Kobiety, które robią, co chcą

Ulla hoduje kury, robi sery, piecze chleb. Kogut, dwie kury i chleb z pomidorem
– To nie tak, że zawsze nasze wybory są najszczęśliwsze z możliwych, ale jeśli dokonujemy ich w zgodzie ze sobą, zawsze procentują czymś pięknym, wyjątkowym, zaskakującym – uważa Ulla, córka konserwatorki sztuki i geologa, zamieszkałego na stałe w Brazylii (gdzie Ulla zresztą się urodziła), która kilka lat temu świadomie zamieniła Kraków na wzgórze z widokiem na Babią Górę, a pracę w firmie chemicznej w charakterze sekretarki na Antykwariat na Peronie w miasteczku Krzeszowice.

Najpierw dla siebie, swojego partnera Jacka i ich wspólnych dzieci wymarzyła sobie poranki ze słońcem, jakiego nigdy nie zobaczyłyby z okien kamienicy w mieście. Wymarzyła sobie także, że w opustoszałym budynku na dworcu stworzy miejsce, w którym zarazi mieszkańców miasteczka pasją czytania książek, namówi ich do kupienia przyrządzonej przez siebie kawy i innych smakołyków. Że przyjdą do niej także po to, by poplotkować albo posłuchać koncertu wiolonczelowego, właśnie na peronie.

– Nie wyszło – przyznaje Ulla. Dwa lata temu musiała w końcu zamknąć antykwariat, ale nie zamknęła sobie drogi do życia, jakie wybrała. Dziś ma dwie kury i koguta, koty i psy, blog, na którym wspiera niepełnosprawne dzieci, ale też umieszcza przepisy na wytwarzane przez siebie zdrowe sery.

I wypiekane przez siebie chleby z pomidorami, suszonymi latem na słońcu, na wzgórzu z widokiem na Babią Górę. A zimą angażuje się w przygotowywanie prezentów dla biedniejszych mieszkańców Krzeszowic w ramach akcji Szlachetna Paczka. Jest liderem akcji w miasteczku. A pomagają jej młodzi ludzie… których poznała w swoim, nieistniejącym już, antykwariacie. Za to Łucję, właścicielkę stadniny koni w Nielepicach, Ulla poznała niedawno.

reklama

Mówi się, że jeśli Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno. Tak było w przypadku Ulli. Choć zaczęło się od klęski, nie zrezygnowała z marzeń. Udało się.Jesienią razem wybrały się w Polskę na warsztaty robienia jeszcze doskonalszych serów. Może wkrótce sery Ulli pojawią się w Brzoskwiniowym Raju, założonym przez Łucję gospodarstwie przy stadninie. Łucję, która już nie jest czynnym architektem, za to ma ukochane przez siebie konie. Oraz kozy i owce, które nie chcą mieszkać pod jednym dachem.

– Zdecydowanie więcej na sumieniu mają kozy. Dwie z nich przydybałam na graniu owcą w ping-ponga – śmieje się Łucja, przyznając, że jak nigdy dotąd jest dziś po prostu szczęśliwa.

Choć ma świadomość, że jej mama byłaby szczęśliwsza, gdyby jej córka siedziała na krześle, a nie na koniu, w ręce miała laptop, a nie wiaderko lub kozę na sznurku. Ma też świadomość, że jej wybór może budzić zdziwienie mieszkańców Nielepic. Zwłaszcza wtedy, gdy Łucja, odwożąc córeczkę Zosię do przedszkola, przed wejściem zdejmuje walonki i stawia je między eleganckimi kozaczkami sąsiadek. I upycha do nich z powrotem siano, jeśli wypadło przy zdejmowaniu.

– A ja czuję się prawdziwą kobietą sukcesu – zapewnia Łucja. Bo w kategoriach sukcesu może traktować takie życie, o jakie zawsze jej chodziło. Zapewne inne niż życie pani architekt, trochę dziwne, przyprawiające niektórych o półpaśca. Może dlatego w przeciwieństwie do swojej mamy Łucja raczej nie zdziwi się, jeśli w gromadzie dzieci zjeżdżających z góry na sankach, ujrzy kiedyś swoją córkę Zosię bez sanek. Za to na koniu na biegunach.


Sonia Jelska
Fot. Paweł Rucki
Więcej o bohaterkach reportażu na stronach:
www.ekomost.org, www.kuchnianawzgorzu.pl,www.nielepice.com

Źródło: Wróżka nr 2/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl