Kiedy dziecko ginie bez śladu

Ślady krwi w bagażniku, zwłoki na podłodzeŚlady krwi w bagażniku, zwłoki na podłodze
Ale najgorsze było przed nimi. 2 sierpnia wieczorem w domu, w którym pozostali w Portugalii, odwiedziła ich policja. Kazali McCannom wyjść tylko w tym, co mieli na sobie. Dlaczego? Milczenie. W końcu pozwolono im wrócić i pokazano listę zabranych rzeczy; wszystkie ubrania, kot przytulanka, Biblia (pożyczona tydzień po porwaniu) i pamiętnik Kate…

6 sierpnia policjanci zadzwonili, żeby Gerry przyjechał do nich do kawiarni w Portimão. Wrócił już bez samochodu. Policjanci zatrzymali go do badań kryminalistycznych. W brukowcach pojawiły się informacje, że Gerry mógł mieć jakiś udział w zniknięciu Madeleine. Podobno specjalnie wyszkolone psy odkryły ślady krwi w apartamencie. Co mogło sugerować, że dziewczynka tam zmarła, a jej ciało wrzucono do morza.

6 września zaczęły się przesłuchania McCannów. Kate dowiedziała się, że jej wersja zeznań nie zgadza się z tym, co ustaliła policja. Znów usłyszała pytania, na które wielokrotnie już odpowiadała: Co widziała i słyszała po wejściu do apartamentu? Kto wezwał policję? O której godzinie? Kto skontaktował się z mediami? Przesłuchanie trwało do późna. Ich prawnik powiedział im, gdy wrócili, że sprawa nie wygląda dobrze.

Policyjne psy odkryły ślady kadaweryny i putrescyny – tak zwanych substacji śmierci pojawiających się w miejscu, gdzie leżą zwłoki – w ich apartamencie, a także ślady krwi w bagażniku samochodu. I jeszcze jeden „dowód”. Biblia, którą wypożyczyli od zaprzyjaźnionego pastora anglikańskiego, miała pogniecione strony w miejscu, które traktowało o śmierci dziecka.

Do prasy przeciekły także fragmenty pamiętników Kate, w których skarżyła się na „hiperaktywne” dzieci i „histeryczną” Madeleine. Sugerowano, że McCannowie przedawkowali środki nasenne, które co wieczór podawali dzieciom, a potem – ze strachu przed konsekwencjami – ukryli ciało córeczki.

reklama

Powiedzcie, gdzie ukryliście ciało
Po kilku dniach ich adwokat przedstawił ofertę policji. Jeżeli McCannowie przyznają się do tego, że Madeleine zginęła w wypadku w mieszkaniu, i wskażą, gdzie ukryli zwłoki, wyrok będzie znacznie łagodniejszy – tylko dwa lata. Zresztą skazana mogła zostać tylko Kate.

Gerry wróci do Anglii, by zająć się bliźniakami. Trzeba to rozważyć, radził. W przeciwnym razie może skończyć się oskarżeniem o zabójstwo. I trwającym lata aresztem. „Żądano ode mnie, żebym przyznała się do czegoś, czego nie popełniłam. Ale przecież prawdziwą zbrodnią byłoby pójść na taki układ, bo wtedy wszyscy uznaliby, że Madeleine nie żyje i cały świat przestałby jej szukać”, pisze w swojej książce Kate.

Gerry się załamał. „To już koniec, nasze życie się skończyło”, powtarzał w kółko. „Nigdy go nie widziałam w takim stanie. To było potworne. On jest przecież taki silny”, wspomina Kate. „Ale najgorsze dotarło do mnie dopiero teraz. Policja nie szuka Madeleine. Oni nie szukają mojego dziecka już od kilku tygodni. Gerry zaczął poważnie rozważać kradzież samochodu i ucieczkę przez granicę do Hiszpanii. To byłoby szaleństwo. Cały świat by pomyślał, że to my jesteśmy winni. A może właśnie policja miała nadzieję, że tak zrobimy”.

Policjant Ricardo przekonywał ich, że psy są w 100 procentach skuteczne. Że sprawdziły się przy 200 śledztwach. Że najlepsze laboratoria na świecie badały zebrane przez policję ślady. Potem okazało się, że na parkingu policyjnym przewodnik wielokrotnie wracał do samochodu McCannów, bo pies nie reagował. A zapach śladowych ilości kadaweryny i putrescyny utrzymuje się tylko przez miesiąc.

8 września McCannom pozwolono wreszcie opuścić Portugalię. Kate wspomina, jak wychodzili z samolotu już w Anglii: „Gerry objął mnie ręką. Znów był opanowany i silny, ale widziałam, że umiera w środku”. I jeszcze wejście do pokoju Madeleine. Nie mogła powstrzymać łez, kiedy patrzyła na gwiazdki na suficie, różowe ściany, misie i lalki córki. Podeszła do jej łóżka. „Prawie ją zobaczyłam. Jak tam leży na boku, lekko zwinięta, z główką na poduszce, i mówi: „Połóż się ze mną, mamusiu”.

Cud jeszcze wciąż może się wydarzyć
Portugalska policja nie potrafiła zdobyć żadnych dowodów i po roku śledztwo umorzyła. McCannowie nadal szukają Madeleine, ale już na własną rękę. Z coraz większym trudem. W sprawie nic nowego się nie działo i coraz trudniej było podtrzymać zainteresowanie zaginioną dziewczynką. Gerry wrócił do pracy w szpitalu. Kate została w domu. Zajmuje się bliźniakami i koordynuje poszukiwania. Jeździ też do Portugalii, by – tym razem bez towarzystwa kamer – modlić się o odnalezienie córeczki.

Czy Maddie jeszcze do nich wróci? Kate wierzy, że cud, o który tak się modli z mężem, może się zdarzyć każdego dnia. Nie przypomina już kobiety sprzed czterech lat. Schudła, chodzi ze spuszczoną głową. Jest wyraźnie przemęczona. Przez ostatnie sześć miesięcy nie rozstawała się z laptopem. Jak twierdzą znajomi, po czteroletnim koszmarze bezowocnych poszukiwań, pisanie było dla niej jak oczyszczenie. „Mamy nadzieję, że książka ożywi poszukiwania”, powiedzieli McCannowie.

Na stronie www.findmadeleine.com zamieścili wizualizację zdjęć ośmiolatki. „Ona może już nie znać swojej tożsamości, ale ktoś przecież posiada ten kluczowy kawałek układanki”, mówią. Wierzą, że ich historia może się jeszcze skończyć szczęśliwie. Książka ma im w tym pomóc. Już pomogła. Premier Wielkiej Brytanii, David Cameron zlecił policji powołanie specjalnej grupy śledczej, która ma przejrzeć wszystkie 30 tys. stron akt ze śledztwa portugalskiej policji. I znów spróbować znaleźć Madeleine.

Odnalezione po latach

Jaycee Dugard

Jaycee Dugard – 10 czerwca 1991 roku jak co dzień wyszła na przystanek szkolnego autobusu w South Lake Tahoe w Kalifornii. Nagle przy chodniku zatrzymał się szary samochód i 10 letnia dziewczynka została wciągnięta do środka. Wszystko trwało sekundy. Ojczym dziewczynki, który to widział, próbował dogonić auto na rowerze. Bezskutecznie. Policja przez 18 lat nie natrafiła na ślad Jaycee. W sierpniu 2009 strażnicy Uniwersytetu Kalifornijskiego zatrzymali przy bramie mężczyznę, który twierdził, że chce wygłosić dla studentów wykład na temat religijny.

Okazało się, że „wykładowca” to 58-letni Philip Garrido, w przeszłości skazany za porwanie i gwałt, a teraz objęty dozorem policyjnym. Dzień później Garrido spotkał się ze swoim opiekunem policyjnym. Przyszedł z młodą kobietą, którą przedstawił jako żonę Allissę, i dwiema dziewczynkami w wieku 11 i 15 lat. Oficer, zdziwiony zmianami w rodzinnej sytuacji podopiecznego, zaczął drążyć sprawę. I właśnie wtedy odkrył, że ma przed sobą 29-letnią Jaycee Dugard, która zaginęła 18 lat wcześniej.

Natascha KampuschNatascha Kampusch – miała 10 lat, gdy w 1998 roku uprowadził ją z drogi do szkoły 35-letni Wolfgang Priklopil. W piwnicy swojego domu na przedmieściach Wiednia urządził pokój pozbawiony okien z drzwiami zabezpieczonymi betonową pokrywą. Natascha spędziła tam osiem lat. Priklopil golił jej głowę i zmuszał, by półnaga sprzątała jego dom. Gdy odmawiała, bił i kopał, krzycząc: „Zawsze chciałem mieć niewolnicę!”. Posłuszeństwo wymuszał zimnem i głodem.

W wieku 16 lat Natascha ważyła mniej niż 40 kg. Wykorzystywał ją seksualnie i dręczył psychicznie. Zainstalował w jej pokoju interkom, przez który co chwila rzucał: „Teraz nie jesteś ich Nataschą, teraz należysz do mnie”. Kazał jej też przed sobą klękać i mówić: „mistrzu” albo „mój panie”. Dziewczyna kilka razy próbowała popełnić samobójstwo.

W 2006 roku wykorzystała chwilę nieuwagi Priklopila i uciekła. Porywacz rzucił się pod pociąg. „Tak, wtedy dziwnie się czułam. Było mi go żal i daleka byłam od poczucia satysfakcji. Jednak teraz wiem, że gdybym nie uciekła, sam nigdy by mnie nie wypuścił”, mówiła potem Natascha. W ubiegłym roku wydała książkę „3069 dni”, w której spisała swoje dramatyczne wspomnienia.


Joanna Frydrych
fot. forum, medium

Źródło: Wróżka nr 7/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka