Kobiety płaczą, a mężczyźni...

W indonezyjskim plemieniu Toraja uważa się, że płacz z innego powodu niż śmierć bliskich wywołuje różne choroby. Tymczasem Europejczycy myślą, że płacz pomaga im poczuć się lepiej. Daje ulgę znękanej duszy i chroni ciało przed chorobami. Z wiary w to, że łzy pozwalają pozbyć się złych emocji, powstały w USA psychologiczne grupy wsparcia, w których uczestnicy wspólnie płaczą.

W filmie Davida Finchera „Podziemny krąg” nękany bezsennością główny bohater dopiero wypłakawszy się w ramionach kolegi z grupy, pozbywa się kłopotów z zasypianiem, poczucia samotności i może zacząć nowe życie. Trudno zaprzeczyć, że po napadzie płaczu czujemy ulgę. Mamy poczucie, że wylewamy z siebie smutek, rozpacz, bezsilność, wściekłość. Ale badania temu przeczą.

Wyniki eksperymentu przeprowadzonego przez amerykańską psycholożkę Susan Labott pokazały, że studenci, którzy często płakali (i twierdzili, że to im pomaga), częściej odczuwali lęk, depresję, złość i zmęczenie w porównaniu z tymi, którzy używali innych sposobów radzenia sobie ze stresem. To nie znaczy, że płacz może wpędzić nas w depresję. Ale nie liczmy na to, że same łzy pomogą nam przezwyciężyć duże i małe smutki. Bo płacz to przede wszystkim wyraz silnych emocji. Często zastępuje słowa, których nie potrafimy znaleźć, by opisać to, co czujemy. Sam płacz nie wystarczy, by sobie pomóc. Trzeba znaleźć przyczynę naszego smutku i jej zaradzić.

Thomas Lutz w książce „Płacz: naturalna i kulturowa historia łez” twierdzi, że łzy nie uwalniają emocji, ale przenoszą naszą uwagę z nieprzyjemnych myśli na ciało, bo gdy płaczemy, nasze ciało drży, dygocze itd. Po ataku płaczu jesteśmy na tyle zmęczeni, że nie mamy sił, by rozmyślać nad swoim losem.

Dlaczego w takim razie płaczemy? Neuropsycholog Paul MacLean uważa, że ludzie zaczęli płakać około 1,4 mln lat temu, kiedy zaczęli palić zmarłych, ponieważ skojarzyli łzy, które były reakcją na gryzący w oczy dym, ze smutkiem, jaki odczuwali z powodu odejścia bliskich. U Indian Hopi na pogrzebach płaczą tylko kobiety. Lud Bara z Madagaskaru ma oddzielne chaty łez dla kobiet i mężczyzn. W Europie do czasów rewolucji przemysłowej płacz nikogo nie dziwił, pisze Thomas Lutz.

reklama


Europejczyk znów może szlochać

Starożytne sagi i średniowieczne eposy pełne są łez, lamentów i płaczu mężczyzn. Płakał Odyseusz Homera. Płakał też św. Franciszek z Asyżu i to aż do utraty wzroku. W XI-wiecznej „Pieśni o Rolandzie” z żalu po śmierci bohatera 20 tysięcy rycerzy szlocha tak, że aż spada z koni!

Ale w drugiej połowie XIX wieku płacz stał się czynnością wstydliwą i niemęską. Wyrazem słabości charakteru i histerii. Chłopcy od dzieciństwa byli uczeni, że „prawdziwi mężczyźni nie płaczą”. W latach 70. XX wieku męski płacz był nieakceptowany do tego stopnia, że Edmund Muskie z jego powodu przegrał wyścig do prezydenckiego stołka. Gdy zapłakał publicznie, uznano go za „niestabilnego emocjonalnie”. Gdyby startował w wyborach w XXI wieku, zwyciężyłby.

Prezydent Barack Obama zapłakał nad swoją zmarłą babcią i wybory wygrał. Sygnałem, że nasz stosunek do męskich łez się zmienia, był film „Schmidt”. Tam Jack Nicholson płacze, gdy ogląda obrazek narysowany przez afrykańskiego chłopca, na którego utrzymanie wysyła pieniądze. Uznaje, że pomoc nieznanemu dziecku to jedyna dobra rzecz, którą zrobił w życiu.

Dziś więc już wypada „silnym mężczyznom” okazać uczucia. Męskie łzy mają być dowodem uczuciowości, pewności siebie. Ale uwaga! Nie zmienił się nasz stosunek do płaczących kobiet. Hillary Clinton odpadła z wyścigu do prezydenckiego stołka, bo przyszli wyborcy zobaczyli jej łzy! Płacz kobiet to dla nas nadal wyraz histerii, słabości i braku równowagi emocjonalnej. Badania pokazują, że nadal też częściej płaczą kobiety: statystycznie każda z nas 64 razy w roku, a mężczyzna tylko 17. Najbardziej płaczliwi są Amerykanie, a najmniej Bułgarzy.

Mężczyźni i kobiety

– Trafiliśmy do psychoterapeuty małżeńskiego – mówi Alek. – To był warunek Basi, mojej drugiej żony. Powiedziała, że jeśli nadal będę tak reagował na jej smutek, nie będziemy razem. To trochę trwało, zanim odważyłem się odsłonić przed terapeutą. Okazało się wtedy, że zadra z pierwszego małżeństwa: nieuczciwość mojej pierwszej żony, wciąż we mnie siedziała. Musiałem te zadrę wyjąć, by móc Basię przytulić. Wszystko się we mnie zmieniło, gdy u psychologa popłakaliśmy się razem. Poczułem, że jesteśmy oboje w tej chwili bardzo szczerzy.

Źródło: Wróżka nr 4/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl