Sylwia i mistrz

Sylwia i Gerard Linderowie z dziećmi: Damianem, Johnatanem, Tigerem, Nikole i dwumiesięczną Vanessą. Kiedy 12 lat temu Gerard, którego fani okrzyknęli w końcu Czarnym Smokiem (rozpoznawany jest dziś w całym świecie jako Black Dragon), zdobył po raz pierwszy z siedmiu tytułów Mistrza Polski w kickboxingu, małżeństwo Roma z Polką w Andrychowie było już faktem. Ślub był i polski, i cygański. W urzędzie, a potem przy dźwiękach gitar i akordeonów, ze śpiewem i tańcami w domu.

– Sylwia musiała być czasem bardziej romska niż Romki – przyznaje Gerard. – Bo młodym romskim kobietom zdarza się czasem wychodzić na ulicę w krótszej spódnicy. A Sylwii, choć mnie osobiście wcale by to nie przeszkadzało, nie.

11 lat temu na świecie pojawił się pierworodny syn Linderów. Byli szczęśliwi jak nigdy dotąd. Dopiero dzień po porodzie dowiedzieli się, że Damianek urodził się z rozszczepem podniebienia i że czeka go wiele operacji. Potem usłyszeli od lekarzy, że ten defekt może stać się udziałem wszystkim ich dzieci płci męskiej. Z rozszczepem urodzili się także Johnatan i i Tiger.
Nie było im łatwo. Operacje i rehabilitacja dzieci kosztowały.

– Harowałem jak wół na budowach i w klubach z fitnessem – mówi Gerard. – Miałem momenty zwątpienia. Wydawało mi się, że wziąłem na siebie zbyt wiele. A jednak prawie rok po roku zdobywał kolejne mistrzowskie tytuły. Tyle że kickboxing nie był i nadal nie jest sportem dochodowym. Do dziś Gerard liczy, że znajdzie sponsora, który pomoże mu finansowo w karierze zawodnika. Szukał więc innych sposobów, by utrzymać rodzinę.

reklama

Szkolił i wciąż szkoli w sztukach walki szefów ochrony, a nawet policjantów. Wraz z polskim przyjacielem (z którym założył również romsko-polski zespół muzyczny Jamaro i z którym właśnie wydaje pierwszą płytę) udało mu się powołać do życia w Andrychowie szkolny klub kickboxingu, do którego, początkowo z duszą na ramieniu, rodzice posyłali swoje dzieci. Romskie i polskie. Zdarzało się, że Polacy przyprowadzali za rączkę nastolatków, bo pierwszy raz w życiu przecież oddawali swoje pociechy w ręce Cygana. Nigdy tego nie żałując.

Małych Romów Gerard sam wyciągał z domów za uszy. I wciąż wyciąga, nie tylko na treningi, ale też do szkoły. Bo mali Romowie – z tych samych powodów co kiedyś koledzy Gerarda – do szkoły chodzić nie chcą. To właśnie dla nich wspólnie z Sylwią założyli „Jamaro”, pomocowe stowarzyszenie dla Romów w Andrychowie. I także dla nich Gerard sześć lat temu przyjął propozycję burmistrza Andrychowa, gdy ten zaproponował mu szczególne stanowisko: miejskiego asystenta do spraw romskich. Kogoś, kto ma nie tylko wyciągać Romów z biedy i kłopotów, ale też sprawiać, by wreszcie poczuli się Polakami.

W połowie ubiegłego roku Gerard Linder wywalczył w kickboxingu tytuł Mistrza Świata. Stał się sławny, nie tylko w Andrychowie, ale wśród fanów sztuk walki pod każdą szerokością geograficzną. Mieszkańcy Andrychowa nie mówią już o nim ani Rom, ani Polak, tylko nasz Czarny Smok.
A kiedy wygrywał na ringu, przy jednym stole płakali ze szczęścia jego rodzice i rodzice jego żony. Byli jedną wielką romsko-polską rodziną. Sylwia przypomniała sobie wówczas, jak kiedyś spadła z roweru i wylądowała na ziemi. Co sprawiło, że nic w jej życiu nie było takie jak przedtem. Bo poznała chłopaka o czarnych jak smoła oczach, który skakał po lesie. I już wtedy dosięgał tego, co innym wydawało się nieosiągalne.


Sonia Jelska
Fot. Paweł Rucki

Więcej o działalności Gerarda Lindera można dowiedzieć się na jego stronie internetowej
www.black-dragon.pl

Źródło: Wróżka nr 2/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka