Matrony i kokietki

Kosztowna żonaKosztowna żona

– Ile lat musi mieć dziewczyna, by mogła wyjść za mąż? – dopytywałem wodza wioski, jedynego mężczyznę, który nigdy jej nie opuszcza. Nie tylko z powodu obowiązków, ale przede wszystkim z racji wieku. Zgodnie z tradycją funkcję tę pełni najstarszy członek rodu, któremu trudno byłoby już wędrować całymi dniami w poszukiwaniu pastwisk. Pytanie wydawało się banalne, lecz wódz mimo całej swojej mądrości, nie potrafił na nie odpowiedzieć i po długim namyśle odparł: – Kiedy przyjdzie czas.

O tym, czy czas nadszedł, decyduje ojciec dziewczyny. Himba nie znają kalendarza, nie wiedzą, czym jest rok. Według ustaleń naukowców badających ich obyczaje, panna młoda ma zazwyczaj 13-15 lat. Pana młodego o wiek nikt nie pyta. Równie dobrze może być nastolatkiem, jak dostojnym starcem.

Ważne, by miał czym zapłacić teściom. Najbardziej cenioną walutą są krowy i kozy. Średni kurs wynosi trzy-pięć zwierząt za jedną kobietę. By nie kupować kota w worku, kandydat na zięcia często domaga się rozłożenia zapłaty na raty – przed ślubem jedna krowa i koza, reszta dopiero wtedy, gdy wybranka urodzi mu dziecko. Dla mężczyzny Himba, który nie może liczyć na emeryturę, jest ono jedynym ubezpieczeniem.

Jeśli kobieta nie wywiąże się z tego zadania, nieprzekazane zwierzęta staną się kapitałem początkowym do starań o następną żonę. Mimo to pan Himba nie jest bezduszny. Bezpłodna kobieta pozostaje w jego gospodarstwie, ale już tylko jako dodatkowa para rąk do pracy.

Właściciele dużych stad mogą brać tyle żon, na ile ich stać. „Mój” wódz miał trzy małżonki i zapewniał, że w jego wiosce nikt nie ma więcej. W tak ekstremalnie trudnych warunkach lepiej bowiem nie pozbywać się pochopnie majątku. Bez kolejnej żony da się przeżyć, bez krowy-żywicielki nie ma na to szans.

reklama

Sojusznicy z zaświatów

Po ustaleniu warunków kontraktu odbywa się ceremonia zaślubin. Jak wszystko u Himba – skromna i trochę magiczna. Wraz z żywymi biorą w niej bowiem udział zmarli przodkowie. Przywołuje ich wódz, rozpalając święty ogień. W jego blasku, w obecności przybyłych z zaświatów duchów i weselników życzy nowożeńcom dostatku i zdrowia. Nie ma oczywiście wymiany obrączek ani żadnych małżeńskich przysiąg.

Obrzęd trwa krótko, jego najważniejszymi uczestnikami nie jest młoda para, lecz jedynie pan młody i jego ojciec, który potwierdza ważność zawartej umowy, zwłaszcza przekazania ustalonej liczby zwierząt. Panna młoda pojawia się tylko na chwilę i wraca do zebranych w jednym miejscu kobiet. Potem zaczyna się to, na co wszyscy czekają – uczta i tańce. Tylko z okazji największych uroczystości Himba jedzą mięso, a do zbożowej papki dodają wyjątkowy rarytas – cukier.

Na wesele, niestety, nie trafiłem, widziałem natomiast święty ogień, który w pierwszej chwili wziąłem za zwykłe ognisko. Szczęśliwie, że zawczasu ostrzeżono mnie, by się do niego zbytnio nie zbliżać, gdyż z duchami nie ma żartów. Nieodpowiednio potraktowane, potrafią się mścić.

Wódz konsultuje się z nimi mniej więcej raz w tygodniu. Za ich pośrednictwem zwraca się też do najważniejszego boga – Mukuru. Rzadko jednak dociera aż tak wysoko. Himba wierzą, że Mukuru, duch założyciela plemienia, ma mnóstwo obowiązków i brakuje mu czasu, żeby zajmować się codziennymi sprawami wiernych. Dlatego zwracają się z nimi przede wszystkim do przodków.

Korzystają z pośrednictwa wodza, gdyż jako najstarszy człowiek w wiosce jest już najbliżej tamtego świata. O co proszą? Jak wszyscy – o zdrowie, dzieci, deszcz, obfitość pożywienia. Ale także o ochronę przed omiti – czarownikami, którzy, opłaceni przez wrogów, mogą sprowadzić chorobę, szaleństwo, pomór bydła i wszelkie inne nieszczęścia. Przodkowie nie zawsze mogą udzielić pomocy, ale potrafią wskazać, kto zamówił klątwę.

Wodzowi, posiadającemu przywilej kontaktowania się z duchami, trzeba okazywać szacunek. Codziennie o świcie, po pierwszym udoju, wszystkie kobiety ze wsi podchodzą do niego kolejno z naczyniami pełnymi mleka. Wódz nabiera je dłonią i pije, czasem jedynie zanurza i oblizuje palce. Nikt nie wyłamuje się z tego obowiązku. Zlekceważenie wodza byłoby bowiem pogwałceniem praw ustanowionych przez przodków.

– Mukuru jest dobry – kobiety tłumaczyły mi zasady swojej religii. – Nigdy nie krzywdzi ludzi. Duchy to nasi ojcowie i dziadkowie. Jeśli postępujemy właściwie, troszczą się o nas, ale jeśli ich rozgniewamy, mogą zesłać na nas karę.

Dlatego Himba profilaktycznie powiadamiają ich o wszystkim, co dzieje się w wiosce. Na przykład o przybyciu cudzoziemców. Bez przyzwolenia duchów nigdy bym tam nie wszedł. Oczywiście nie kontaktowałem się z nimi osobiście. W tradycji Himba ich wolę przekazuje wódz. Wcześniej jednak należy zjednać go sobie darami. Szczęśliwie, nie jest zbyt wymagający, zadowoli się odrobiną mąki, cukru, paczką papierosów i żyletkami.

Cztery kolory HimbaCztery kolory Himba

Namibijski lud widzi świat kompletnie inaczej niż my. Himba nie tylko nie wiedzą, czym błękit paryski różni się od błękitu pruskiego, ale też nie odróżniają ich od koloru palonej kawy. A wszystko nie dlatego, że nie malują obrazów, ale z powodu własnej, niespotykanej nigdzie indziej palety kolorów.

Wyróżnia ona tylko cztery kategorie:
zuzu, vapa, buru i dambu. Żadna z nich nie jest barwą w naszym rozumieniu tego słowa – to raczej określenia stopnia jasności. I tak zuzu określa się ciemne odcienie niebieskiego, czerwieni, zieleni i fioletu.

Vapa to biel i żółć, buru – niebieskości i zielenie, a dambu – jasne odcienie zieleni, brązu i czerwieni. I choć Himba nie potrafią rozróżnić kolorów tworzących poszczególne kategorie w ich systemie, to bez kłopotu rozpoznają odcienie zieleni – czego nie umie większość Europejczyków i Amerykanów. Naukowcy nie potrafią wyjaśnić przyczyn tego zjawiska.

Źródło: Wróżka nr 3/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl