Nie chcę zardzewieć

Pisarka Manuela Gretkowska nie ukrywa siwizny ani zmarszczek. Menopauzę sama wywołała siłą woli! Młodość to dla niej przede wszystkim zdrowie i sprawność. A żeby się za szybko nie zestarzeć, ćwiczy tai-chi i ssie pszenicę.

Manuela Gretkowska nie ukrywa siwizny ani zmarszczekChyba hipokryzją jest mówienie, że sobie radzimy z przemijaniem. Bo jeśli ktoś poddaje się chirurgiczno-odmładzającym zabiegom, stwierdzamy: „Jakie to nierozsądne, tak ingerować w naturę”. A kiedy widzimy kogoś, kto się postarzał, mówimy: „Boże, jak ona staro wygląda!”. Absurd. Skoro medycyna estetyczna odmładza, trudno oprzeć się marzeniu – być zewnętrznie młodym, a mieć doświadczenie i mądrość dojrzałej osoby. Dla mnie granicą, której nie przekroczę, jest ból i ryzyko komplikacji. Nie zrobię sobie liftingu ani botoksu, ale nie potępiam osób, które się na to decydują. Bohaterka mojej najnowsze książki „Agent” mówi, że „starość jest dla kobiety testem na rozum”.

Nie czuję się stara, chociaż w Polsce już kobieta trzydziestokilkuletnia „nie jest młoda”. We Francji widzę mnóstwo 60-letnich eleganckich „dziewczyn” – nie muszą mieć mini, wcale nie są ponaciągane, tylko po prostu zadbane. W Polsce z różnych powodów starzejemy się szybciej – źle o siebie dbamy, źle się ubieramy, jesteśmy biedniejsi, wiecznie z czegoś niezadowoleni.

Siwe włosy mam od osiemnastego roku życia. Wiem, że nazywane są trupią poświatą, ale mnie to nie przeszkadza. Dla mnie farba na włosach, która często wygląda, jakby się komuś wylała olejna, jest czymś dużo gorszym niż siwizna. Włosy są niemal tak samo ważne jak mimika twarzy! Jak ktoś sobie wstrzyknie botoks, to ja nie wiem, jak on naprawdę wygląda. Jak sobie pofarbuje włosy, nie jestem pewna, kim on jest. Mówię tak, bo cierpię na prozopagnozję – mam problem z rozpoznawaniem twarzy. To dlatego ujednolicanie jest dla mnie horrorem.

reklama

Żyjemy w wykreowanym świecie – posługujemy się Facebookiem, Twitterem, portalami społecznościowymi, gdzie na każdym kroku korygujemy własne słowa i fasadę. Dlaczego więc nie mielibyśmy tego robić z naszym ciałem? Ale to nie dla mnie, jestem hipochondryczką. Nie zoperowałam sobie biustu, chociaż jego rozmiar waha się od 0 do –1. Za to nigdy nie musiałam nosić stanika. Ale mi to wisi, przynajmniej to:) Lubienie swojego ciała nie jest chyba straszną ułomnością? Te wszystkie zachwalane kremy w porównaniu z chirurgią plastyczną nadają się do wcierania w dupę, każdy dermatolog ci to powie. Chociaż dziś niepoddawanie się operacjom plastycznym może być uznawane za socjopatię. Może jestem socjopatką? Nikt mnie nie ocenia w pracy czy w biurze, zależę tylko od siebie, będąc artystką i kurą domową.

Mam komfortowe życie – nie muszę wstawać do roboty na piątą, tylko odwożę dziecko do szkoły. Ćwiczę godzinę dziennie tai-chi, jeżdżę na rowerze, spaceruję. Nie pracuję nad budową „sylwetki glamour”. Chcę mieć elastyczne stawy, żeby nie być później dla nikogo ciężarem. I nie chcę być zardzewiała.

Mam nadzieję, że zdrowo się odżywiam. Starożytni Rzymianie załatwili się ołowiem, a my załatwimy się cukrem. Dajemy sobie w żyłę czystą glukozę w postaci czekoladek, ciastek, coli, soku. Zwierzęta od tego umierają, nam to szkodzi. Dalajlama, zapytany, co go najbardziej dziwi, powiedział, że ludzie, którzy tracą życie, by zarobić na jedzenie, a potem tracą pieniądze, by się leczyć, bo od niego chorują. Pod każdą reklamą batonika czy ciastek powinno być napisane tak jak we francuskiej telewizji: „To szkodzi zdrowiu, nie jedz między posiłkami, ruszaj się”.

MManuela Gretkowska nie ukrywa siwizny ani zmarszczekoja kobiecość? Tej ginekologicznej pozbyłam się w wieku 40 lat. Siłą woli zatrzymałam okres, jestem wiele lat po menopauzie. Wydaje mi się, że siłą sugestii i uporem wiele jesteśmy w stanie zdziałać. Nie widziałam powodu, by dłużej męczyć się w comiesięcznych bólach, miałam kłopoty z antykoncepcją. Więcej dzieci nie zamierzam mieć. Lekarze biadolili, że za wcześnie na menopauzę, że dadzą mi hormony. Być może, gdybym była pewna, że moja „metoda” zadziałała i przechodzę prawdziwą menopauzę, bardziej bym ją odczuwała.

Uderzenia gorąca? Po prostu zdejmowałam sweter
, zostając w samym podkoszulku, co za problem? I przeszło jakoś niezauważenie. Oczywiście teraz szybciej się starzeję, mój organizm nie produkuje pewnych hormonów. Jem więc soję, popijam olejem lnianym zawierającym estrogeny. Mój Boże, jedna zmarszczka więcej albo mniej. Póki jest się sprawnym i zdrowym, to nie ma aż takiego znaczenia.

Depresja w wieku dojrzałym jest czymś normalnym. Przemijanie nie jest łatwe. Trudno się z nim pogodzić, nawet jeśli wierzy się w zaświaty i wyższy sens. Śmierć jest nieludzka. Kiedy mam gorszy moment, garnę się do ludzi, próbuję sobie wytłumaczyć, że chandra przejdzie, że kiedyś wróci mi rozsądek, humor i dobre samopoczucie.

Zawsze byłam szczupła. Po porodzie, po tym wymęczeniu dzieckiem, ważyłam 42 kilo. Nie jem mięsa, ale to nie jest moja filozofia. W pewnym momencie mięso zaczęło być dla mnie obrzydliwe. Nie jestem orędowniczką wegetarianizmu. Byłabym zadowolona, gdyby moja córeczka jadła schabowy, ale jeśli organizm odrzuca kotlet jak przeszczep… Lubię ryby, nawet surowe. Staram się jeść dużo ciemnozielonych warzyw. Śniadanie jest dla mnie najważniejsze i kiedy mam czas, robię sobie zdrową owsiankę z płatkami migdałów, suszonymi morelami. 

Jestem uzależniona od czekoladek, potrafię całą bombonierkę zjeść w kwadrans. Obiecuję sobie, że nigdy więcej się tak nie sponiewieram, ale… nadchodzi pokusa i tłumaczę sobie: nie piję, nie palę, co mi szkodzi ten jeden gryz. A potem amok nałogowca. Rodzina się ze mnie śmieje i mój autorytet zdrowego żywieniowca pada. Dla tych, co chcą schudnąć, mam jedną radę – nie żryj, jeżeli nadwaga jest już taka, że grozi zdrowiu. Nie ma innej skutecznej diety.  No może poza South Beach. Stosowałam ją na serce i musiałam przestać. Najadałam się do syta, ale strasznie chudłam.

Z moich ostatnich zdrowotnych dziwactw – sieję pszenicę na wacie i przeżuwam potem tę trawę, żeby wyssać z niej sok. Podobno naprawia cząsteczki DNA, a mnie poprawia samopoczucie, bo o siebie dbam. Interesuję się medycyną chińską. Dzięki akupunkturze uniknęłam operacji. W wakacje bawię się w ajurwedę – podgrzewam pachnącą oliwę i masuję nią skórę. Wszelkie zabiegi poranne są dobrym wstępem do brutalnego dnia. Z wiekiem wcale nie radzę sobie lepiej ze stresem. Przybywa mi rozumu, ale emocje pękają. I co z tego, że realność jest tylko jedną z powłok rzeczywistości, że gdzieś tam są raje wniebowziętych świętych i buddów. Tu i teraz stąpam twardo po ziemi, wkurzając się na siebie.


Anna Rączkowska
fot. Anna Włoch


Źródło: Wróżka nr 7/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl