Po jasnej stronie życia

Opowieści szamanówOpowieści szamanów
Szamańskie opowieści fascynowały Macieja od dawna.
– To historie, które zawierają w sobie jakąś ważną prawdę i są opowiadane ku przestrodze – Maciej poświęcił kawał czasu studiom nad kulturą ludów syberyjskich. – W szamanizmie nie ma kapłanów, nie ma instytucji religijnych, nie ma szkół. Liczy się człowiek i jego osobiste, trudne doświadczenie, na przykład pustelnicze, albo jakaś choroba, która powodowała utratę świadomości. Dopiero po takiej próbie mogły nastąpić rytuały inicjacji.

Wierzenia poszczególnych ludów często się różnią. Szaman szedł w niewidzialne światy i temu, co napotkał, nadawał własne imię. Prawdziwe. Mitologia syberyjska pełna jest pomysłów obcych naszej kulturze: na przykład człowiek może posiadać kilka dusz. Niektóre z nich umierają, inne są nieśmiertelne.

– A mimo takich odmienności nieważne, czy mieszkasz nad Amurem, czy nad Wisłą, jesteś człowiekiem i musisz się zmierzyć z tymi samymi wyzwaniami: śmiercią kogoś bliskiego, pytaniem o własną tożsamość, o t,o jak stawiać granice w międzyludzkich relacjach – wylicza Monika. – Szamańskie historie pomagają radzić sobie w życiu.
– Szaman, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie rozdawał grzybków swoim słuchaczom. Wysypywał zioła nad ogniem, śpiewał, a kiedy opowiadał, naśladował ludzi, wydawał odgłosy zwierząt. To był teatr jednego aktora – mówi Maciej. – Chodziło o to, żeby uśpić widzów, wyłączyć intelekt, a wtedy archetypiczna historia może dotrzeć do podświadomości słuchających.

reklama

Robili tę książkę dwa lata, a do projektu dołączali kolejni przyjaciele, urzeczeni opowieściami szamanów.
– Chyba musi być w tym jakaś magia – śmieją się oboje – bo „Drzewo” przyciąga dobrych ludzi. Pomogli nam stworzyć książkę, o jakiej marzyliśmy. A nawet więcej – do książki dołączona jest płyta z muzyką, bo dźwięki i głosy były dla szamanów czasami ważniejsze niż same słowa.
– To prawdziwe opowieści. Są jak praca w polu. Widzisz pęcherze na swoich rękach i wiesz, że zrobiłeś coś naprawdę.

Ta książka jest naprawdę – podkreśla Maciej.
– Ale czy zarzucimy pierniki po to, żeby się zająć wydawnictwem? – zastanawia się Monika. – Nie sądzę. Po prostu robimy to, co lubimy, w czasie, który wydaje się nam najwłaściwszy. Więc z pierników nie zrezygnujemy.

Filozofia piernika
Piernik nie jest zwykłym ciastkiem: trzeba doglądać pszczół, żeby miód był słodki i pełen słońca. Ciasto z ponurego miodu może przecież zakisnąć, a już na pewno nie stanie się złote. Ciasto trzeba zaczynić starannie, przypraw korzennych dodać z umiarem, ale i fantazją. Tak, by zapachniało dzieciństwem. Marzeniami o przygodzie i tęsknotą za nieznanym. A kiedy piernik już gotowy, trzeba namalować aniołom skrzydła. Bo bez skrzydeł nie polecą.

– Jesteśmy pracownią, a nie piekarnią. Nasze pierniki to nie są ciastka, to są ozdoby z piernika, wyrosły z naszej tęsknoty za czymś prawdziwym, niesyntetycznym, niesupermarketowym – uśmiecha się Monika. – Są magicznym zjawiskiem i dla nas osobistym, bo narodziły się z opowieści naszej przyjaciółki, wnuczki prawdziwego piernikarza.
– Korzystamy z jego przepisów, jesteśmy więc jego kontynuatorami – dodaje Maciej. – Na szczęście, kiedy okazało się, że pierniki to dobry interes, udało nam się uniknąć pokusy wielkiego biznesu.

– Taaak, kiedy piernikarnia stała się marką, kiedy pojawiło się mnóstwo zamówień, mogliśmy zainwestować, zatrudnić ludzi, zbudować fabryczkę, produkować coraz więcej i coraz szybciej. I co by się stało? – rozkłada ręce Monika. – Miałabym prowadzić biuro? Ja lubię lukrować pierniki. Nie zamienię tego na wysokie obcasy i biznesową garsonkę.
– Nie chcieliśmy używać tłuszczów spożywczych i masy jajecznej – dodaje Maciej – a to znaczyło, że nie zbudujemy wielkiej cukierni. Że zostajemy małą pracownią. Dzięki temu możemy sobie pozwolić na jaja od sąsiedzkich kur – takie, że każde jest inne. Tak samo jest z piernikami. To żywy twór. Z tej samej foremki i tego samego ciasta potrafią wyjść dwa różne ciastka.

Piernik jest ciastem z czasów, kiedy jedynymi słodyczami, o jakich mogły marzyć dzieci, były suszone owoce. I miód. Nikt nie wie, od kiedy dokładnie ludzkość zna ciasta dojrzewające na miodzie, choć wiadomo, że próbowano je piec już w czasach starożytnych. Po tysiącu lat doświadczeń i eksperymentów średniowiecze odkryło różnicę między twardym ciastkiem a zaczarowanym piernikiem. Takim, który nigdy nie staje się czerstwy. W Europie piernikarstwo było prawdziwą sztuką. Rzemieślnicy strzegli swoich sekretów niczym alchemicy, bo piernik był prawdziwie królewskim rarytasem. Kiedy rodziła się królewna, nadworny mistrz piernikarski zaczyniał ciasto na jej… wesele. Zamknięte w dębowych dzieżach mogło dojrzewać tak długo jak królewna. Z piernikiem jak z winem. Im starszy, tym lepszy.

Jest niepowtarzalny, nie tylko ze względu na rodzaj ciasta. Ale także na lukier. Na obraz, jaki można stworzyć za jego pomocą.
– Lukrowanie to osobny rodzaj sztuki, niesamowity – Monika uważa, że nie można po prostu przełożyć umiejętności malowania czy rysunku na lukrowanie. Potrzebny jest odmienny rodzaj warsztatu, trzeba się go nauczyć od nowa. Każde z nich ma swój indywidualny styl. Monika lubi arabeski i litery, Maciejowi bliższe są formy geometryczne.
– Ale najlepsze są te, które robimy wspólnie. Ja ramki i kontury, Monika litery i rysunki w środku. W ogóle najbardziej lubimy to, co można zrobić razem.


Grzegorz Kapla
Więcej informacji o piernikach i wydawnictwie Moniki
i Macieja na: www.piernikarnia.pl i www.jasnastrona.pl 

Źródło: Wróżka nr 1/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl