Trochę miłości

Trochę miłościTych czterdziestu lat, które przeżyli razem, Ernest nie zamieniłby na żadne inne. Kiedy miała nawroty psychozy, zabierano ją do szpitala. Nauczył się wyczuwać sygnały, które zapowiadały, że atak się zbliża. Była niespokojna, bladła, chodziła nerwowo od ściany do ściany. Telefonował wtedy do lekarza, który śpieszył ze zwiększoną porcją leków na ratunek. Zaczynała, jeśli to pomagało, zwykle długie monologi, że on, Ernest chce wyrwać i zabrać jej talent, jej duszę.

Kazała przynosić sobie farby, sztalugi, pędzle i malowała w zapamiętaniu aż do wyczerpania – trzęsąca się, histeryczna, zlana potem. Po paru tygodniach psychoza ustępowała. Zapadała się wówczas w sobie, obojętniała w obezwładniającym zmęczeniu. Gdyby nie podsuwał jej jedzenia, umarłaby z głodu. Mówiła, że wciąż jej zimno, nawet w lecie, gdy miasto dyszało od upału.Nie mógł się przestać nią zachwycać. Mimo upływu lat Noemi wciąż była piękna. Ale wciąż jak posąg, nieprzystępna, chłodna, jak za szybą.

Tyle razy chciał zbić tę szybę, zagarnąć Noemi całą dla siebie. Ale w rzadkich chwilach, kiedy pozwalała na seks, miał wrażenie, że obcował z alabastrem. Nieruchomym, obojętnym, dalekim. Jeszcze w Paryżu mówił znajomym, że z Noemi nie sposób się nudzić. Fascynowały go jej niesłychane monologi, w których bywała metresą króla albo przyjaciółką diabła. Choroba nosiła ją w rejony, w zdarzenia, w których sam nigdy by nie bywał.

W czasie remisji przeobrażała się – spokojna, opanowana, czytała francuskie romanse i uczyła się kolejnych języków. Nie mieli znajomych od czasu, kiedy przestał pracować zawodowo. Lubił swój zawód, wyżywał się w nim, ale traktował bardziej jako hobby niż sposób zarabiania pieniędzy. Spadek po rodzicach Noemi wystarczał na beztroskie życie do końca ich dni. I nagle Noemi zażądała powrotu do Polski.

reklama

Ma w Warszawie mieszkanie po rodzicach, którym opiekowała się ich służąca z mężem. Po śmierci tych osób mieszkanie stało puste. Wynajęty notariusz miał nad wszystkim pieczę. Służąca umarła, mając 95 lat, więc teraz czas, żeby Noemi zamieszkała w swym mieszkaniu. Siedziała w nim w wojnę, w łazience, z rodzicami i dziadkami. Specjalne drzwi z cegieł otwierały się tylko wtedy, gdy służąca przynosiła jedzenie. Miała wtedy dwa lata. Mówili do siebie tylko szeptem. Nie wolno jej było płakać, krzyczeć, a bawić się mogła tylko bezgłośnie, szmacianymi lalkami.

W Warszawie Noemi nie miała ataków przez cały rok. Wyciszyła się. Kazała wnieść materac do łazienki i tam spała. I nagle dostała psychozy tak silnej, że Ernest musiał wezwać pogotowie. Trzy dni później poproszono, żeby natychmiast przyjechał do szpitala. Noemi nie żyła. Wielokrotnie wcześniej usiłowała targnąć się na swoje życie, ale zawsze robiła to niedbale i jakby trochę na niby.

Tym razem, leżąc w łóżku, pod kołdrą podłożyła pod dłonie stosy ligniny, przykryła się ceratą z pokoju lekarskiego i przecięła sobie żyletką przeguby rąk. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Tego wieczoru zjadła kolację, była spokojna i uśmiechnięta. Powiedziała, że pójdzie się położyć i jeszcze coś w tym sensie, że prosi, aby pielęgniarka przekazała mężowi takie zdanie: „należy ci się trochę miłości”. I jeszcze raz poprosiła, żeby mu to koniecznie od niej powiedzieć.

Czuł się nieludzko zmęczony. Puste mieszkanie napełniało go lękiem. Od tylu lat nie rozstawał się z Noemi. Zawsze była blisko niego i zawsze w jego myślach, nawet wtedy, gdy pracował. Źle spał. I jeszcze ten pies. Noemi uparła się, żeby sprawili sobie psa, bo kiedy wprowadzili się do łazienki, musieli oddać psa sąsiadom. I ten pies musiał się tak nazywać, jak tamten oddany. Nie był w stanie dzisiaj go wyprowadzić. Zadzwonił do drzwi naprzeciwko. Mieszka tam miła, niewysoka starsza pani. Może zechciałaby wyprowadzić psa i ogarnąć trochę mieszkanie. Od dawna wygląda jak spelunka, a Noemi nie wpuszczała nikogo obcego, kto mógłby posprzątać.


Barbara Pietkiewicz
shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 2/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl