Dlaczego nam nie wychodzi? Bo stawiamy nierealistyczne wymagania ukochanym? Mylimy uczucie z pociągiem fizycznym? Nie potrafimy się zbliżyć do drugiego człowieka?...
Wychowane na bajkach i filmach, łudzimy się, że niczym w „Pretty Woman” bratnia dusza sama wkroczy w nasze życie. Większość świata jednak nie zna tej bajeczki. Ponad połowy małżeństw (głównie w Azji) nie zawarto z miłości, lecz zaaranżowały je rodziny lub zawodowe swatki. Małżonkowie ci często po raz pierwszy zobaczyli się na ślubie. Mimo to tylko co dwudziesty z tych związków się rozpadł. Tymczasem aż połowa pierwszych małżeństw zawartych z miłości nie przetrwa pięciu lat. Na porażkę skazane jest 2/3 drugich i 3/4 naszych trzecich małżeństw.
Nie wychodzi nam, bo stawiamy nierealistyczne wymagania ukochanym, mylimy uczucie z pociągiem fizycznym i nie potrafimy się zbliżyć do drugiego człowieka. Kiedy mija zauroczenie, dziwimy się: jak mogłam za niego wyjść? By nie kupić kota w worku, warto precyzyjnie określić, czego oczekujemy od przyszłego męża, albo wręcz skorzystać z pomocy swatki. Długie „narzeczeńskie formalności” związane z aranżowanym małżeństwem chronią przed podjęciem decyzji w afekcie.
Nawet jeśli masz już na palcu obrączkę, nie wszystko stracone. Bo choć naukowcy wciąż nie poznali receptury eliksiru miłości, to pozostaje nam metoda naszych praprababek, które w prapradziadkach zakochiwały się przy okazji narodzin pierwszego dziecka.
reklama
„Twój mąż nie musi być twoim przyjacielem (od tego masz koleżanki). Nie musi też umieć tańczyć, bo ważniejsze niż wspólne pasje są wspólne interesy”, zaleca Reva Seth, autorka książki, „Najpierw ślub” („First Comes Marriage”), która przebadała przeszło 700 aranżowanych małżeństw mieszkających w USA. Najważniejsze zostawia na koniec: „Pamiętaj, brak seksualnego pożądania nie jest problemem. Łatwo je wywołać. Wystarczy uwolnić namiętność”.
Naukowcy do lat badają, co przyciąga się mocniej: podobieństwa, gwarantujące wspólne zainteresowania, czy przeciwieństwa, zapewniające brak nudy w związku. Ale nawet jeśli się ona pojawiła, to... wystarczy inaczej spojrzeć na męża. Psycholog James D. Laird odkrył, że patrzenie sobie w oczy powoduje szybki wzrost wzajemnej sympatii nawet u obcych sobie ludzi. Siłę spojrzenia warto wzmocnić słowem „dziękuję” albo „my”. Zdaniem badaczy z Arizona State University, wyrażając wdzięczność („dziękuję”), sprawiamy ukochanemu przyjemność, a „my” buduje poczucie wspólnoty. Podczas kłótni będzie jak znalazł.
Jak rozbudzić miłośćPołącz się z nim Delikatnie się obejmując, spróbujcie wyczuć oddech partnera. Stopniowo zsynchronizuj z nim swój oddech. Po kilku minutach wyda ci się, że stanowicie jedność.
Zajrzyj mu w duszę Stańcie pół metra od siebie i spójrzcie sobie głęboko w oczy, starając się wzajemnie zajrzeć w swoje dusze. Po dwóch minutach opowiedzcie sobie, co zobaczyliście.
Stań się nim Stańcie naprzeciw siebie i spróbujcie się nawzajem naśladować. Zmieniajcie przy tym ułożenie dłoni, rąk i nóg. To nie tylko zabawa, ale też wyzwanie. Bo choć każdy twój ruch będzie dobrowolny, to równocześnie będzie też powiązany z ukochanym.
Czytaj w myślach Zapisz na kartce myśl. Następnie przez kilka minut spróbuj mu ją przekazać telepatycznie. Jeśli nie odgadnie, o co chodzi, odsłoń kartkę. Następnie zamieńcie się rolami.
Bądź naprawdę blisko Stańcie metr od siebie i skoncentrujcie się na sobie. Co 10 sekund przybliżcie się nieco. W końcu znajdziecie się w swoich „sferach osobistych” (bliżej niż 40 cm). Ćwiczenie kończy się, gdy nie możecie się już bardziej zbliżyć, nie dotykając się.
Zobacz miłosną aurę Zbliż swoją dłoń do dłoni partnera, ale jej nie dotykaj. Pozostańcie w tej pozycji kilka minut, aż poczujecie ciepło i przeskakujące iskry.
Jolka Madziar
fot. Shutterstock
"Wróżka" 5/2012
dla zalogowanych użytkowników serwisu.