W zmowie ze światem

Zachwycili się magią obłoków i kwiatami, co kwitną księżycowo. Wciąż nie wiedzą, kto pierwszy był fakirem, kto pierwszy astrologiem. Wiedzą już za to, że są słowa i wersy, które trzeba ocalić od zapomnienia. Bo dają siłę i moc, bo dzięki nim udaje się ludziom żyć w zmowie ze światem.

W zmowie ze światemPewnego dnia Danuta Grechuta, wdowa po wielkim pieśniarzu Marku, spotkała na swojej drodze pieśniarkę Annę Treter. Pewnego dnia pieśniarka Anna Treter wymyśliła i zorganizowała pewien festiwal. Na festiwalu zjawiło się wielu artystów. Z reguły młodych, choć niekoniecznie. Ścieżki, które ich do festiwalu doprowadziły, nie były jednak „przedeptane”. Były trudne, czasem wyboiste. Gdyby nie ten festiwal, Karolina Leszko z Krakowa, trochę kobieta, trochę dziecko, w każdym razie studentka Szkoły Muzycznej w Katowicach, nigdy nie wsłuchałaby się tak uważnie w dwa utwory.

– Nie ufałam poezji – wyjaśnia. – Poezji takiej, jaką znałam na co dzień, wyzutej z magii, przefiltrowanej przez nudne, przymusowe i często nietrafione szkolne interpretacje. Nie chciałam wiedzieć wcale, co poeta miał na myśli. Ufałam tylko muzyce.

Muzyka niosła Karolinę, gdy jako dziecko grała na skrzypcach. I wtedy także, gdy rzuciła skrzypce, bo zrozumiała, że chce jak jej koleżanki grać w klasy pod blokiem. I śpiewać. Śpiewała więc w szkole i w „Szansie na sukces”, śpiewała wtedy, gdy gubiła ośmy z rzędu telefon komórkowy, gdy było jej wesoło albo smutno i wtedy także, gdy nie wiedziała, co powiedzieć. Jakimi wyrazami opisać świat, w którym czasem, mimo że dawno skończyła już 18 lat, czuje się nieswojo, trochę jak dziecko, które przy dorosłych robi się senne i chce przytulić się do misia?

– W moim pokoju nadal są misie. I wciąż się do nich przytulam – śmieje się Karolina. – A jeszcze tak niedawno miałam poczucie, że powinnam dorosnąć, to znaczy przestać marzyć i śnić, że powinnam dostosować się do twardych reguł panujących w świecie. Bo przecież – słyszałam to nieraz – jeśli faktycznie chcę coś osiągnąć, to muszę zacząć mocno stąpać po ziemi.

reklama
404 Not Found

Not Found

The requested URL was not found on this server.


Danuta GrechutaOn nie stąpał mocno po ziemi. On, nazwany kiedyś przez dziennikarzy i słuchaczy Aniołem Krakowa.
– Jak każdy anioł, zawsze leciutko się nad ziemią unosił – mówi Anna Treter, pieśniarka i poetka, związana od lat z krakowską Grupą Pod Budą. Unosił się, kiedy śpiewał i kiedy pisał wiersze nie z tego świata, nawet te o pijanych aniołach. A Marek Grechuta pisał je jeszcze w czasach, gdy Karoliny nie było ani w Krakowie, ani na świecie.

Jej tymczasem pan Grechuta, który trzy lata temu zamienił Kraków na niebo, nie tyle z aniołami się kiedyś kojarzył, co z… akademią. Konkretnie z zaśpiewanym przez Karolinę na szkolnej scenie wierszem „Ocalić od zapomnienia”. W dodatku wierszem wcale nie Grechuty, lecz Gałczyńskiego. I może zawsze pan Grechuta byłby dla Karoliny jedynie wyśpiewanym w szkole panem Gałczyńskim, gdyby nie bajki, które zjawiły się w jej życiu wiosną tego roku. Bajki o świecie, gdzie wszystko jest „zdrowe i dobre jak sen”, gdzie płyną rzeki, w których żyją kwiaty, „gdzie życie się wydaje czarem”.

A potem Karolina znalazła jeszcze „Gdziekolwiek”. O tym, że są rzeczy zmienne, ale wiele jest także niezmiennych, choć zwyczajnych i prostych. Jak kasztan, jak książka. Że to od nas zależy, co dla siebie odnajdziemy, jaką prawdę, jakie do niej drogi, a może mosty…? „Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie… Wciąż będzie początek, bo wszędzie są mosty… I to „Gdziekolwiek” stało się dla Karoliny mostem. Do zrozumienia samej siebie, tego, że nie chce być inna, poważna, że niekoniecznie musi się zmieniać.

W zmowie ze światemStało się także „Gdziekolwiek” mostem do kariery, bo jesienią nie gdziekolwiek, lecz w Krakowie właśnie studentka wyśpiewała sobie, z zapaleniem krtani i oskrzeli, właściwie półżywa, pierwszą w życiu poważną nagrodę. Pierwszą nagrodę na drugiej już edycji Festiwalu Twórczości imienia Marka Grechuty, pod znamiennym tytułem „Korowód”. Z „Sercem Szczerozłotym”, ze statuetką potwierdzającą jej talent wróciła do domu, dlatego że zaśpiewała, jak kiedyś Grechuta: „Aż nadejdzie wreszcie dzień wspaniały. Gdy obudzisz się, ujrzysz nagle świat tych bajek cały”.

– I nadszedł taki dzień – zapewnia Karolina. Dodając, że choć wcale nie stąpa mocno po ziemi, wciąż gubi telefony, jej życie toczy się od jesieni jak prawdziwa bajka. Pełna koncertów, planów artystycznych. Bajka, w której, ku zdziwieniu samej Karoliny, dla niej jako człowieka, ale także jako artysty, znaczenia nabrały słowa, również te nazywane poezją.

– Może kiedyś sama zacznę ubierać w słowa rzeczy ważne, może zacznę pisać teksty piosenek? – zastanawia się młoda artystka. Dodając, że jeśli tak się stanie, zawdzięczać to będzie pewnemu poecie.
– Jego wyjątkowemu towarzystwu – uśmiecha się, dodając, że od momentu, gdy odnalazła te „swoje” bajki, ma nieodmiennie poczucie, że ktoś czuwa nad tym, by wciąż mogła w nie wierzyć.

„Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie… Wciąż będzie początek, bo wszędzie są mosty…
Prawdziwe jak powietrze ode mnie do ciebie”.

Marek GrechutaMoże gdyby ludzie nadal wierzyli w bajki i wciąż chcieli ubierać w słowa rzeczy ważne, Danuta Grechuta i Anna Treter nie stworzyłyby dwa lata temu wspólnie festiwalu „Korowód”. Nie tylko po to, by zachować pamięć o niezwykłym człowieku, piszącym i śpiewającym anielskie z ducha piosenki.

– Po to, by ludzie zrozumieli, jak ważne wciąż, nieustannie, jest zadawanie istotnych, z ducha humanistycznych, pytań. Jak ważne jest poszukiwanie w życiu tego, co nas niesie, ożywia, daje nam siłę, co jest niezakłamaną, niefałszywą poezją życia – wyjaśnia Danuta Grechuta. – Bo tylko prawdziwa poezja, nie proza przecież, nadaje naszemu życiu sens, sprawia, że staje się znośne, a bywa, że piękne.

– Ważne także jest to, by poezja, ten przekaz zaklęty w muzyce Marka, nadal miała moc przemiany – dodaje Anna Treter, która sama kilka lat temu zaczęła układać wyrazy w wiersze. Bo sama uwierzyła, że słowa mogą, choć nie muszą, wpływać na korowód ludzkich uczuć i zdarzeń. Czy jednak rzeczywiście wers albo kilka wersów, nakreślonych na kartce, a potem wyśpiewanych, może zmienić
życie człowieka?

– Z pewnością może sprawić, że dostrzeżemy więcej, że poczujemy mocniej – zapewnia Maciej Klaś, socjolog, strateg w agencji reklamowej, do niedawna zagorzały rockman, którego nieoczekiwanie oplotło grechutowe „dzikie wino”.
– Że w końcu, na całe nasze szczęście, zatrzymamy się!

To więcej i mocniej zdarzyło się rok temu, gdzieś między kolejną opracowywaną przez Macieja wielką kampanią marketingową a kolejną nieprzespaną nocą i zarwanym rankiem. Rankiem w biegu, rankiem bez śpiewu ptaków, choć przecież, o czym Grechuta próbował nie tylko rockmanom przypominać, każdy ptak zawsze śpiewa o poranku.

W korowodzie podobnych do siebie ranków i wieczorów Maciej Klaś zdecydował się, nieoczekiwanie dla samego siebie, wziąć udział w „Korowodzie”. Tylko najpierw musiał znaleźć coś dla siebie, słowa i nuty, które do niego przemówią. Musiał znaleźć czas.
– A przecież czas dziś pędzi i nas osacza, jak dzikie wino – wyjaśnia Maciej.
– Rzeczywistość nie daje nam wytchnienia.

– Zatrzymaj się i posłuchaj słów – usłyszał któregoś wieczoru rockman podpowiedź kogoś, kto z pewnością nie był z tego świata. Kogoś, kogo obecność jednak prawie namacalnie poczuł. Zresztą, podobnie jak muzycy, którzy z Maćkiem postanowili na festiwalu zanurzyć się w „dzikim winie”, oczywiście nieco na rockowo. I którzy tuż przed występem zapewniali wokalistę: „Spokojnie, co ma być, to będzie. On tu jest. Jest z pewnością. I z pewnością pomoże”.

Ta pomoc to „Brązowe Serce” zdobyte przez Maćka na „Korowodzie” w ubiegłym roku. To późniejsze koncerty z Renatą Przemyk, Jackiem Wójcickim i kompozytorem, nie tylko Grechuty, Janem Kantym Pawluśkiewiczem. To coś to – uwaga – także zupełnie nie-rockowe kolędy, których rockman z pewnością w innych okolicznościach nigdy w życiu by nie nagrał. Wreszcie jego Bardzo Istotne i Osobiste Zatrzymanie. Po to, by zobaczyć, że świat także chciałby stanąć na chwilę w miejscu. Po to, by ludzie, którzy w nim żyją, poczuli, jak o świcie pachnie trawa.

– Nie zawsze jesteśmy otwarci na to, co mówią ptaki, nawet nie zawsze na to, co mówią anioły – przyznaje Krzysztof Maciejowski, kompozytor teatralny z Bielska-Białej, skrzypek wirtuoz z zespołu „Dzień Dobry” (w ubiegłym roku I nagroda na festiwalu). – Tak się dzieje najczęściej wtedy, gdy życie daje nam w kość, gdy zbyt wiele zabiera. Krzysztof kiedyś zbyt wiele w życiu tracił. Najpierw mamę, kiedy był jeszcze nastolatkiem. A potem też ojca i dom. Tułał się po rodzinach zastępczych. Trafiał w nieciekawe zaułki.

– Na oślep poszukiwałem dobrego ducha, który wskaże mi drogę do dobrego świata – wspomina. – Prawdę mówiąc, szukałem swojego anioła. Ale długo nie potrafiłem wsłuchać się w jego podszepty.

Pewnego dnia jednak Krzysztof wyraźnie usłyszał w radiu pieśń o człowieku, który stracił dom. Stracił właściwie wszystko. Ale wytłumaczyć umiał sobie, że „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”. Więc Krzysztof też uwierzył. Markowi Grechucie, który opowiedział mu historię o straceńcu. I zaczął słuchać Grechuty tak, jakby słuchał odnalezionego anioła. Zaufał mu i zatęsknił do świata, który – jak zapewniał Krzysztofa pieśniarz – ma i blask, i siłę. I z którym można być w zmowie.

O takim świecie, z którym i w którym człowiek żyje w harmonii, zamarzył też Piotr Mirecki, kickbokser i kajakarz, teolog i pożeracz książek. Wreszcie gitarzysta, zafascynowany lasem, śpiewem ptaków i flamenco. I także Jan Stachura, również gitarzysta. Dziś instruktor gry na gitarze w bielskim domu kultury, kiedyś… sprzedawca hot-dogów na dworcu. Człowiek-orkiestra. Myśliciel i żartowniś, mistrz wschodniej medytacji i polski Indianin z własnym tipi. I – jak zapewniają jego przyjaciele – z własnym, trzecim okiem. Okiem duszy, źródłem intuicji, która zawsze odnajduje w życiu odpowiednie podpowiedzi.

To intuicja sprawiła, że kiedy pięć lat temu Jan spotkał Piotra, kiedy usiedli do wspólnego grania z Krzysztofem i jeszcze ze Staszkiem Joneczko, akordeonistą i radiowcem, kiedy zaprosili do wspólnej muzycznej podróży młodziutką basistkę Małgosię (dziś żonę Jana), to z tego spotkania zrodziło się wspólne granie i śpiewanie. Wkrótce potem pod wspólnym szyldem, jako zespół „Dzień Dobry”, zagrali i zaśpiewali pieśń, którą od lat nucił Krzysztof – „ważne są tylko te dni…”.

– Nie mogliśmy tego nie zaśpiewać. To wielkie przesłanie nadziei – wyjaśnia Piotr. Dla „Dzień Dobry” twórczość krakowskiego artysty to gotowy zestaw odpowiedzi na to, jak żyć w zachwycie. W zachwycie dla stworzenia i Stwórcy, natury i jej tajemnic, dla miłości.

– Chciałbym kiedyś tak pięknie opisać miłość do mojej żony – dodaje Piotr. – Chciałbym jej ofiarowywać koniki cukrowe i pęk czerwonych melancholii.
Choć prawdą jest również to, że Marek Grechuta lubi stawiać pytania bez odpowiedzi. Ale czy ważna jest odpowiedź na pytanie o to, kto „pierwszy był fakirem? Kto pierwszy astrologiem? Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem?”?

– A może ważniejsza jest wiara w to, że człowiek, jeśli chce, może więcej niż nawet jest w stanie sobie wyobrazić? – zastanawia się trochę retorycznie Małgosia Stachura.

Na przykład aparat. Pewnego dnia mąż Małgosi, Jan, z pomocą swojego trzeciego oka wyobraził sobie, jak zespół „Dzień Dobry” śpiewa nieznaną szerokiej publiczności piosenkę Grechuty, do napisania której zainspirował twórcę portret Luni Czechowskiej pędzla Amedeo Modiglianiego. Opowieść o znudzonej pozowaniem modelce, która marzy o tym, by artystę zastąpił jakiś sprzęt. Taki, co „pstryk zrobi. I już masz obraz mojej twarzy”.

– W czasach, w których tworzył Modigliani, aparat fotograficzny był rzeczą jeszcze tak abstrakcyjną jak dla nas życie na Marsie – śmieje się Krzysztof. – Grechuta podpowiada nam zatem, że to, co uważamy za niemożliwe, jest tylko naszym złudzeniem. Wszystko jest możliwe, czasem tylko trzeba chwilę poczekać. Aż w końcu się stanie.

I stało się tak, że najpierw „Aparatem” zespół z Bielska-Białej dwa lata temu wbił w fotele publiczność i jurorów festiwalu Grechuty, a potem otrzymał najwyższe laury. Po czym, za namową wielu dobrych duchów, za sprawą Danuty Grechutowej i Anny Treter, zabrał się do nagrywania płyty. Krążek, w większości poświęcony pieśniom Marka Grechuty (choć znajdą się na nim także utwory zespołu) ujrzy światło dzienne pod koniec zimy.

Rzecz oczywista, nie zabraknie na niej opowieści o człowieku, który stracił wszystko. A potem, jak skrzypek i kompozytor Krzysztof, jak wszyscy, którzy wsłuchali się w Grechutę, zyskał wiarę i nadzieję. I wieczne towarzystwo anioła, w którego słowa warto się wczytać. W słowa, które trzeba ocalić od zapomnienia, bo ciągle mają moc. Bo dzięki nim ludziom udaje się żyć w tajemnej zmowie ze światem.


Sonia Jelska
Więcej informacji na temat festiwalu „Korowód”
na stronie www.piosenkarnia.pl

Źródło: Wróżka nr 12/2009
Tagi:
Już w kioskach: 10/2025

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka