Spotkanie z własnym niebem

Dziś Donka nie pracuje już w teatrze, z Towarzystwa też odeszła. Ale przychodzą do niej ludzie. Po horoskop. I po radę. – Astrologia – mówi Donka – to obraz psychologiczny człowieka zapisany w gwiazdach. Horoskop nie daje nam precyzyjnych wytycznych, ale też nie o to chodzi. To raczej mapa naszego życia. Są tam pewne ważne punkty, momenty zwrotne, potencjał. Ale to od nas zależy, czy i jak go wykorzystamy. I w którą pójdziemy stronę.

Uważa, że nie ma sytuacji tylko i wyłącznie złych. Nawet jeśli w danej chwili się nam tak wydaje. Ale w końcu z każdej klęski czy kłopotu wynika coś dobrego. O tym rozmawia ze swoimi gośćmi. A takie rozmowy nazywa spotkaniem z własnym niebem.

Problemem bywają często oczekiwania ludzi. – Kiedy chcą się dowiedzieć, czy powinni wyjechać w delegację albo kiedy wygrają w totolotka, mam kłopot. Bo ja nie wiem. Nie jestem wróżką! Dzięki profesorowi Łozanowowi zdaję sobie sprawę, jak wielką siłę ma sugestia. Powiem: „Spotka cię to czy tamto”. A potem ten ktoś będzie czekał na spełnienie przepowiedni. Będzie stał na dworcu i wyglądał tego jednego jedynego pociągu, a w międzyczasie odjedzie dziesięć innych. Może zawiozłyby go w dobrym kierunku?...

Wróżyć z fusów po kawie umie w Bułgarii każdyHoroskop jak szczepionka

Jedną rzecz w horoskopie widać bardzo wyraźnie. To zdrowie. Wszystko inne można zmienić, ze zdrowiem tak się nie da. Ale Donka nie straszy. Wiele wróżek mówi: „Oj, tu u pani widzę taką czarną linię, zachoruje pani na nerki, żołądek czy płuca”. Donka nigdy. Jest przekonana, że chorobę też można zasugerować. Mówi natomiast, że musimy uważać na ten czy tamten organ. Że jeśli pojawią się takie czy inne dolegliwości, koniecznie trzeba iść do lekarza.

Radzi też rodzicom, żeby, kiedy urodzi im się dziecko, poszli do astrologa, tak jak chodzą do przychodni na szczepienia. Ważne jest – mówi – dowiedzieć się, kto przyszedł na świat. Jakie ma predyspozycje, jakie możliwości, jakie zdolności. Chodzi o to, by potem pomagać dziecku iść właściwą drogą. Ale aby horoskop postawić właściwie, musimy znać dokładną godzinę urodzenia. A z tym bywa kłopot.

reklama

– Co z tego, że matki przechowują bransoletki, które noworodkom w szpitalu nakładają na rączkę? Nawet na nich można nie doszukać się prawdy. W PRL-u była gospodarka planowa, dzieci się rodziły co pięć minut – jak na taśmie. Nikomu się nie chciało dobrze na zegarek spojrzeć, było trzy po – a i tak wpisywano pięć. Albo cofano do okrągłej godziny. A tu przecież każda minuta, ba, każda sekunda ma znaczenie!

Teraz Donka tylko stawia horoskopy. Ale zdarza się, że z kimś zaprzyjaźnionym wypije kawę. A potem zagląda do filiżanki z fusami. – W Bułgarii każdy to potrafi. Ile osób zaczyna od tego dzień! Można tak po prostu, szybko, żeby zobaczyć, jak się dziś sprawy ułożą, ale można też zrobić z tego cały rytuał. Podobno najlepiej takie wróżby udają się w piątek, przed zachodem słońca.

Do kawy używa się specjalnych filiżanek, bez uszka. Naczynie do parzenia rozgrzewa się w gorącym piasku, najpierw wsypuje się samą kawę, bez wody. Dolewa się jej dopiero potem, i to powoli. Kiedy kawa się zaparza i podnosi się pianka, naczynko należy wyjąć. I tak trzy razy. Wszystko w skupieniu. Trzeba myśleć tylko o tej czynności i pozwolić się jej całkowicie pochłonąć. Wtedy widzi się o wiele więcej. – Kiedyś znajoma, która planowała podróż do Stanów, prosiła, żebym zajrzała dla niej do filiżanki. Przestraszyłam się tego, co zobaczyłam. Jakby urwane ręce i nogi – nie rozumiałam, o co chodzi. To było kilka dni przed 11 września…

Zobaczyć niewidzialne

Jeszcze w czasach Towarzystwa Psychotronicznego pomagała szukać zaginionych. Ale kontakt z ludzkim cierpieniem za dużo ją kosztował. – Kiedyś przyszła rodzina zaginionej kobiety, która wyszła z domu i nie wróciła. A ja zobaczyłam, co się stało. Rozmawiałam z jej mężem i wiedziałam, że patrzę w oczy mordercy. W dodatku nie byłam pewna, czy on się zorientował, że ja wiem... Powiedziałam jemu i jej rodzicom, że ona nie wyszła z domu. Potem znaleźli ją zakopaną w piwnicy. Ojciec zadzwonił z awanturą, że ich od razu nie zaalarmowałam. A przecież mówiłam: Nie wyszła z domu...

Innym razem to byli zrozpaczeni rodzice. Syn, dorosły, wojskowy, zaginął, kamień w wodę. Ojciec, też żołnierz, twardy facet, siedział u mnie w fotelu i łzy płynęły mu po twarzy. Dwa razy „wchodziłam” w tę sytuację, żeby coś zobaczyć. I klatka po klatce opisywałam im blok, kiosk obok, budowę po prawej stronie… Potem pomieszczenie z białymi kafelkami, stały tam samochody. I kolejna klatka: korytarz szpitalny, biegną pielęgniarki, wiozą mężczyznę na łóżku. Kazałam rodzicom się spieszyć. Trzy godziny potem zadzwonili: Jest! W tym garażu z kafelkami. Chłopak miał w dzieciństwie uraz głowy i powstał krwiak. Na szczęście udało się go uratować.

Teraz Donka często bywa… doradcą biznesowym. Od lat, kilka razy w roku, odwiedza ją pewien mężczyzna. Rozmawiają o interesach. Czy to dobry okres na inwestycje, czy warto zaufać wspólnikowi. Czasem trudno jest pomóc. Zwłaszcza jeśli wmiesza się osoba trzecia. Do Donki przychodził przez wiele lat pewien biznesmen. Miał dużo, chciał więcej. Przestrzegała, ale nie dał się przekonać.

W rezultacie firma się rozpadła, rodzina skłóciła, a on wpadł w ręce pewnego wróża-szarlatana. Na porady i szkolenia ezoteryczne wydał w ciągu roku ponad milion. Opamiętał się w chwili, kiedy ów „doradca” polecił mu wyprowadzić się z domu. Sam planował tam zamieszkać – rzekomo w celu oczyszczenia go ze złych energii. – Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd, dlaczego nie udało mi się go uchronić? Ale może tak musiało być? Może to lekcja, którą ten człowiek musiał odrobić, żeby coś zrozumieć?

O co ludzie pytają najczęściej? O miłość. Młodzi i starzy, ale głównie kobiety. Na ogół rozczarowane, zgorzkniałe. – Nie rozumieją, że sami piszemy scenariusze naszego życia. Tak, jak potrafimy. Czasem trochę grafomańsko, czasem tak, jak pokazała nam babcia czy mama albo jak przeczytałyśmy w jakimś romansie. Mąż ma przychodzić codziennie z kwiatami, a on wraca zmęczony, siada w fotelu i nic mu się nie chce. Jak to? Nie tak miało być! To inny scenariusz. Niech ten facet idzie sobie won i niech przyjdzie mój książę! A tak nie ma. Kobiety chcą usłyszeć, kiedy wreszcie będzie ta miłość. Ale staram się je przekonać, że może ona już przyszła, tylko trzeba ją zobaczyć.

Przegadałyśmy kilka godzin. Kiedy wychodziłam, spytałam: – To jak było z tym moim bólem głowy? Uśmiechnęła się: – Nie wiem. Tak się czasem dzieje, po prostu. Cieszę się, że pomogłam. 


Joanna Sarniewicz
fot. shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 11/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl