Śpiewy na mogiłkach

Ucztowaliśmy na drodze razem z duszami. Stare kobiety dolewały nam spirytusu. Piliśmy za spotkania na tym i tamtym świecie. Stukaliśmy się kieliszkami i śmialiśmy się, żeby zmarli wiedzieli, że nie mogą z nami zostać, choć teraz przycmentarna droga łączy ze sobą światy.

Śpiewy na mogiłkach Na radaunicę przyjechałyśmy lazurowym mołokowozem. Kiedy w tumanach kurzu odjeżdżałyśmy sprzed obór kołchozu Starłygi, pozostała po nas na piachu fioletowa plama bzu, który kierowca Saszka wyrzucił, żebyśmy miały gdzie usiąść.

Cmentarzyk leżał w lesie za wsią. Pani Domna i inne starowierki śpiewały przy grobie, syn Domny stał z boku, kołysząc się lekko w takt – zdążył już najwyraźniej poczęstować kilka dusz wódką. Podeszłyśmy, nalał i nam. Wypiliśmy razem w milczeniu. Po odejściu od ostatniego grobu wyszliśmy przed cmentarz. Kobiety rozłożyły obrusy na drodze, rozluźniły chusty. Zaczęła się uczta.

Ucztowaliśmy na drodze razem z duszami. Na obrusie leżały jaja, cukierki, kiełbasa i tuszonka, miód w wielkim słoju, jabłka, ciasto i chleb. Stare kobiety dolewały nam spirytusu, przyjezdne małżeństwo zza Naroczy – wina owocowego. Piliśmy za zmarłych i za nas, którzy umrzemy. Piliśmy za spotkania na tym i tamtym świecie. Stukaliśmy się kieliszkami i śmialiśmy się, żeby zmarli wiedzieli, iż nie mogą z nami zostać, choć teraz przycmentarna droga łączy ze sobą światy. Tak było, gdy parę lat temu podczas badań etnograficznych na Białorusi trafiłam dość niespodziewanie wraz z moimi studentkami na radaunicę.

Zaproszone na „śpiewy na mogiłkach” nie od razu zorientowałyśmy się, że chodzi właśnie o to – o obchodzone przez prawosławnych i starowierów wiosenne święto zmarłych. Tradycyjnie odprawia się je na Białorusi we wtorek po niedzieli przewodniej, około drugiej-trzeciej po południu. Najważniejszym, obok modlitw i śpiewów, elementem obrzędu jest rytualna uczta, na którą zapraszani są, obok żywych, także zmarli. Na mogile rozkłada się obrus, a na nim tradycyjne jedzenie: przede wszystkim jajka i wódkę, a do tego miód, twaróg, bliny, kiełbasę, wędzoną świninę. Scenariusz „mojej” radaunicy był troszkę inny. Po śpiewach i modlitwie kobiety zostawiły na grobach jajka i cukierki, piliśmy też wódkę, ale nie wolno było stukać się kieliszkami.

To zrozumiałe – w porządku symbolicznym hałas to atrybut życia, mógłby więc odesłać dusze zmarłych do zaświatów. Sama uczta odbywała się na leśnej drodze przed bramą cmentarną, gdzie na ziemi został rozłożony obrus, a na nim jadło. Droga jako miejsce mediacyjne, łączące ze sobą różne sfery, w tym światy żywych i zmarłych, wydaje się wprost idealna dla uczty zaduszkowej.

reklama

Innym momentem rytualnego wiosennego ucztowania ze zmarłymi są w prawosławiu Zielone Świątki. Sprawuje się wtedy liturgię za zmarłych przodków, obdarowuje jedzeniem ubogich lub przynosi je do cerkwi. Są to chleb, słonina, ser, masło, jaja, jabłka. Dobór potraw na radaunicę i Zielone Świątki ma swoje głębsze znaczenie. Najważniejsze naturalnie są jajka. We wszystkich chyba kulturach symbolizują odrodzenie, nowe życie, początek. A skoro życie, to i śmierć, nierozerwalnie ze sobą splecione. Ich nieuchronne, cykliczne następowanie po sobie gwarantuje trwałość świata, jest nieprzerwanym pulsem kosmosu. Wiosenne odrodzenie jest możliwe dzięki zimowemu umieraniu, wspólnota żywych jest niepełna bez wspólnoty zmarłych. Cała ta mądrość mieści się wewnątrz skorupki zwykłego kurzego jajka.

Miód to oczywiście symbol dostatku, bogactwa – w szczęśliwych królestwach rzeki płyną mlekiem i miodem. To niebiański pokarm bogów, kojarzony z nektarem i ambrozją. W chłopskiej chacie nie było godniejszego poczęstunku dla dostojnych zaświatowych przybyszów. Ale miód to w ogóle jedzenie łączone z tamtym światem. Produkowany jest przez pszczoły utożsamiane z duszami, a także z Chrystusem, bo jak on umierają i zmartwychwstają – tak lud widzi ich sen zimowy. Alkohol, mający właściwości halucynogenne, pozwala przekraczać granice między światami, służy też zawiązaniu rytualnej wspólnoty – jest zatem idealny, gdy taka wspólnota ma połączyć żywych i umarłych zebranych na wspólnej uczcie. Jabłka kojarzone są z rajskim drzewem, nie tylko w chrześcijaństwie, ale i u Celtów czy Greków. Zawierają w sobie równocześnie symbolikę życia i śmierci, należą przy tym do sfery zaświatów. Dlatego na Słowiańszczyźnie ofiarowuje się je zmarłym.

Chleb i inne wypieki to najbardziej podstawowy, wręcz wzorcowy pokarm. Poprzez mąkę łączy się z ziarnem, to zaś ma symbolikę podobną do jajka. Druga podstawa wyżywienia, mięso, może się dodatkowo kojarzyć ze śmiercią i odrodzeniem poprzez obraz baranka paschalnego, zapowiadającego zmartwychwstanie Chrystusa. Pojawiające się sporadycznie ser i masło zawierają w sobie dwuznaczność – płynne mleko zamienione w substancję stałą.

Wszystkie zatem wymienione pokarmy wiążą się z opozycją życie–śmierć i mediacją między światem żywych i umarłych. Ale przecież jajko jest też jednym z głównych atrybutów Wielkanocy, a i skład tradycyjnej święconki przypomina nagrobny poczęstunek. Czyżby uczta wielkanocna była też rodzajem uczty zaduszkowej? Nie byłoby w tym nic dziwnego – dzisiejsze najważniejsze spośród świąt chrześcijańskich wpisało się doskonale we wcześniejsze rytuały wiosenne, związane z życiem i śmiercią, z odrodzeniem i nowym początkiem. Zmartwychwstanie Chrystusa to tryumf życia nad śmiercią, wiosny na zimą, powrót słońca i dnia po ciemnościach nocy. Być może z dawnymi kultami słońca ma związek popularne dawniej w zachodniej Europie wierzenie, że w Wielkanoc na tarczy słonecznej widać skaczącego baranka paschalnego.

Życie musi pokonać śmierć, aby świat mógł istnieć. Opowiada o tym legenda chrześcijańska o łańcuchu Lucyfera. Otóż kiedy Chrystus po swej śmierci na krzyżu, a przed zmartwychwstaniem, zstąpił do piekieł, uwolnił stamtąd dusze pokutujące, a samego diabła zakuł w łańcuchy. Co roku Lucyfer próbuje przegryźć okowy. Przed Wielkanocą łańcuch prawie pęka, lecz gdy kapłan oznajmia: „Chrystus zmartwychwstał, alleluja, alleluja!” – łańcuch cudownie odrasta. Gdybyśmy więc zaniedbali obchodzenia Wielkanocy, świat popadłby we władanie mocy piekielnych, ciemności i chaosu. Ze zwycięstwem życia nad śmiercią związany jest też zwyczaj strzelania z kapiszonów podczas procesji rezurekcyjnej – hałas związany jest z życiem, a cisza ze śmiercią.

Innym rodzajem wielkanocnej procesji – choć praktykowano to również w Boże Ciało – było obchodzenie pól z chorągwiami. Aby chronić plony i zwiększyć urodzaj, zakopywano wtedy w rogach pola fragmenty Ewangelii. To element wiosennych obrzędów urodzaju. Rozpoczynały się bardzo wcześnie. W ostatni wtorek karnawału w wielu regionach odbywały się huczne tańce w karczmie, związane z magią płodności. Organizowały je kobiety i to ich taneczne podskoki miały wpłynąć na wysoki wzrost roślin: zboża, ziemniaków, lnu.

Z odrodzeniem, a zatem i rodzeniem, urodzajem wiąże się też główny atrybut Wielkanocy – jajko. Nie jest to, jakbyśmy mogli sądzić, symbol czysto chrześcijański. We wszystkich prawie kulturach jajko jest wykorzystywane w obrzędowości wiosennej. Ba, w wielu z nich jest malowane, ozdabiane, kraszone. Nawet kolor czerwony, tak istotny w wielkanocnej symbolice, nie jest typowy tylko dla chrześcijaństwa.

Trudno się temu dziwić – to kolor krwi, a więc życia, witalności i mocy rozrodczych, pasujący do symboliki jajka. Legendy chrześcijańskie wiążą ten kolor z Marią Magdaleną. Gdy rozpaczała po śmierci Jezusa, zstąpił do niej anioł, aby ją pocieszyć wieścią o zmartwychwstaniu. Potwierdzeniem tego miało być zabarwienie się na czerwono jajek. W innej opowieści to Matka Boska postawiła pod krzyżem kosz jajek, a te zabarwiły się na kolor krwi Chrystusa. Z kolei niebieskie kropki malowane na ukraińskich pisankach mają przedstawiać łzy Marii.

Pisanki to dar wręczany bliskim, chrześniakom, dawany przez dziewczęta chłopcom i odwrotnie. Członkowie rodziny carskiej obdarowywali się kosztownymi jajkami złotnika Piotra Faberge’a, dzieci dostają jajka wypełnione słodyczami. Trudno się dziwić, że pisankami dzieli się też ze zmarłymi, nosząc je na groby jak w prawosławiu. Ponoć echem wielkanocnych uczt zaduszkowych jest też krakowski zwyczaj zwany rękawką: w trzeci dzień Wielkanocy na mogile Krakusa zbierali się biedni i żebracy, którym bogaci krakowiacy rozdawali jedzenie pozostałe po śniadaniu wielkanocnym. W ludowych wierzeniach żebracy często kojarzeni są z duszami zmarłych.

Zresztą cały okres wiosenny, nie tylko Wielkanoc, to czas spotkań ze zmarłymi, ich powrotu na ziemię. Bywa to łączone z przylotem ptaków, które w wierzeniach ludowych symbolizują dusze zmarłych. Ptaki przylatują ponoć 25 marca, aby pocieszać Matkę Boską opłakującą śmierć Syna (niegdyś w ten właśnie dzień obchodzono ukrzyżowanie Chrystusa). To data równonocy, gdy na świecie następuje równowaga sił zła i dobra, dlatego Judasz-diabeł mógł ukrzyżować Jezusa. Jest to więc dzień feralny, przeklęty, w którym rodzą się diabły.

Wiosenna równonoc to też czas rytualnego unicestwienia zimy – topienia, palenia lub wywożenia daleko poza granice wsi Marzanny, zwanej też Śmiercichą czy po prostu śmiercią i zimą. Mamy tu prawdopodobnie do czynienia z dawnym obrzędem ofiarnym, w którym Marzanna to dar dla zaświatów. Topienie Marzanny dało początek ludowemu zwyczajowi wielkanocnego topienia lub zrzucania z wieży kościelnej kukły Judasza.

Przyglądając się kolejnym obrzędom i zwyczajom, od tych kończących zimę aż do tych otwierających lato, widzimy zapisane w języku symbolicznym zmaganie się życia i śmierci, przenikanie świata ludzi i zaświatów, spotkania żywych i umarłych. Ta kosmiczna opowieść, obecna we wszystkich kulturach, zawarta jest też w świętach wielkanocnych.

W Europie Zachodniej długo wierzono, że w Wielkanoc na tarczy słonecznej widać skaczącego baranka paschalnego.


Zuzanna Grębecka

Źródło: Wróżka nr 4/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl