakonu templariuszy. W cieniu tych historycznych dokonań skryło się jego nowatorskie podejście do kwestii… seksu. Klemens V (Rajmund Bertrand de Got) otrzymał święcenia kapłańskie w wieku dziesięciu lat. Kiedy podrósł, przekonał się, że życie duchownego nie musi być nudne. Korzystając z rodzinnej fortuny i biskupiego płaszcza, który otrzymał w sześć lat później, cieszył się urokami życia. Szczególną słabość miał do kobiet. Słabość i chęć poznania ich natury, by ku chwale Kościoła zrozumieć, dlaczego tak często szatan mości się w duszach niewiast.

Szczególnie interesującym aspektem rozważań wydała się mu ich cielesność. Ową zagadkę cielesności rozwiązywał uparcie do końca swoich dni. Kiedy został arcybiskupem Bordeaux, utrzymywał w swoim pałacu cztery stałe kochanki i wcale się z tym nie krył. W razie konieczności sięgał do sakwy, by udobruchać złotem najzacieklejszych krytyków swojego postępowania.Jednak ta sakwa miała dno. I po jakimś czasie to dno zaczęło być widoczne – utrzymanie pałacu w Awinionie sporo kosztowało. Przepych wnętrz, wystawne obiady, zakrapiane winem kolacje i nieustające zabawy pochłaniały ogromne sumy. By zdać sobie sprawę ze skali wydatków, wystarczy sięgnąć do notatek papieskiego historyka Platyna. W jednej z nich znajdziemy informację mówiącą o przyjęciu, na które przygotowano: 4012 bochnów chleba, osiem wołów, 55 owiec, osiem świń, cztery niedźwiedzie, 200 kapłonów, 690 kurczaków, 580 przepiórek, 270 królików, 40 siewek, 37 kaczek, 50 gołębi, cztery żurawie, dwa bażanty, dwa pawie, 292 sztuki drobnego ptactwa, trzy cetnary sera, 3000 jaj oraz 2000 jabłek, gruszek i innych owoców. Wypito 11 beczek wina. To musiało kosztować. Nic dziwnego, że papież wciąż poszukiwał źródeł nowych dochodów.

reklama

Poprzednicy Klemensa V dawno już wymyślili sprzedawanie odpustów, pobieranie opłat za przyznawane stanowiska, handel kardynalskimi kapeluszami i czerpanie korzyści z domów publicznych. Wprawdzie Klemens V też korzystał z tych fiskalnych „osiągnięć”, ale wszystkie te źródła dochodów nie wystarczały mu na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Jeśli chciał utrzymać dotychczasowy poziom życia, musiał szybko wprowadzić jakieś nowatorskie rozwiązania. Nie było to łatwe. Dochody z „tacy”, opłaty za śluby i pogrzeby zabierali proboszczowie, którzy dzielili się z biskupami, a ci dopiero oddawali niewielki procent papieżowi. Wprawdzie były dochody ze świętopietrza, z wiecznych odpustów, przydzielania stanowisk kapłańskich i kardynalskich kapeluszy, ale to wszystko – w stosunku do potrzeb – stanowiło zaledwie kroplę w morzu!

Papież, szukając dochodów, zmienił nawet stary zwyczaj pozwalający wiernym na przejmowanie majątku po swoim zmarłym biskupie. Teraz schedę po biskupach zagarniał on. Ilu jednak rocznie umiera biskupów? To też nie było rozwiązanie. By uzyskać wyraźne zwiększenie dochodów, trzeba było działań na większą skalę! Opłat od czegoś, bez czego wierni nie mogli się obejść. I wtedy Klemens V doszedł do wniosku, że tym „czymś” jest miłość. Miłość skonsumowana bezgrzesznie. Miłość, rzec można, święta. Trzeba bowiem pamiętać, że w XIV wieku miłość to było jedno, małżeństwo drugie, a seks trzecie. Miłość między ludźmi, jeśli miała być bezgrzeszna, musiała być platoniczna. Seks bez względu na to, czy małżeński, czy nie, był nieczysty, a każdy, kto go uprawiał, miał mieć poczucie winy. Jeśli ktoś czerpał z seksu przyjemność, grzech był niewybaczalny. Klemens V doszedł do wniosku, że błogosławieństwo papieża może ów seksualny grzech znieść. A błogosławieństwo można sprzedać!

Wprowadzono przeto cullagium: podatek od seksu. Najtańszy był ten dla małżeństw. O wiele droższy – dla osób żyjących na „kocią łapę”. Błogosławieństwo „seksualne” było potwierdzane dokumentem, którego w każdej chwili mógł zażądać sąd inkwizycyjny. Co ciekawe, pary żyjące bez ślubu mogły uzyskać dokument, mimo że konkubinat był karalny! Historia milczy o tym, jak rozwiązano ten problem w legalnie istniejących domach publicznych. Tak czy inaczej pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Dochody rosły i Klemens V postanowił zwiększyć swoją troskę o życie seksualne chrześcijańskiego społeczeństwa. Rozszerzył pojęcie grzechu kazirodczego. Od tej pory poszczególne pary nie mogły się pobierać, jeśli zachodziło podejrzenie, że są w jakiś sposób spokrewnione poprzez swoich przodków nawet pięć czy sześć pokoleń wstecz. By mieć pewność, że nie popełnia się grzechu, a samodzielne badanie pokrewieństwa było prawie niemożliwością, należało wykupić stosowną dyspensę. Ot tak, na wszelki wypadek. Oczywiście była też i dobra strona całej sprawy: jeśli ktoś chciał się rozwieść, mógł „doszukać się” więzów krwi i... za odpowiednią opłatą bez grzechu ślub unieważnić.

Rzeka pieniędzy płynąca do papieskiej kasy wyraźnie się zwiększyła. Ale, jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Gdy już życie seksualne świeckich zostało uregulowane, Klemens V zabrał się do porządkowania seksualnego życia kleru. Na początek nałożył ekskomunikę na wszystkich duchownych, którzy żyli w konkubinacie. Na kleryków padł blady strach. Niepotrzebnie. Papież nie zamierzał odbierać im tej odrobiny radości. Tyle że teraz każdy duchowny, który chciał żyć z kobietą, musiał płacić roczny podatek. Gdyby zaś w ciągu roku jedną kochankę zamienił na inną, musiał płacić podatek jeszcze raz. Po dłuższym namyśle papież doszedł do wniosku, że i duchowni żyjący w celibacie też powinni płacić podatek – a to na wypadek, gdyby zmienili zdanie. Teraz dopiero Klemens V mógł mówić o prawdziwie błogosławionej miłości i… dużych wpływach do swojej kasy. Pary, które nie miały ślubu, mogly uzyskać od papieża dokument zezwalający na współżycie, choć sam konkubinat był nielegalny.


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 4/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl