Arystokratki ducha

Nieopodal Wawelu żyją księżniczki, którym niestraszne żadne smoki. Moc czerpią ze swych pasji i zachwytu codziennością. I zarażają nią innych.

Urszula Imamura, historyk i historyk sztukiNa pierwszy rzut oka niewiele je łączy. Nie wszystkie urodziły się w Krakowie, różne były ich losy. Najmłodsza ma 25 lat, najstarsza prawie 90. Większość z nich to jednak kobiety dojrzałe. – Dojrzałość to stan pełnego rozkwitu – wyjaśnia Urszula Imamura (na zdjęciu obok), historyk i historyk sztuki, właścicielka galerii sztuki, szefowa stowarzyszenia Księżniczki Krakowa. – To pełnia osobistych doświadczeń, które pozwalają kobiecie zrozumieć siebie i inspirują ją do tego, by kształtować otoczenie. Choćby dzieląc się tym, co w nas najcenniejsze.

W księżniczkach Małgorzacie Pfisterer, malarce, poetce i pedagog oraz Zofii Mrzygłód cenne jest to, że choć podczas wojny napatrzyły się na zło, nie straciły wiary w istnienie dobra. Księżniczka Halszka Podgórska-Dutka z kolei, która swoimi talentami plastycznymi, muzycznymi i literackimi mogłaby obdarzyć wielu, jako dziecko przeżyła śmierć brata. Dziś wie, że bolesne doświadczenia uczą empatii.

Wszystko zaczęło się w 2004 roku, od kawiarnianego stolika w krakowskim Grand Hotelu. To przy nim emerytowana pedagog Wanda Sadowska wpadła na pomysł powołania do życia Klubu Księżniczek Krakowa. Po to, by promować aktywne, twórcze życie. Zaprosiła do niego panie o arystokratycznych duszach: poetki, pisarki, malarki, kompozytorki, nauczycielki, inżynierki, konstruktorki i pilotki.

reklama
404 Not Found

Not Found

The requested URL was not found on this server.


Najpierw księżniczki spotykały się tylko po to, by porozmawiać, zainspirować się nawzajem swoimi pasjami. Były spotkania poetyckie, zabawy, wycieczki, wspólne malowanie obrazów, słuchanie muzyki, spotkania z artystami i zaproszonymi gośćmi. Były też rozmowy o życiu i o czasie: że czas to sprawa względna, że choć upływa, nie musi przytłaczać.

Z czasem jednak księżniczki przekształciły klub w stowarzyszenie i opracowały statut. Chciały działać jako aktywna grupa o wyraźnej misji społecznej. Wiele z nich to osoby już na emeryturze, mające sporo wolnego czasu. Zastanawiały się, co mogłyby zaproponować w naszej rzeczywistości dzikiego konsumpcjonizmu, w której zapominamy o tym, co w życiu najważniejsze. I w której dojrzałe kobiety żyją w cieniu spraw istotnych dla miasta, kraju i świata. A bezrozumny kult młodości skutkuje pogardą dla „starych bab”. A przecież w życiu najważniejsze jest wykorzystanie go jako szansy – w każdym wieku. Starość może być pięknym okresem w naszym życiu!

– Wciąż jeszcze pokutuje u nas mit, że kiedy kobieta spełni się już w głównych życiowych rolach, odchowa dzieci i wnuki, powinna pokornie usunąć się z życia społecznego – mówi Urszula Imamura. – Ale dziś mamy już pokolenie wykształconych i świadomych swojej wartości babć! Były dyrektorami, kierownikami, naukowcami i artystkami. Są zadbane, wykształcone, samodzielne i odważne. To Księżniczki Krakowa!

Parę lat w innym świecie

Urszula dołączyła do księżniczek dwa lata temu. I wyciągnęła je z kawiarni. Najpierw jednak opowiedziała im, co zobaczyła podczas swoich podróży. W Chinach, Pakistanie, Indiach, Tajlandii, Birmie, ujrzała największą biedę z bied. – To na Wschodzie zrozumiałam, że istnieje w świecie nędza totalna, skrajne ubóstwo połączone ze skrajną rozpaczą – przyznaje Urszula. Zobaczyła ludzi o pustych, wypalonych z nadziei oczach, latami wegetujących na ulicach. Ujrzała żebrzące, głodujące dzieci i trędowatych.

Jakże odmiennie od chińskich i indyjskich slumsów jawił się jej Kraj Kwitnącej Wiśni, do którego trafiła we wczesnych latach 80., już jako żona japońskiego tłumacza, poznanego na dworcu w Katowicach. – W Japonii ujrzałam ludzi innych. Nie mieli pustych oczu. Najszczęśliwsi wydali mi się ci, którzy niezależnie od wieku, pozycji, zasobności portfela czuli potrzebę pomagania innym – wspomina.

Najbardziej zdziwili ją emeryci z Tokio, gdzie mieszkała przez kilka lat. Z potrzeby serca angażowali się np. w opiekę nad dziećmi ze szkoły w swojej dzielnicy. Przeprowadzali je przez ulicę, odprowadzali do domów, odrabiali z obcymi pociechami lekcje. Uczyli obcokrajowców języka i kultury japońskiej oraz... segregacji śmieci. Uczestniczyli w akcjach społecznościowych, integrujących mieszkańców z sąsiedztwa. Uprawiali sporty dostosowane do ich wieku i kondycji. Pogodni, radośni i uprzejmi. Inny świat!

– Biło od tych ludzi jakieś słoneczne światło – przyznaje Urszula. Co jeszcze przywiozła z Japonii, gdy zdecydowała się wrócić do Polski? Nową pasję – ikebanę. Sztukę układania roślin, a bardziej rozumienia ich natury i szacunku dla tej formy życia. I przekonanie, że możemy się od nich wiele nauczyć. Choćby wzrastania ku niebu, mając korzenie w ziemi.

Źródło: Wróżka nr 12/2012
Tagi:
Już w kioskach: 10/2025

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka