Strona 3 z 5

Kto ma pieniądze ten ma władzę?
O nic tak często się nie kłócimy jak o pieniądze. Dlaczego? – Wszelkie konflikty o rzeczy głupie, a pieniądze należą do rzeczy głupich, podobnie jak skarpety rzucone na środku pokoju, to zawsze sygnał braku komunikacji. Odmiennych oczekiwań, odmiennych celów albo odmiennych wizji bycia razem – mówi Tomasz Srebnicki, dr nauk medycznych i psychoterapeuta, w rozmowie z Beata Pawłowicz.
Czy w wydawaniu pieniędzy jest coś tajemniczego, co może być przyczyną konfliktów nawet między superzgraną parą?
Mnóstwa rzeczy, które kobiety uważają za absolutnie niezbędne, mężczyźni nigdy by nie kupili. Na przykład nowej pralki, jeśli stara jeszcze działa. Większego mieszkania, jeśli w starym się mieszczą. Myślę, że większość mężczyzn nie rozumie tego, że kobiety najczęściej muszą mieć nieprawdopodobną – z męskiego punktu widzenia – ilość kosmetyków. Te kremy do twarzy – jeden na powieki, drugi na szyję, a trzeci... na nos? To wydaje się im zupełnie niepotrzebne. Oczywiście, jeśli mam mówić jak psycholog, to powiem tak: nie jest to kwestia pieniędzy. Ani potrzebności czy niepotrzebności tych rzeczy. Tu chodzi o rolę mężczyzny – łowcy, który zdobywa i przynosi do domu pieniądze. No i kiedy kobieta wciąż kupuje nowe rzeczy, to on po prostu czuje, że musi na to wszystko zarobić.
Płacisz za kremy?
Mężczyźni zwykle płacą za benzynę, jedzenie itd. A kobiety za otoczkę kobiecości i na przykład ubrania dziecka. Mężczyźni nie widzą na ogół powodu, dla którego miałoby ono mieć 25 par śpioszków. Ale kobiety są w stanie udowodnić, że to niezbędne. Więc w porządku, niech je kupują, skoro tak uważają.
reklama
Czyli jeśli ona uważa, że coś jest niezbędne, to sama ma kupować. Czy to jest dobry sposób? Nie wiem, czy dobry, ale jestem przekonany, że o pewnych wydatkach kobiet lepiej nie wiedzieć. Nie zaglądać na konta, nie czytać wyciągów. Myślę, że w dużej mierze te rzeczy, które kupują kobiety, budują sferę ich kobiecości. Pewnego tła kobiecości lepiej nie znać. Nie znać jego ceny i wypłacać na nie coś w rodzaju „prowizji za miłość”. Kompletnie nie wnikać, na co te pieniądze idą, bo to nie ma żadnego sensu. I tak znajdzie się kobiece uzasadnienie dla każdej z tych rzeczy. A mężczyźni i tak tego uzasadnienia nie zrozumieją. Szkoda czasu i nerwów. Lepiej się skupić na celach osiągalnych, jak zarabianie pieniędzy. I dobrze, jeżeli przy tym wszystkim mężczyzna widzi swoją lepszą połowę także jako tę, którą chce utrzymywać i o którą pragnie dbać.
To utrzymywanie kobiety nadal jest dla mężczyzn takie ważne? I mam nadzieję, że to się nie zmieni. Bo prawda jest taka, że kobiety nadal oczekują od parterów, aby ci byli łowcami i opiekunami. A za tym idą wydatki. Dobrze, jeżeli kobieta pozwala sobie na to, żeby jej mężczyzna zarabiał więcej. Nawet kiedy sama może zarabiać więcej od niego. Dla mężczyzny to strasznie ważne.
A jeśli zarabiamy więcej niż nasz mężczyzna, to co mamy robić? Ukrywać swoje dochody? To nie ma sensu. Zwłaszcza kiedy sobie nieźle radzimy i mamy wspólne wydatki, na przykład na budowę domu. Wtedy każdy mówi po prostu, ile może na ten dom przeznaczyć. Kontrolowanie dochodów partnerki czy partnera to wyraz braku zaufania. Ważne jest natomiast, by nie stawiać ostrych granic: „Ty zawsze płacisz za dom, a ja za samochód i szkołę dzieci”. Dobrze też, kiedy mamy dobro wspólne, na które pracujemy. Wtedy płacąc na nie, płacimy jakby podatek na małżeństwo. Dobrowolny. Z którego wysokości zdajemy sobie sprawę.
To ładna metafora, ale jak to wygląda w praktyce? Kiedy idziemy do sklepu, to nie ma kłótni, kto płaci: ja 100 zł, a ty 150. Jedno z małżonków mówi: ja tym razem płacę. Nie ma kłopotu. A jeżeli nie ma pieniędzy, mówi: nie mam, czy możesz zapłacić albo się dołożyć? Nie można z pieniędzy czynić wartości. Liczyć się co do złotówki. Nie można czynić też z nich narzędzia kontroli czy narzędzia przemocy. A zdarza się, że kobiety ze strachu przed utratą pieniędzy nie odchodzą od swoich niedobrych partnerów. Często przychodzą do mnie pacjentki, które są ze swoimi partnerami, bo ci je utrzymują. Dzięki nim mają domy, samochody, kosmetyki, a są na przykład nauczycielkami, więc same prawie nic nie zarabiają.
Czemu przychodzą do psychoterapeuty? Najczęściej z powodu depresji. Ale tych dwóch spraw nie chcą łączyć. Na przykład pacjentka, która była u mnie ostatnio, twierdziła, że ma dobre życie, chociaż mąż ją zdradza. Ona się na to zgadza. I na to, jak on się zachowuje, bo to, co jej poza tym daje, jest dla niej ważniejsze.
A gdyby powiedziała: „Dość! Ja się nie zgadzam na twoje zdrady”, to on by jej zabrał dom, auto i kosmetyki? Może straciłaby standard życia, do jakiego była przyzwyczajona. Może trzeba by się było rozstać, ale też nie byłoby wówczas powodów do popadania w depresję. Jeśli pieniądze są w związku narzędziem sprawowania władzy, to zawsze zapowiada kłopoty. Bo ten, nad kim władza jest sprawowana, nie zawsze ma na to ochotę. A ten, który władzę sprawuje, jest przekonany, że ma większe prawa. Pozwala więc sobie na przykład na nieprzyjemne odzywki: „Utyłaś, zrób coś z tym!” i ta druga strona biegnie na siłownię.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.