Historia tych poszukiwań jest nieomal tak długa jak samo chrześcijaństwo. Dzisiaj zdaje się, że o świętym Graalu wiemy już wszystko, prócz tego… czym on naprawdę jest.

Trudno teraz dociec, kiedy po raz pierwszy Europa usłyszała podawane z ust do ust opowieści o świętym Graalu, cudownym naczyniu o niezwykłej mocy pozwalającej zachować wieczne życie i władzę nad światem. Z całą pewnością jednak opowieści te musiały krążyć przez co najmniej kilka stuleci, kiedy bowiem w XII wieku zaczęto wreszcie je spisywać, święty Graal miał już w owych utworach różne postaci. Według jednych autorów miał być kielichem, z którego pił Jezus podczas ostatniej wieczerzy.
Zdaniem innych był misą o schodkowym wnętrzu lub pucharem, do którego Józef z Arymatei zebrał kilka kropli krwi z ciała ukrzyżowanego Jezusa. Niczym nieskrępowana wyobraźnia autorów opisujących tę najświętszą relikwię kazała im widzieć w Graalu kamień, którym Archanioł rzucił w Adama i Ewę w chwili wypędzania ich z raju; tajemną księgę zapisaną przez samego Jezusa, w której umieścił on zaklęcia pozwalające na dokonywanie cudów; flakonik perfum Marii Magdaleny; naczynie, w którym Piłat umył ręce po wydaniu wyroku na Jezusa; kamień filozoficzny czy wreszcie szmaragd z korony Lucyfera…
Bez względu na to, jakie Graal przybierał kształty, zawsze miał tę samą moc. Przywracał zdrowie, zapewniał wieczne życie, dawał możliwość bezpośredniego dialogu z Bogiem i przemiany duchowej oraz nieograniczoną władzę nad światem.
Dzieła sławiące moc Graala rozpalały wyobraźnię, a swoista „moda” na posiadanie jak największej ilości relikwii sprawiała, że kto tylko mógł, ruszał na poszukiwanie. A że trudno szukać nie wiadomo czego, Graal wkrótce przybrał konkretną postać. A raczej postaci. Najbardziej „popularne” stały się trzy: kielich, z którego pił Jezus; puchar, do którego Józef z Arymatei zebrał krew Jezusa; i swoiste połączenie obu pierwszych wersji – kielich, z którego pił Jezus w czasie ostatniej wieczerzy i do którego później Józef z Arymatei zebrał kilka kropel jego krwi.
reklama
404 Not Found
Not Found
The requested URL was not found on this server.
Pod koniec XIII wieku było też wiadomo, gdzie właściwie świętego Graala szukać. Typowano trzy miejsca. Pierwsze to Francja. Gdzieś tam, w lochach jednej ze swoich faktorii, mieli świętego Graala chować rycerze z zakonu templariuszy, którzy weszli w jego posiadanie, prowadząc ściśle tajne wykopaliska w Jerozolimie. To za jego sprawą tak szybko zdobyli ogromny majątek i przepotężne wpływy.
W opowieść tę musiał zapewne wierzyć też król Francji Filip Piękny, bo kiedy w fatalny piątek 13 października 1307 roku jego wojska rozpoczęły starannie przygotowany atak na zakon, specjalny oddział miał za zadanie odszukanie świętego Graala. Świadectwo tego można znaleźć w zachowanych dokumentach z przesłuchań rycerzy zakonu przez inkwizytorów, którzy bezustannie dopytywali się o miejsce ukrycia relikwii. Kiedy okazało się, że w żadnej twierdzy zakonu Graala nie ma, celem poszukiwaczy stały się Brytania i Hiszpania. Inna bowiem, niezwykle popularna teoria mówiła, że cudowna relikwia została wywieziona z Palestyny w okolice opactwa Glastonbury w Brytanii lub do Walencji w Hiszpanii. Jedni twierdzili, że Graala wywiózł do Brytanii (za zgodą Piłata) Józef z Arymatei, by wspomagany jego mocą mógł krzewić wiarę na wyspach.
Drugą „frakcję” poszukiwaczy stanowią zwolennicy teorii, iż Graal, owszem, trafił do Brytanii, ale w zupełnie inny sposób. Oto w 327 roku na polecenie cesarzowej Heleny, matki cesarza Konstantyna Wielkiego, przeprowadzono w Jerozolimie, w miejscu, gdzie znajdował się grób Jezusa, poszukiwania Graala. Znaleziono go i zawieziono do Rzymu. W czasie najazdu Wizygotów na Rzym w 410 roku Graala ukryto i przewieziono najpierw do Galii (tereny dzisiejszej Francji), a potem do Brytanii.
Zupełnie innego zdania byli ci, którzy poszukiwali Graala w Hiszpanii. Według nich cudowny kielich z Jerozolimy trafił do Rzymu, gdzie był przechowywany przez papieży. W czasie prześladowań chrześcijan za cesarza Waleriana, papież Sykstus II (257-258) polecił diakonowi Wawrzyńcowi oddać cesarzowi skarby Kościoła. Ten sprzeciwił się i kosztowności rozdał biednym, a świętego Graala wysłał do swoich rodziców do Hiszpanii. Wprawdzie sam zapłacił za ten akt odwagi męczeńską śmiercią, ale relikwia została uratowana. Rodzice Wawrzyńca ukryli Graala i wyznaczyli jego strażnika, strażnik swojego następcę i tak dalej.
Badaczka historii relikwii Janice Bennet prześledziła nawet częściowo losy kielicha na terenie Hiszpanii. Według niej Graala przechowywano najpierw w Huesca, potem w klasztorze San Juan de la Pena. 26 września 1399 roku król Aragonii Marcin Ludzki przeniósł go do swojej kaplicy w Saragossie, a w roku 1436 Alfons V Aragoński zabrał kielich do Walencji. Graala w Hiszpanii szukali Rzymianie, Maurowie, wojska Napoleona, hiszpańscy komuniści i zwolennicy generała Franco. Przy okazji warto wspomnieć, że w jednym z wariantów „drogi Graala do Hiszpanii” istnieje też „polski ślad”. Podobno nim Graal trafił do Hiszpanii, był przez jakiś czas w posiadaniu dzieci króla Harolda.
Po bitwie pod Hastings (1066), w której zginął ich ojciec, uciekały przez Litwę do Bizancjum. Dwóch synów pozostało na Litwie, a córka wyszła za mąż za Włodzimierza Monomacha. Świdrygiełło, młodszy brat Jagiełły (pochodzącego według podań od starszego syna Harolda) podarował wotum dla kościoła w Bezławkach – obraz oraz kielich. W roku 1520, gdy rozgorzała wojna polsko-krzyżacka, kielich został zamurowany. Potem ktoś go ze skrytki wyjął i wszelki ślad po nim zaginął. Tak czy inaczej strażnicy Graala dobrze się spisali, gdyż zaraz po zakończeniu hiszpańskiej wojny domowej święty Graal pojawił się w Katedrze św. Wawrzyńca w Walencji, gdzie stoi do dziś i… nikt nie wierzy, że to właśnie o ten kielich chodzi. Być może dlatego, że nie odnotowano tam nigdy żadnego znaczącego zdarzenia religijnego, o cudach nie wspominając.
Nikt też nie daje wiary włoskiemu archeologowi Alfredowi Barbagallo, który latami studiował wszelkie dokumenty dotyczące Gralla i doszedł do wniosku, że relikwia znajduje się w Rzymie, ukryta gdzieś w komnacie pod Bazyliką Świętego Wawrzyńca za Murami. Trudno się zresztą dziwić temu brakowi wiary, skoro nie można dostrzec skutków działania relikwii o tak potężnej mocy. Trudno też rozbudzoną przez wieki wyobraźnię poszukiwaczy zadowolić „zwykłym” naczyniem z czerwonego kwarcu o wysokości zaledwie sześciu centymetrów! Jak wielkie namiętności wzbudzał i wzbudza nadal Graal, świadczyć może fakt, że nawet Hitler zorganizował kilka wypraw w poszukiwaniu relikwii. Był on zwolennikiem teorii Otto Rahna, oficera SS i jednocześnie ezoteryka, wedle której Graal trafił do środowiska katarów i został ukryty we francuskiej siedzibie tej grupy religijnej twierdzy Montsegur. Jednak i tu Graala nie odnaleziono, a sam Otto Rahn zginął w tajemniczych okolicznościach.
Ostatnio ogromną popularnością wśród poszukiwaczy Graala cieszy się teoria wysnuta przez Pierre’a Plantarda, Michaela Baigenta, Henry’ego Lincolna i Richarda Leighta. Według nich święty Graal nie jest żadnym kielichem, ale… Marią Magdaleną. Twierdzą oni, że zwrot „święty Graal” (Sangeraal) powinien być odczytany jako Sang Real – czyli królewska krew. Teoria zakłada, że Maria Magdalena w chwili ukrzyżowania Jezusa nosiła w łonie jego dziecko i w trzecim miesiącu ciąży uciekła do Galii. Jednym słowem była swego rodzaju naczyniem, w którym niosła potomka Jezusa.
Wprawdzie Pierre Plantard, jeden z twórców tej teorii, został w 1993 roku skazany za oszustwa, a przeszukanie jego domu ujawniło sfałszowane dokumenty, w których przedstawiał siebie jako króla Francji, ale jakoś nie osłabiło to jego wiarygodności w oczach poszukiwaczy. Zapewne w znacznym stopniu przyczyniła się do tego bijąca rekordy popularności powieść „Kod Leonarda Da Vinci” Dana Browna. Autor wykorzystał teorię Francuzów i stworzył sensacyjne dzieło, które nie tylko sam pomysł rozpropagowało, ale i w oczach czytelników (ponad 60 milionów sprzedanych egzemplarzy!) uwiarygodniło. Teorię tę połączono z przekonaniem, że prócz dziecka Maria Magdalena przywiozła jeszcze „coś”, co nadal uważane może być za Graala.
Poszukiwania więc nie ustają, chociaż coraz więcej naukowców przekonuje, że święty Graal jest jedynie legendą i to legendą – jak twierdzi badaczka Jessie L. Weston – z czasów przedchrześcijańskich. Miała to być część obrzędów celtyckich związanych z rytuałami płodności. Czyżby więc poszukiwanie Graala było pościgiem za złudzeniem, wytworem fantazji, odwieczną tęsknotą za doskonałością? Niekoniecznie. Może jest tak, jak twierdziło już w średniowieczu wielu teologów, że poszukiwanie relikwii jest rodzajem duchowej pielgrzymki ku ciągłej przemianie ludzkiej duchowości, by każdy z nas mógł odkryć własnego Graala w samym sobie.
Jerzy Gracz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.