Modelka ratuje świnie

Markiza Tracy Worcester przekonuje: Jedzenie z farm, a nie z fabrykOdwiedzane przez markizę wielkie świńskie farmy odbierały nie tylko zdrowie, ale też pracę okolicznym rolnikom. Hodowla zwierząt tradycyjnymi, ekologicznymi metodami stawały się nieopłacalna. Tracy, która zawsze mieszkała na wsi, nie mogła patrzeć, jak jest niszczone życie tych ludzi.

„To korporacyjny feudalizm. Albo jeszcze gorzej, faszyzm”, zielona markiza nie przebiera w słowach. Za tym wszystkim stoi – jej zdaniem – Smithfield, największy amerykański koncern, do którego m.in. należą świńskie farmy w Polsce (rozwija swoją działalność także w innych europejskich krajach, m.in. na Łotwie i Ukrainie oraz w Chinach i Meksyku).

Markiza specjalnie poleciała do Stanów Zjednoczonych, aby lepiej go „prześwietlić” i w centrali zapytać o okrutne traktowanie świń w tuczarniach. Rozmowa przypominała walenie głową w mur. Koncern zarzuca jej, że materiał filmowy nie oddaje prawdy i nadaje się „do gruntownej poprawki”. Ona jednak niczego „poprawiać” nie ma zamiaru. Przeciwnie, wersję filmu z 2008 roku stale uzupełnia o nowe fakty i zdjęcia.

Teraz wybrała się na Ukrainę, na Łotwę i do Chile, gdzie powstają nowe, gigantyczne tuczarnie. Nie była tam mile widzianym gościem, przeganiano ją i straszono. Podobnie, jak tych, którzy jej pomagają. Jeden z protestujących przeciwko budowie tuczarni mieszkańców wsi Feirina, który dostarczał Tracy informacji, został pobity przez nieznanych sprawców, a później wtrącony do więzienia.

reklama

Choćby ten przykład pokazuje, jaki stosunek do „świńskiej sprawy” mają politycy. Po tym, jak „Pig Business” stał się głośny, unikają oni Tracy jak ognia. Wścibstwo zielonej markizy jest dla nich niewygodne. Ona nie przegapi żadnej okazji, aby wytknąć rządzącym luki prawne, pozwalające na okrutny chów świń.

Musiał jej wysłuchać nawet David Cameron. Nie był wtedy jeszcze premierem, ale politykiem z okręgu wyborczego Oxfordshire, gdzie wychowała się także Tracy Ward. Markiza nie zawahała się, by na jednym z organizowanych tam spotkań towarzyskich wymóc na Cameronie obietnicę, iż zajmie się sprawą importu wieprzowiny ze „świńskich fabryk”. Teraz rozgłasza wszędzie, że słowa nie dotrzymał.

Na wojnę z synem

Walcząca o lepszy los dla świń i zdrowie smakoszy wieprzowiny markiza Worcester jest bardzo przekonująca. W duszy pozostaje jednak nieco oderwaną od życia idealistką. Żeby nie powiedzieć dziwaczką. Opowiada z zachwytem o życiu w małych wspólnotach Trzeciego Świata. „W Afryce widziałam społeczności, w których ludzie są samowystarczalni – zbierają żniwo dla swoich rodzin, sami robią ubrania i budują domy. Może są biedni, ale mają kontrolę nad swoim życiem. I są szczęśliwi. Nauczyłam się tam, że ludzie mogą się cieszyć życiem, nawet jeśli bogatsza część świata uważa ich za biedaków”, powiedziała kiedyś dziennikarzowi „The Observer”.

Zielona markiza nie do końca jest konsekwentna. Promuje gospodarkę naturalną, a jej własna farma nie jest wcale ekologiczna, za to bardzo dochodowa. „Nie mam na to żadnego wpływu, bo to mąż za nią odpowiada” – tłumaczy. A markiz Henry nigdy nie patrzył na świat jej oczami. To pod wpływem ojca Robert, ich 23-letni syn (mają jeszcze 19-letnią Izabelę i 17-letniego Alexandra), noszący tytuł hrabiego Glamorgan, rozpoczął pracę w wielkiej korporacji finansowej. Przeszedł więc na stronę wroga, za którego Tracy uważa wszystkie korporacje i sieciówki.

Nie mogąc się z tym pogodzić, markiza wymyśliła dla syna nie lada zadanie: syn lepiej rozpozna niecne zasady działania koncernów i będzie próbował naprawić patologiczny system od wewnątrz. Wspólnie uda im się jeszcze wygrać tę wojnę. „Zielona markiza” gorąco w to wierzy.


Marta Bednarska
fot. www.pigbusiness.co.uk, bulls press 

Źródło: Wróżka nr 3/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka