Nie poganiam czasu

Urszula biega, ćwiczy jogę, dużo czyta i rozmyśla. Żyje spokojnie, jak kobieta zen. Ale lubi też poszaleć na scenie, a bez doklejonych rzęs czuje się naga.

Urszula nie pogania czasuGdy byłam młodsza, przejmowałam się tym, jak widzą mnie ludzie. Na ekranie wygląda się przecież trochę inaczej niż na ulicy. Niekiedy słyszałam: „Eeee, taka mała? Jakaś nie za bardzo”. Nie mogłam sobie z tym poradzić, bywało mi przykro. Ale upłynęły lata i teraz słyszę komplementy. To miłe. I świadczy o tym, że moja życiowa dewiza się sprawdza. A jest nią cierpliwość.

Tylko w drobnych sprawach wszystkich ponaglam. W dużych, fundamentalnych – nigdy. Umiem w spokoju czekać na właściwy moment. Tak było z karierą, miłością. Nigdzie się nie pchałam, bo mam w sobie głębokie przekonanie, że to, co się ma zdarzyć, to się zdarzy. I tak było.

Znalazła mnie Budka Suflera, znalazła miłość. Niczego nie żałuję. Może jedynie tego, że ten cudowny dla kobiety okres, między trzydziestką a czterdziestką, nie może trwać dwadzieścia lat. To taki czas, gdy jeszcze wszystko jest możliwe. Możemy całe swoje życie wywrócić do góry nogami i mamy siłę na zmiany.

W moim dziś jest wielki spokój. Tak wielki, że to czasem denerwuje domowników. Bo jeśli tylko nie koncertuję, to najchętniej siedziałabym z książką na fotelu, przykryta miękkim pledem. Tak, trochę uciekam w czytanie. Ale to bezpieczny świat, każdemu polecam taką ucieczkę.

reklama

Człowiek powinien być oceniany na podstawie tego, co ma do powiedzenia, a nie tego, jak wygląda. Jednak ciała nie zaniedbuję, wstaję z fotela regularnie. Lubię jeździć na rowerze, od roku biegam. Na początku miałam kłopoty z oddechem, bo choruję na astmę. Dlatego zapisałam się też na jogę – żeby nauczyć się prawidłowo oddychać i uelastycznić ciało. Jestem w niezłej kondycji, przede mną start w imprezie „Biegnij Warszawo”. Może dostanę pierwszy w życiu medal? Trzeba tylko pokonać 10 km i zmieścić się w czasie. A to jest w granicach moich możliwości.

Chcę jak najdłużej być w dobrej formie, bo ruszam się i tańczę na scenie. Oglądają mnie ludzie, wolałabym nie sprawiać im przykrości swoim wyglądem. W 1994 roku mama mówiła mi: „Ula, dobrze, że sporo występujesz. Niech cię Piotrek zapamięta na scenie”. Teraz mój młodszy syn ma dziewięć lat i mama mówi tak samo. To właśnie spotkania z publicznością są dla mnie źródłem energii.

Jestem uzależniona od adrenaliny, dźwięków, emocji. Gdy dłużej nie mam żadnego występu, marnieję jak niepodlewany krzew róży.

Nie ulegam społecznej presji, by wyglądać jak gwiazda. Nie jestem modelką. Śpiewam. I mam, jak wiele kobiet, sińce pod oczami, które nauczyłam się zgrabnie przykrywać. Uwielbiam sztuczne rzęsy. Bez nich czuję się jak bez ubrania. „Zrobione” oko dodaje mi pewności siebie.

Tajemnica dobrego samopoczucia? Ze spokojem przyjmuję to, co przynosi mi los. I nie wymagam za wiele. Ani od siebie, ani od innych.


Sonia Ross
fot. Musicart Agency

Źródło: Wróżka nr 11/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl