Na frustrację risotto

Jakie są współczesne włoskie mammy?Jakie są współczesne włoskie mammy?
Ja poznałam kobiety zrealizowane. Pracujące, starsze, młodsze, różne… Dla nich wszystkich gotowanie było czymś przyjemnym. Nie źródłem udręki czy upokorzenia. To sposób, żeby się zaprezentować i zaimponować. Żeby uzyskać aplauz i zachwyt otoczenia albo zainteresowanie dzieci. Wiadomo, że rodzice na pewnym etapie przestają być interesujący. Ale jak matka ugotuje coś dobrego, szybko odzyskuje uwielbienie synka i możliwość porozmawiania z nim przy stole.

Pani nastoletni syn zachwyca się tym, co mu jego mamma ugotuje?
Kiedyś tak było, teraz sam gotuje. Ma instynkt kulinarny. Eksperymentuje. Zamiast się zachwycać moją kuchnią, woli, żebym ja zachwycała się jego.

Krytykuje go pani?
Jestem złośliwą matką-krytykantką. Na szczęście mój syn zdaje się kompletnie moimi uwagami nie zrażać.

Dużo pani gotuje?
Dużo. Wręcz nałogowo. Ta czynność działa na mnie kojąco. To mój rodzaj terapii. Czasami miewam kompulsywne napady, przymus gotowania. Wtedy o drugiej w nocy jadę do całodobowego sklepu po składniki, bo mam wizję, którą muszę zrealizować. Poza tym uważam, że gotowanie jest twórczością. Dość ulotną i kończącą się wiadomo gdzie, ale sztuką!

reklama

Czego możemy nauczyć się od Włochów?
Szacunku do rolników i ich produktów! Szacunku do pożywienia. Wynika on między innymi z tego, że Włosi wiedzą, do czego służą miasta, że to miejsca wymiany między chłopem a mieszczuchem. W każdym mieście funkcjonuje rynek, czyli targ, na który przyjeżdżają chłopi i producenci żywności. W większych miastach są to klasyczne place targowe, w mniejszych targi objazdowe – rolnicy jeżdżą samochodami zaopatrzonymi w chłodnie i bezpośrednio z nich sprzedają jedzenie. Relacja między mieszczuchem a rolnikiem jest naturalna.
Kupujący wie, że ma kontakt z producentem tej konkretnej kiełbasy czy sera, a sprzedający wie, że jak sprzeda niesmaczny produkt, to klient wróci, ale nie po zakupy, tylko z awanturą! Nie ma anonimowości charakterystycznej dla supermarketu. A nawet włoskie supermarkety COOP-y są spółdzielniami rolników i producentów żywności. Moglibyśmy więc nauczyć się też od Włochów umiejętności współpracy i zrzeszania w spółdzielnie.

Można się uzależnić od włoskiego jedzenia?
Można. Bo zachwyca, koi i rozpuszcza wszystkie negatywne emocje. Jak jest źle, trzeba sobie ugotować risotto. To sprawdzony sposób na frustrację.

A było we Włoszech coś, czego nie zaliczyła pani do swoich przysmaków?
Nie było niczego takiego.

Słowo honoru?
Słowo! Ja w ogóle należę do osób, którym wszystko smakuje i na tym polega mój problem (śmiech). Nie znoszę tylko jedzenia z glutaminianem sodu, bo od niego szczypie mnie język i boli głowa.

A czego Włosi mogliby się od nas nauczyć?
Żeby nie brać z nas przykładu (śmiech). W Polsce – historycznie kraju rolniczym – chłopi stali się niepotrzebnym elementem, a jedzenie produkują wielkie koncerny przemysłowe. Dawna, oczywista relacja między rolnikiem-dostawcą żywności a mieszkańcem miasta-jej odbiorcą została przecięta. Włosi! Nie idźcie ta drogą!!!

Za pasem wiosna. Jak zaprosić ją po włosku pod nasze strzechy?
Mamy marzec, czyli przednówek. O tej porze roku najlepiej jeść kasze i rośliny strączkowe. W północnych Włoszech bardzo popularny jest orkisz i soczewica. Więc może zupa orkiszowa i soczewica z kiełbaskami?


Iza Pałucha

Źródło: Wróżka nr 3/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl