Saharyjska odyseja

Miłość i nienawiśćMiłość i nienawiść
Na pewno są ludzie, dla których Sahara będzie tylko olbrzymim morzem piasku i spalonych słońcem skał. Ale są też i tacy, dla których największa pustynia świata jest tym, czym Pacyfik dla żeglarza. Saharę można pokochać i można ją znienawidzić. Ali przeklina Saharę, kiedy ojciec każe mu się włóczyć po stepie wśród piaszczystych wydm, łach śliskiego żwiru, barchanów i kamienistych usypisk.

Nienawidzi wciąż tego samego, rozpalonego i samotnego na bezchmurnym niebie słońca. Narzeka, że nie urodził się w Europie, którą zna z opowieści turystów i kuzynów mieszkających we Francji. Ale kiedy pojedzie do Tunisu lub do Gabes, gdy przespaceruje się już po sklepach i z zachwytem napatrzy na dziewczyny, którym hidżab nie zakrywa twarzy i ramion, to po dwóch dniach chce wracać na pustynię. Sahara tkwi w nim tak, jak góry tkwią w góralu.

– Dziś prawdziwych nomadów już nie ma – mówi Messaoud, nie zdając sobie sprawy, że trawestuje wers piosenki z dalekiego kraju. Opowiada, jak było dawniej.

Zimą i jesienią plemiona starały się zdobyć jak najwięcej pól uprawnych i pastwisk. Przemieszczały się po całej Saharze, a Sahara to, bagatela, pięć milionów kilometrów kwadratowych. Latem, kiedy upał stawał się nie do wytrzymania, nomadowie sprzedawali stada baranów na mięso i przenosili się w pobliże saharyjskich wiosek. Namioty zamieniano na przewiewne szałasy z gałęzi i palmowych liści. Kobiety czesały i przędły wełnę, tkały z niej ubrania, torby i maty. Mężczyźni wylegiwali się w oazach, pili sok palmowy i rozmawiali. Opowiadali o swej włóczędze, ostrzegali się wzajemnie przed Tuaregami, pustynnymi kozakami napadającymi na karawany i snuli plany następnych pasterskich ekspedycji.

Dziś coraz częściej widzi się ciężarówki, którymi nomadowie dowożą stada owiec na pastwiska, w szałasach pojawiły się radia, a w saharyjskich wioskach anteny satelitarne. Nie zmienia się tylko pustynia. Zadziwiające jest to, że zarówno nomadowie, jak i mieszkańcy saharyjskich wiosek, którym pustynia co roku zabiera pola i studnie, zasypuje drzewa i ulice, mówią o Saharze z dumą i uwielbieniem. Bezkres pustyni i jej niszczycielska potęga wzbudzają w człowieku podziw, strach i szacunek, podobny do tego, jaki wzbudzają w nas rozszalałe fale oceanu...

reklama
404 Not Found

Not Found

The requested URL was not found on this server.


Smak wolnościSmak wolności
Kiedy Ali dowiedział się, kim jestem, wymusił na mnie, abym za szybą samochodu woził kartkę z napisem sahafi, czyli dziennikarz.

– To pozwoli nam uniknąć wielu problemów – powiedział. I rzeczywiście, dzięki tej kartce i kilku fotoreportażom zachwalającym uroki tunezyjskich kurortów, mogliśmy bez problemów podróżować po pustyni. Gdybym był zwykłym turystą, Ali nie mógłby ze mną jeździć.

Policja i Gwardia Narodowa sądzą, że nomadowie biorą od turystów pieniądze, oferując im wątpliwej jakości usługi. Tymczasem kiedy zepsuł mi się samochód, to on wyprosił u mechanika bezpłatną naprawę, obiecując, że odpracuje potem, ile trzeba, w warsztacie. Tak, tak, trzeci filar islamu. Gdy jakiś wędrowiec zakrzyknie przed namiotem: „Na Allacha, o wy, którzy zamieszkujecie obozowisko, proszę was o wodę”, to dla nomada jest rozkaz do wypełnienia. Bo gość jest wysłannikiem Boga.

O nomadach mówi się często, że to ludzie prości, niewykształceni i zacofani. Nie wolno jednak zapominać o tym, że stworzyli typ kultury niezwykle cennej, bo praktycznej i że przetrwali tysiące lat w warunkach, w jakich inne ludy nie przeżyłyby nawet roku. Siedzimy przy ognisku zasłuchani w bezszelestną, kosmiczną wręcz ciszę. Pijemy herbatę. Ali dorzuca do ognia suche łodygi krzewów, a w powietrzu unosi się cudowna woń tamaryszku.

– Za tysiąc, a może za 100 tysięcy lat w Ameryce będzie tak gorąco jak tu, w El Faouar – mówi Messaoud. I co wtedy zrobią – dopowiadam sobie w myślach – ten bankier i ten informatyk z komputerem, którego nie będzie gdzie podłączyć. Do kogo pójdą po pomoc i kto im tej pomocy udzieli? Gdzie znajdą wodę i jedzenie? Jak będą chronić się przed upałem?

Wszystkie wiarygodne źródła mówią, że człowiek zrodził się w sercu Czarnego Lądu, być może właśnie tu, na pustyni. Messaoud twierdzi zaś, że ludzkość powróci kiedyś na Saharę albo pustynia, której co roku więcej i więcej, wedrze się do miast i wsi tej odległej, nieznanej mu cywilizacji. Nie wie, że prostymi słowami mówi to samo, o czym dyskutują naukowcy ostrzegający przed globalnym ociepleniem. Nie wie, że jego słowa stać się mogą proroctwem.


tekst i zdjęcia: Piotr Jaskólski

Źródło: Wróżka nr 5/2010
Tagi:
Już w kioskach: 10/2025

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka