Świetnym przykładem jest tu inicjatywa plastyczki Kamili Szejnoch. Skonstruowała ona „Świętą Maszynę” przypominającą w kształcie bankomat. Ma ona służyć do takich właśnie duchowych usług. Maszyna zaopatrzona jest w ekran dotykowy, poniżej znajduje się otwór, z którego wyjmujemy paragon – potwierdzenie usługi duchowej. W automacie można wybrać i sformułować intencję modlitewną, wyspowiadać się czy raczej – jak precyzuje autorka – zwierzyć i poszukać rozwiązania problemu duchowego. Potem otrzymujesz paragon: z poradą, gdy zwracasz się z problemem, z pokutą, gdy wyznałeś maszynie grzech, i z potwierdzeniem intencji modlitewnej.
W intencji Kamili Szejnoch była to oczywiście tylko pewna artystyczna prowokacja i zwrócenie uwagi na to, że nasz duchowy świat zaczyna automatyzować się tak samo, jak inne dziedziny życia i że tendencja ta będzie narastać. Dowód? Ogromne zainteresowanie urządzeniem i nawet chęć poświęcenia duchowego „bankomatu” przez jednego z księży, który stwierdził, że nie miałby nic przeciwko zainstalowaniu automatu przed swoim kościołem.
Wielu duchownych, choć nadal jest przeciwnikami „świętych automatów” i wszelkiego rodzaju „liturgii komputerowej”, zdaje się wierzyć, że korzystanie z elektroniki dla „zbliżenia z Bogiem” jest nieuchronne. To proces, który będzie się nasilał i w końcu stanie się codziennością, jak codziennością są dziś w kościołach elektryczne świeczki, urządzenia nagłaśniające i telebimy.
Watykan zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa mechanizacji religii, ale na razie nie znalazł, prócz ciągłych napomnień wiernych, skutecznego sposobu zahamowania tego procesu. Ciągle więc nie wiemy, jak to zrobić, by korzystać z sieci, ale się w niej nie zaplątać…
dla zalogowanych użytkowników serwisu.