Na własnej skórze...

Leżał właśnie na stole operacyjnym, czekając na wycięcie wyrostka, gdy w głowie pojawił się pomysł, by sprawdzić, czy taki zabieg da się przeprowadzić przy znieczuleniu miejscowym. A do tego samodzielnie. Kane postanowił skorzystać z okazji. Usiadł i poprosił wszystkich o odsunięcie się, ponieważ zamierza operować się sam. Miał w tym już pewne doświadczenie. Kilka lat wcześniej sam amputował sobie palec, w który wdało się zakażenie. Kazał więc ustawić przed sobą lustro, wsparł się na poduszkach, zrobił sobie zastrzyk z kokainy i adrenaliny, a następnie wykonał duże nacięcie. Pogrzebał w jelitach, wymacał dłońmi chory wyrostek i go wyciął. Jak wspomina najsłynniejszy kronikarz ekstremalnych odkryć, amerykański dziennikarz Alex Boese, w pewnej chwili za bardzo pochylił się do przodu i kawałek jelita wysunął mu się z brzucha. Kane chwycił niesforną kiszkę i wepchnął z powrotem. Zabieg (z wytatuowaniem litery K włącznie) trwał pół godziny, ale Kane twierdził, że poszłoby szybciej, gdyby lekarze, którzy mieli przeprowadzać operację, pomogli mu, zamiast się gapić. Tytułem największego twardziela w historii medycyny cieszył się dekadę. Do czasu, gdy niemiecki kardiolog Werner Forssmann przeprowadził zabieg na… własnym sercu.

Fizyk Santorio Santorii przez 30 lat badał, dlaczego więcej zjadał, niż wydalał (XVII w.).Na pomysł cewnikowania ludzkiego serca w celu leczenia chorób kardiologicznych wpadł jeszcze na studiach. Nikt nie dawał mu jednak wiary, bo w latach 30. powszechnie uważano, że równie inwazyjny zabieg zamiast poprawy zdrowia może co najwyżej przynieść pacjentowi śmierć. Aby potwierdzić prawdziwość swoich teorii, zatrudnił się w szpitalu i namówił jedną z pielęgniarek, by udostępniła mu salę operacyjną i narzędzia potrzebne do eksperymentu.

Gerda Ditzen zdecydowała się pomóc w operacji, ale tylko pod warunkiem, że to ona będzie cewnikowana. Forssmann udawał, że przygotowuje Gerdę do zabiegu. Przywiązał ją więc do stołu operacyjnego i ukradkiem zaaplikował sobie znieczulenie miejscowe. Gdy tylko poczuł, że ręka mu drętwieje, przez żyłę łokciową wprowadził sobie cewnik do prawej komory serca. Potem odwiązał pielęgniarkę od stołu operacyjnego i z jej pomocą zszedł piętro niżej, do gabinetu rentgenologicznego, by zrobić zdjęcie, które miało być dowodem na to, że cewnikowanie serca zostało wykonalne.

reklama

Nową metodę leczenia chorób serca lekarski świat uznał za kontrowersyjną. W wyniku jednej z publikacji Forssmanna zwolniono nawet z pracy. W końcu zniechęcony zmienił specjalizację i został urologiem. Kardiologiczne odkrycie Forssmanna doceniono dopiero w 1956 r. Lepiej późno niż wcale, gdyż badacza uhonorowano Nagrodą Nobla.

Wynalazki zrodzone z piany

Bycie pionierem wymaga samozaparcia, wiedzy, wyobraźni, odwagi i bólu. Ale aby poczuć ból odkrycia, nie trzeba od razu wieszać sobie ciężarków na jądrach, jak to zrobili lekarze, Herbert Woollard i Edward Carmichael (by zbadać, jak ból rozprzestrzenia się po całym ciele). Wystarczy zająć się rachunkiem prawdopodobieństwa. Amerykański matematyk Pope R. Hill, aby udowodnić, że szanse wyrzucenia orła i reszki są takie same, podrzucał monetę aż 100 tys. razy. Eksperyment trwał rok. Hill zdążył zachorować, ale nie przerwał badania, a notatki prowadził za niego asystent.

Choć czasy wielkich odkrywców mamy już za sobą, a wynalazki powstają w korporacyjnych laboratoriach, to – według badań przeprowadzonych w tym roku w Anglii – coraz więcej ludzi próbuje zostać wynalazcami. Za wymyślanie udogodnień biorą się coraz częściej niepracujące matki. Powstało nawet nowe słowo „mumpreneuers”, czyli w wolnym tłumaczeniu „przedsiębiorcze mamusie”. Podobno część z nich swoje pomysły widzi w snach, choć najchętniej rozmyślają nad wynalazkami w wannie pełnej piany.

Nieważny jednak sposób, ale efekt. Wymyślenie wełny, która „zapamiętuje” kształty czy nowej przykrywki na śmietnik nie zmieni oblicza świata, ale komuś z pewnością pomoże. Domorosłe racjonalizatorki sprawdzają więc swoje wynalazki tak jak najwięksi odkrywcy w dziejach świata – na swojej skórze.

Małe i duże wynalazki wielkich ludzi

Ofiary muszą być – rzekł przed śmiercią Otto Lilienthal, wynalazca lotni, która sprawdziła się tylko częściowo (w powietrzu poszło nieźle, gorzej było z lądowaniem…). Benjamin Franklin, zanim został prezydentem Stanów Zjednoczonych, prowadził badania nad elektrycznością. W początkach XIX w. oznaczało to, że biegał podczas burzy z latawcem na metalowym druciku, do którego końca przyczepiony był klucz. Dziś wiemy, że Franklin prosił się o kłopoty i długo na nie czekać nie musiał. Został porażony piorunem – na szczęście niegroźnie. Doświadczenie to jednak sprawiło, że wynalazł piorunochron.

Wynalazki współczesnych sław nie grożą śmiercią ani ciężkim kalectwem, a przeciwnie – dają sporą frajdę. Margaret Thatcher, Żelazna Dama angielskiej polityki, przyczyniła się do stworzenia… lodów z automatu. Jako chemik z wykształcenia zaraz po studiach pracowała w koncernie produkującym żywność. Zadaniem jej zespołu było wymyślenie „miękkich” lodów, które można by sprzedawać z automatu. Misja skończyła się sukcesem i choć pani Thatcher nigdy nie dzieliła się wspomnieniami w tej materii, to przecież wszyscy naukowcy musieli chodzić napchani słodkościami po uszy.

Równie przyjemny – i niewinny – jest wynalazek reżysera „Ojca chrzestnego”. Francis Ford Coppola stworzył bowiem „koszulkę do drapania” – zwykły t-shirt, który na plecach ma rozrysowane i ponumerowane pola. Wystarczy tylko znaleźć dobrą duszę, która ulży cierpieniu i poskrobie w precyzyjnie wyznaczonym miejscu. Za to aktorka Jamie Lee Curtis, chcąc ulżyć mamom, wymyśliła pieluszki, które mają wodoodporną kieszeń na chusteczki – rozwiązanie praktyczne, poręczne i „dwa w jednym”.


Stanisław Gieżyński
współpraca Hubert Musiał
fot. wikipedia, shutterstock.com­­­

Źródło: Wróżka nr 12/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka