Strona 2 z 2
Z wypalonych źrenic tylko deszcze płyną
Wyremontowali dom gruntownie. Wymienili mu dach i przegniłe belki w ścianach. Okna, drzwi, kable, rury i wszystko, co potrzebne, żeby dom był ciepły i bezpieczny. Ale widać mu się to nie podobało. Spłonął nagle i niespodziewanie. Jakby ten sam demon, co pochłonął wszystkie domy we wsi, sięgnął i po niego... Wyszli przed dom i zobaczyli, że dach paruje jak oszalały. Był luty, zaspy po pierś. Zanim straż się przebiła, spaliło się wszystko do gołych kamieni. Ktoś napisał na nich „Zemsta Stacha Pusta Flacha”. Stach pomieszkiwał w Banicy, zanim Nowakowie ją kupili.
– Strażacy przyczyny nie mogli znaleźć, napisali, że od sadzy w kominie – podkreśla Tomek. – Ale nie wierzymy, żeby ktokolwiek przyłożył do tego rękę.
Jola pracowała wtedy na Maciejowej. Nie przyjmowała do wiadomości tego, co zaszło. Dopiero kiedy szła w dół, przez łąki, zobaczyła, że domu nie ma, że tylko sterta kamieni została. Pomyślała, że się rozpłacze. Wtedy Tomek ją objął.
– Jakby to powiedział Grek Zorba? – uśmiechnął się. – Jaka piękna katastrofa!
I zakasali rękawy.
– Dziś wiem, że to, co wypali się w ogniu, jest czyste – podkreśla Jola. – Teraz zostały nam tylko dobre duchy.
Na przykład ten Jasiek spod „jedynki”. Zawsze dbał, żeby jej niczego nie brakło. Jasiek pracował dorywczo. Dobry był dla wszystkich i znali go w całych górach. Myśliwych prowadzał na dzika, kłusował. Ale nigdy w niedzielę. W niedzielę w odprasowanych spodniach i białej koszuli szedł do kościoła. Na jaśkowy dom chętnych było dużo, ale on zaparł się, że nie sprzeda. Aż kiedyś kobieta z miasta tak go omotała, że sprzedał jej dom razem ze sobą na dożywocie. Jasiek zamieszkał w sklepie obwoźnym, bo tu innych sklepów nie ma.
reklama
Tylko ciężarówka z chlebem, mlekiem i wódką, jeśli kogo stać. Jasiek wszystkim stawiał. A kiedy się skończyły pieniądze, to nowi właściciele oskarżyli Jaśka o napaść. Do więzienia poszedł. Wyszedł po roku za dobre sprawowanie, jakoś na Wielki Piątek, ale już nie był sobą. Zgarbiony, załamany, głowa schowana w ramionach. Od tej pory już u siebie nie był gospodarzem, bo jego pokój – ten, co miał zapisany notarialnie – wyremontowali i urządzili po swojemu, pewni widać byli, że z więzienia nie wróci.
Mieszkał wtedy trochę u Nowaków, a trochę w szopie, co ją postawił na swoim podwórzu.
– I kiedyś przyniósł mi swoją piłę – wspomina Tomek.
– Do brata, na Śląsk, pojadę – powiadał. – To mi już przecie nie będzie potrzebna, a nie chcę, żeby się zmarnowała.
Joli przyniósł rynienki do pieczenia mięsa. Nie miała pojęcia, że to na pożegnanie.
Powiesił się w tym pokoju, co miał być jego na dożywocie. Właścicielka popadła w depresję. Po miesiącu wyprowadziła się i wystawiła dom na sprzedaż. Kupcy znaleźli się aż z Warszawy. Pomieszkali trochę. Ale źle im było. Dom piękny, ale nie czuli się w nim u siebie. W końcu rozpytali, co jest nie tak. A jak usłyszeli prawdę, to przestali przyjeżdżać i jaśkowy dom stoi pusty. Ale o Banicę jakby kto dbał, bo nieszczęścia wszelkie ustały.
Gdzie się pasły konie W Banicy mieszkają konie, kozy, psy i koty.
– Psy i koty są domownikami – podkreśla Tomek – konie i kozy to „zwierzęta”.
Najważniejsza jest ruda Helka – pies z ADHD. Nie potrafi usiedzieć na miejscu ani sekundy. Wszędzie jej pełno.
– Ale i tak jest lepiej, odkąd kupiliśmy jej na Allegro drugiego psa, Misię, żeby miała się kim zająć. – opowiada Jędrek.
– Misia miała autyzm. Sikała pod siebie, nie umiała jeść z miski. Helka przelała na nią całą swoją miłość. Teraz są nierozłączne.
Kotów jest siedem. Pięć domowych i dwa stajenne. Lubią domową kuchnię, ale gardzą spaniem na pokojach. Kłopot przeciska się przez każdą dziurę i Jędrek musi wyplatać z wikliny ozdobne zasłony do ustawiania w oknach. Maykon jest rasowy i nosi dredy niczym Bob Marley. Weterynarz radzi czesać go pół godziny każdego dnia, ale kto miałby tyle czasu? Siedem Nieszczęść bez ustanku wpada w tarapaty, Kot Cipcia pamięta jeszcze czasy Maciejowej. Ale podwórkiem rządzi Felek. Do Banicy goście mogą przyjeżdżać z psami, ale muszą je trzymać z daleka od Felka. Doszedł do perfekcji w udawaniu śpiącego. Oczy ma zamknięte, przewraca się na plecy, że niby śpi jak suseł. A kiedy pies zbliży się na jeden skok, Felek podrywa się znienacka i wbija pazury obu łap w środek nosa. Psy, co nie posłuchały ostrzeżenia, rzadko potem wychodzą z pokoju.
Dumą Jędrka są konie. Olbrzymia Fergie, uratowana od pocięcia na kiełbasę klacz rasy wielkopolskiej, co przechadza się dumna pośród gości i potrafi ściągnąć z talerza jeden jedyny kawałek sałaty. I dwa hucuły, łaszą się do Jędrka jak szczeniaki.
– Mam jeszcze na karku 16 kóz, to było marzenie mamy – rozkłada ręce Jędrek.
– Kiedyś, jeszcze na Maciejowej, miałam Fruzię, która bardzo lubiła papierosy. Jeśli ktoś zostawił paczkę na stole, to wyjmowała delikatnie po jednym i zjadała ze smakiem – śmieje się Jola do tych wspomnień. – W Banicy każdy ma swoje miejsce. I zwierzęta, i my. No i duchy.
Czarci wydeptują trakt Front stał w górach dwa lata. Wreszcie w 1915 roku w pięciomiesięcznej bitwie Prusom i Austrii udało się pokonać Rosję. Cmentarze rozsiane są po całym Beskidzie, więc nic dziwnego, że jeden zachował się na łąkach ponad domem. Leżą tam pospołu Rosjanie, Niemcy, Austriacy, Węgrzy, Czesi i Polacy. Rok w rok na Wszystkich Świętych Nowakowie noszą im świece. Ale przed dwoma laty nie poszli. Wrócili późno, deszcz lał jak z cebra, wiatr wył niczym opętany. Brrr.. Zostali w domu. A nocą Jędrek miał sen. Zobaczył koło cmentarza światełko.
– Idę przez pole, patrzę, a na ławeczce przed cmentarzem siedzi dwóch wiarusów – opowiada – papierosy palą.
– Pochwalony – mówi jeden.
– A ładnie to tak? – kiwa głową ten drugi. – Tyle lat obok siebie mieszkamy, a świeczki nam nie zapalicie?
Rankiem opowiedział sen rodzicom. I choć padało jeszcze bardziej, założyli kalosze i poszli na cmentarz. Zapalili świece. A one w tej ulewie nie gasły jeszcze przez dwa dni.
– To są dobre duchy – zapewnia Jola – opiekują się nami. Jak trzeba, to obudzą w porę. Jak można spać, to i kocem okryją.
Kiedyś była tu wieś. Ludzie śmiali się i płakali. Rodziły się dzieci i konie, a duchy po polach paliły fajki z gospodarzami. Słońce zachodziło czerwone i złote. Jak nie z tego świata. Minęło pół wieku. I znowu jest tak, jak trzeba.
Grzegorz Kapla
dla zalogowanych użytkowników serwisu.