Strona 2 z 2
Pewnie nawet nie pomyślałaby o filmie, gdyby nie Bob Woodward, z którym jej ówczesny mąż, dziennikarz Carl Bernstein wykrył aferę Watergate. Poprosił ją o korektę scenariusza do filmu „Wszyscy ludzie prezydenta”. Nie skorzystano z jej wersji, ale Norą zainteresowało się Hollywood.
Jej małżeństwo z Bernsteinem, podobnie jak wcześniejsze z pisarzem Danem Greenburgem, okazało się katastrofą. Pierwszego męża po prostu przestała kochać. „Był miłym człowiekiem, ale darzył chorobliwym uczuciem swoje koty. Był 1972 r., rozkwit ruchu feministycznego, i wszystkie kobiety się rozwodziły, nawet te, których mężowie nie byli chorobliwie przywiązani do swoich kotów”, napisała po latach.
Bernstein z kolei zdradzał ją z żoną brytyjskiego ambasadora, która „była jak wieża, miała szyję jak żyrafa, nos jak trąbę słonia i wielkie stopy”. Nora była wtedy w siódmym miesiącu ciąży z ich drugim dzieckiem. Jak się dowiedziała? „Zadzwonił do mnie mąż tej pani. I zaproponował obiad. Spotkaliśmy się przed chińską restauracją i z płaczem padliśmy sobie w ramiona. Łkałam histerycznie, ale równocześnie przyszło mi do głowy, że kiedyś zrobię z tego zabawną historię”.
Zabrała się do pisania tej historii: „Zamieniam koty pierwszego męża na chomiki, brytyjskiego ambasadora w podsekretarza stanu, a drugiemu mężowi doczepiam brodę”. Książka miała tytuł „Zgaga” i na jej podstawie Mike Nichols nakręcił film. W postać niewiernego męża wcielił się Jack Nicholson, a rolę jego żony Rebeki zagrała Meryl Streep.
reklama
404 Not Found
Not Found
The requested URL was not found on this server.
Bernstein po premierze filmu się wściekł (może gdy dowiedział się, że jest facetem zdolnym do seksu nawet z wenecką żaluzją) i zagroził sądem, jeśli o nim jeszcze cokolwiek napisze. Więcej tego nie zrobiła, choć nie zrezygnowała z opisywania siebie i swoich znajomych.
Jadąc do Nowego Jorku, zanotowała: „Wkrótce zamieszkam w NYC. Spoglądam w górę na budynki otaczające Central Park i przez głowę przechodzi mi myśl, że nikogo tutaj nie znam, więc mogę skończyć jak jedna z tych osób, o których czytamy w gazetach. Mieszka w Nowym Jorku, nikogo nie poznaje; w końcu umiera i nikt tego nie zauważa, dopóki nieprzyjemny zapach nie wydostanie się na korytarz.”. W filmie „Kiedy Harry poznał Sally” Sally mówi: „Po prostu nic jeszcze nie przeżyłam. Dlatego jadę do Nowego Jorku”. Harry: „A jeżeli nic nie przeżyjesz? (…) Nikogo nie spotkasz, będziesz nikim, a w końcu umrzesz jedną z tych nowojorskich śmierci, których się nie zauważa?”.
Humor przeplata się tu z brutalną szczerością. Jej filmy są zarazem romantyczne i realistyczne – ich bohaterki to silne, niezależne kobiety, które poszukują miłości. Nie przypominają przesłodzonych bohaterek starego Hollywood. Chcą dostać wszystko takie, jak chcą. Jak Nora.
Feministka zakochana w kuchni Ephron mówiła o sobie: feministka. W latach 60. przeczytała „Złoty notatnik” Doris Lessing, której bohaterka toczy walkę, aby stać się kobietą niezależną. „Lessing napisała o tym wszystkim, co mnie interesowało. Pamiętam, że wiele razy odkładałam jej książkę, bo czułam zawrót głowy z powodu zawartych w niej błyskotliwych, głębokich myśli”, wspominała. W 1972 r. podpisała się, podczas awantury o prawo dopuszczające przerywanie ciąży, pod petycją 50 kobiet, m.in. Susan Sontag, Anaïs Nin – „Miałyśmy aborcję”. Aborcji nigdy nie miała, zrobiła to z solidarności. Powtarzała też, że jest wielu mężczyzn, którzy tylko marzą, żeby zamknąć z powrotem kobiety w kuchni. Sama uwielbiała gotować, jedzenie było zawsze istotnym motywem jej filmów.
„Kiedy Harry poznał Sally” uznano za jeden z najlepszych filmów o relacjach damsko-męskich. „Ephron bez pardonu (choć z humorem) wprowadziła pojęcie feminizmu do amerykańskiego mainstreamu”, zauważył reżyser Rob Reiner. Zarzucała reżyserom i producentom, że spłaszczają postaci stworzonych przez nią kobiet. „Wtrącałam się do ich pracy, chcieli mnie zabić”, przyznała. Ale nie zamierzała ustąpić. W końcu sama zaczęła reżyserować, uznając, że to jedyny sposób na ocalenie jej scenariuszy.
Feministki nazywały ją „pseudofeministką”. Pewnie dlatego, że nie pisała wprost o równouprawnieniu, a jeśli już, to okraszała to dowcipem. Krytykowała panele feministek poświęcone kobietom w hollywoodzkim biznesie: „One tylko lubią gadać. Szkoda na to czasu. Lepiej coś robić. A jeśli nie wyjdzie, to nie oskarżać świata, lecz próbować jeszcze raz”. Żadna z jej bohaterek nie przypomina walczącego o swoje prawa babochłopa. Postacie, w które wciela się Meg Ryan, są ładne, inteligentne, świetnie ubrane. I zawsze znajdują prawdziwą miłość.
Nora Ephron też w końcu szczęśliwie wyszła za mąż. W 1987 r. poślubiła Nicholasa Pileggiego (oboje na zdjęciu powyżej), scenarzystę m.in. „Chłopców z ferajny”. Po latach powiedziała, że spędziła z nim „drugą lepszą połowę swojego życia”. Na potrzeby książki „Niedokładnie to, co planowałem: Wspomnienia w sześciu słowach” napisała: „Tajemnica dobrego życia: wyjdź za Włocha”.
Punktem kulminacyjnym w hollywoodzkiej karierze Nory Ephron był film „Julie & Julia” o życiu Julii Child, propagatorki kuchni francuskiej w Ameryce (zagrała ją Meryl Streep). To opowieść o gotowaniu i jedzeniu, ale także o tym, jak delikatną kwestią są relacje dwojga ludzi. Mąż bohaterki mówi: „W naszym związku jest zbyt dużo jedzenia i zbyt mało seksu”. Wszystko, czego dotknie się Nora Ephron, zamienia się w złoto – zachwycali się krytycy po premierze „Julie & Julia”. Sama zawsze pomniejszała swoje zasługi. Żartowała, że tak jak większość ludzi żyje życiem pozbawionym momentów nadających się do kina.
Karolina Nowotko
Fot. East News, Fotochannels, shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.