Pomocna łapa

Jasper miał szczęście. Od urodzenia mógł biegać, gdzie chciał, chłonął dźwięki otaczającego świata, poznawał jego zapachy. Annie zależało, żeby był otwarty, ciekawski, samodzielny, nie bał się wyzwań. Kiedy skończył siedem tygodni, zabrała go na poligon. Jechał razem z nią w czołgu, poznał dźwięk samochodu na sygnale, był pasażerem samolotu, biegał po lesie, gruzowisku. W taki sposób przyzwyczajała go do przyszłej pracy, otwierała na różne bodźce płynące z zewnątrz.

– Nie byłam dla niego matką, przyjacielem czy opiekunką – przyznaje. – Traktowałam go jak materiał na partnera, lepiłam go, kształtowałam tak, aby kiedyś był moim współpracownikiem. Ale przede wszystkim pozwalałam mu być ze sobą i innymi ludźmi. Socjalizacja to podstawa trenigu.

Jasper okazał się pojętnym uczniem. Zdał egzaminy na psa gruzowiskowego (jako jeden z dwóch psów w Polsce może uczestniczyć w akcjach zagranicznych) i terenowego. Nigdy jej nie zawiódł. Razem udało im się odszukać zagubioną w lesie kobietę chorą na Alzheimera. Kilka razy przeszukiwali gruzowiska.

Najbardziej traumatyczną z akcji było szukanie pod gruzami dwójki dzieci.
– Modliłam się, żeby były zdrowe i całe – wspomina Anna. – Na szczęście odnalazły się u koleżanki. Nawet sam moment bycia w pogotowiu może być głębokim przeżyciem. Tak było podczas zawalenia się hali targowej w Katowicach. Przez 48 godzin byliśmy postawieni w stan gotowości. Nie wyjechaliśmy, ale tego dnia w hodowli, z której mam Jaspera, urodził się Ergi. Nie miałam wątpliwości: przeznaczeniem psa, który rodzi się podczas takiej katastrofy, jest ratownictwo. Dziś Ergi jest świetnym psem terenowym. Nie zamieniłabym tego, co dziś robię, na siedzenie za biurkiem. Próbowałam, ale z czasem wszystko schodziło „na psy”. I dobrze!

reklama

Magda Nowicka, szkoleniowiec i egzaminator z Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu.Życie „pod psa”

Na wizytówce Magdy mogą się nie zmieścić wszystkie funkcje, jakie pełni w poznańskim oddziale Państwowej Straży Pożarnej. Jest młodszym ratownikiem specjalistą, szkoli psy i ich przewodników, jest egzaminatorem oceniającym ich postępy w pracy, uczy też psy dla niewidomych oraz ich opiekunów. Jednocześnie sama jeździ na akcje. O każdym z czworonogów mogłaby opowiadać godzinami. Wszystkie zna od szczeniaka, obserwowała ich rozwój, śledziła, jak coraz pewniej czują się w piwnicach, kanałach, lesie, na bagnach, przestają bać się wysokości.

Cóż, Magda Nowicka należy do nielicznych szczęśliwców, dla których praca jest pasją. Musiała przejść jednak długą drogę, aby wylądować tu, gdzie jest teraz. Marzyła o weterynarii, ale miała pecha: rok, kiedy zdała maturę, był jedynym, w którym na te studia nie przyjmowano kobiet. Po technikum rolniczym (hodowla zwierząt) poszła więc do pracy.

– Tak naprawdę czułam się sobą, kiedy zajmowałam się zwierzętami.

Clifford był czarnym rosyjskim terierem i psem, którego chciała nauczyć posłuszeństwa. Trafiła do Pawła Zielińskiego, legendy poznańskich szkoleniowców. Szybko nawiązali dobry kontakt, a potem współpracę, szkoląc psy ratownicze. Dziesięć lat temu znaleźli się w odpowiednim miejscu i czasie: w Poznaniu powstawała grupa strażaków pracujących z czworonogami.

– Nigdy nie zapomnę naszych pierwszych podopiecznych: to były owczarki niemieckie, Wasco i War – wspomina.

– Cierpliwe, przyjazne, uważne. Szkoliliśmy siebie i psy zgodnie z metodami polecanymi przez specjalistów z Niemiec, Francji: dyscypliną, zakazami i nakazami. Powtarzając ćwiczenia, wyrabialiśmy w nich nawyk pomocy ludziom. Kiedy zaczęliśmy szkolić kolejne psy, doceniliśmy zalety tak zwanej szwedzkiej filozofii pracy ze zwierzętami. Według niej pies nie może być zmuszany do współpracy z człowiekiem, ale sam musi poczuć, że do tego został stworzony. Nauczyłam się rozumieć psy. Uświadomiłam sobie, że one myślą po psiemu, nie po ludzku.

Magda Nowicka przyznaje, że praca z psem wymaga bliskości, a ona rodzi się z czasem. Ta bliskość ma swoje plusy: zaufanie, przyjaźń, niezwykłe u domowych zwierząt oddanie. Ale też minusy: cały tydzień musi być zaplanowany „pod psa”. Szkolenie i praca z nimi to zajęcie dla ludzi z charakterem, wytrwałych. Magda nie liczy nadprogramowych godzin spędzonych na treningach.

– Ludzie często patrzą na nas jak na wariatów – uśmiecha się. – Biegamy z psami po lasach, wyszukujemy opuszczone budynki, gdzie potem spędzamy wiele godzin, wykonując jakieś niezrozumiałe dla innych czynności.

Najbardziej boli, kiedy zaginie dziecko. Tak jak dwulatek spod Konina. Jednostka, do której Magda należy, została wezwana dwa dni później. Psy zgubiły trop niedaleko pobliskiej wody. Dziecko nie żyło. Podobnie tragicznie skończyły się poszukiwania 11-latka spod Poznania, którego rodzina ściągnąła straż półtorej doby po zaginięciu. Psy i ludzie zrobili, co było w ich mocy, ale w trakcie poszukiwań okazało się, że chłopiec utonął w pobliskiej rzece. Po takiej akcji Magda wraca do domu przygnębiona.

Zrozumiałą radością reaguje na sukcesy: że udało się odnaleźć staruszkę, która razem z wnuczkiem zgubiła się w lesie. Że na gruzowisku psy nie znalazły rannych, że dogasający po pożarze dom nie stał się więzieniem dla jego nieprzytomnych mieszkańców. Po kilku latach w straży Magda nauczyła się patrzeć na swoją pracę inaczej. Zrozumiała, że największą nagrodą nie są akcje, o których mówi się w mediach. Dla niej najważniejszy jest uścisk dłoni człowieka, który czeka na pomoc i ją dostaje.


Elżbieta Turlej

Źródło: Wróżka nr 10/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl