Strona 2 z 2
Tej nocy Marzena nie spała ze strachu, że usłyszy: „Przykro mi, ale pani nie nadaje się do tej pracy”. Zamiast tego usłyszała: – Ma pani naprawdę świetne pomysły i jestem pewien, że doskonale sobie pani poradzi jako kierowniczka świetlicy i biblioteki.
Poczuła wiatr w skrzydłach. A teraz, po trzech latach, przyznaje: – Szef miał rację. Na tym stanowisku sprawdzam się doskonale.
Frank Farley, profesor psychologii z Uniwersytetu Wisconsin uważa, że skłonność do podejmowania ryzyka, nawet dużego ryzyka, jest niezbędna, by osiągnąć sukces w pracy. Bo kto awansuje, dostaje premie i zdobywa pozycję zawodową? Ten, kto ma odwagę, by podjąć się trudnych zadań, jest ambitny i uważa, że ma wpływ na swoje życie. To cechy, które sprawiają, że ryzykant wygrywa z tym, kto jest ostrożny i żyje zgodnie z zasadą: „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”. Właśnie ryzykant, czyli ten, kto rzuca pewną posadę i zakłada własną firmę, wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu pracy, mówi na zebraniu to, co myśli, nawet jeśli wie, że może podpaść szefowi, ma szanse na „złapanie gołębia”. Czyli osiągnięcie tego, o czym inni marzą, ale boją się zrobić pierwszy krok.
Frank Farley uważa, że podejmowanie ryzyka jest dla nas dobre także dlatego, że wzmacnia poczucie własnych kompetencji, wiarę w swoje możliwości i podwyższa samoocenę. Co więcej, ci, którzy potrafią zaryzykować w pracy, czują się też pewniejsi siebie w życiu codziennym.
Marzena jest tutaj najlepszym przykładem. Nie tylko ma lepsze stanowisko, dobrze zarabia i jest doceniana przez szefa. Zmieniając pracę bibliotekarki na stanowisko szefowej biblioteki i świetlicy zmieniła się też jako kobieta. Już nie ukrywa pięknych oczu za okularami ani zgrabnej figury pod rozciągniętymi swetrami. Nie spuszcza nieśmiało oczu, gdy mężczyzna uśmiechnie się do niej na ulicy. W towarzystwie potrafi bronić swojego zdania, choć wcześniej wolała milczeć, niż narazić się na krytykę. Zaryzykowała i na portalu Nasza Klasa napisała do swojej sympatii z liceum, że miło byłoby się spotkać. Zrobiła to, choć bała się, że Jarek ma rodzinę, a o niej nie pamięta. Był dwa lata po rozwodzie i pamiętał. Na spotkaniu było miło. Wyjątkowo miło. Do tego stopnia, że teraz urządzają własne mieszkanie.
– Gdybym wtedy uległa katastroficznym wizjom mamy i siostry, gdybym nie zaryzykowała zmiany pracy, siedziałabym teraz w starym mieszkaniu z mamą i piekła ciasteczka dla siostrzenic – uśmiecha się Marzena. – I niech nikt mi nie mówi, że lepiej unikać ryzyka.
reklama
Łatwo powiedzieć: „zaryzykuj” komuś, kto ma taki charakter, że szuka wrażeń i lubi wyzwania – irytuje się Irmina, 40-letnia prawniczka. – Ja jestem spokojna, ostrożna i wolę, jak to się mówi, „zło znane niż nieznane dobro”. Problem w tym, że nawet jeśli Irmina o tym świadomie nie myśli, to strach przed niepewną przyszłością uprzykrza jej życie. Bo w czasach kryzysu żadna z nas nie może być pewna, że firma, w której pracuje, nie upadnie, że nie dostanie wymówienia lub że partner nie straci pracy i cały dom będzie na jej utrzymaniu. Kiedy się martwimy, wyolbrzymiamy ryzyko i i nie doceniamy sił, które mamy, by sobie poradzić z trudnościami.
Jak przestać się bać i docenić swoje możliwości? Nauczyć się odróżniać realne ryzyko od tego wymyślonego lub wyolbrzymionego przez media. Badania psychologiczne pokazują, że ludzie źle oceniają to, co jest ryzykowne. Uważają na przykład, że bardziej niebezpieczne dla zdrowia jest promieniowanie wysyłane przez telefony komórkowe niż promieniowanie słoneczne. A jest dokładnie odwrotnie.
Śmierci w zamachu terrorystycznym boją się bardziej niż wypadku na drogach. W Stanach Zjednoczonych po ataku na World Trade Center ponad 1,4 mln osób zmieniło swoje plany świąteczne i zrezygnowało z lotu samolotami. Większość wybrała się do rodziny lub na urlop samochodem. Czy wszyscy uniknęli niebezpieczeństwa? Nie. Z danych firm ubezpieczeniowych wynika bowiem, że w tym czasie liczba śmiertelnych wypadków drogowych zwiększyła się o 1000. Innymi słowy, 1000 osób nie zginęłoby, gdyby poleciało samolotem.
Te przykłady pokazują, że nasza ocena tego, co jest ryzykowne, a co nie, często bywa błędna. I niepotrzebnie tracimy energię na strach. Dlatego zanim powiemy sobie: „To zbyt ryzykowne”, spróbujmy odróżnić możliwość od prawdopodobieństwa. Wydarzenie jest możliwe, kiedy teoretycznie może zajść (na przykład upadek meteorytu), ale prawdopodobieństwo, że tak się stanie, jest niezwykle małe.
Bruce Eimer i Moshe S. Torem, amerykańscy psychoterapeuci i autorzy książki „Niepewność jutra. 10 sposobów, jak pokonać lęk przed zmieniającym się światem”, uważają, że najlepiej konfrontować się ze swoimi lękami, mając odpowiednią wiedzę. Bo wiele sytuacji, które uważamy za szczególnie ryzykowne, jest mało prawdopodobnych. Gdy zgromadzimy wiarygodne informacje na ten temat i realnie ocenimy ryzyko, nabierzemy pewności siebie. Dzięki temu będziemy mieli szansę stawić czoła swoim lękom i robić coś, czego do tej pory się obawialiśmy. Będziemy mieli siłę, by podjąć wyzwanie, zaryzykować.
Gdyby Irmina zaryzykowała i skonfrontowała się z tym, czego się boi: niepewność przyszłości, miałaby szansę podjąć decyzje, które zmieniłyby jej życie na lepsze. Bo ryzyko nie jest dla tych, którzy bezmyślnie i beztrosko podchodzą do życia, ale dla tych, którzy chcą osiągać to, o czym marzą. I mają odwagę, by dążyć do swoich celów.
WR
dla zalogowanych użytkowników serwisu.