Mówi się, że człowiek żyje, dopóki się o nim pamięta. Żyje w naszych myślach, słowach i notesach z telefonami. Z wyjątkiem numeru telefonu to samo dotyczy zwierząt. Psów, kotów, koni i chomików, które dzieliły z nami życie.
Nie zapomnę moich świnek morskich i szczurusia łaciatego jak krowa. Niedawno pożegnałam Bodka. Miał dwadzieścia pięć lat, a to na kota naprawdę dużo.
Był z nami tylko kilka miesięcy. Nauczył nas więcej niż lata szkół. Czego może nauczyć człowieka stary, schorowany kot? Miłości.
Był letni wieczór. Zadzwonił znajomy i zdenerwowanym głosem zapytał:
– Co mam zrobić dwudziestoczteroletnim kotem, którego nikt nie chce?
– Zabrać do domu – odpowiedziałam.
Chwila ciszy i sensowne tłumaczenie: – Ale moje psy nie znoszą kotów.
– No to przywieź go do mnie – mówiąc to, czułam na sobie kłujące spojrzenie ludzkich domowników. Poniekąd rozumiem – to dwunasty kot pod naszym dachem. I znów przekroczymy magiczną dwudziestkę, bo dziewięć psów i dwanaście kotów nijak się w niej nie mieści.
Za niecałą godzinę Bodek zamieszkał w „górnej" łazience. Kiedyś musiał być bardzo piękny. Tylko oczy zostały nietknięte starością. Duże, szczere i mądre. Reszta to pół kilograma kostek i skołtunionego futerka. Chód chwiejny, słuch nieobecny i wilczy apetyt, co ze zrozumiałych względów owocowało tsunami w żołądku i jelitach.
Całe dotychczasowe życie spędził z kochającą panią, aż tu nagle ona znika tam, skąd nikt jeszcze nie wrócił. Czyjeś obce ręce zabrały go z pustego mieszkania i przywiozły do obcego domu. Domu pełnego obcych nosów, ogonów, zapachów i ludzi.
Pierwsza podróż i od razu w kosmos. Gdy został wniesiony do nas, przeraził się natłoku istot, o których dotąd nie miał pojęcia. Pewnie poczuł się jak każdy, gdyby przenieść go do kosmicznej tawerny z „Gwiezdnych Wojen".
Miał serce wojownika, bo mimo przerażenia chciał ruszyć do walki. Nagle jakieś skrzydła uniosły go w górę i znalazł się w przytulnym pomieszczeniu z pełną miską, kuwetą i poduchą jak niebiański puch. Spojrzał, powąchał. „To jest niebo, a ty jesteś aniołem", pomyślał.
Czy wiecie, jak cudnie zostać aniołem? Jak nie wiecie, to spróbujcie. Dzięki Bodkowi przeżyłam kilka uskrzydlonych miesięcy. Każda spędzona razem chwila utwierdzała mnie w niezwyczajnej roli. Nie umiem opisać słowami ogromu miłości, jakim zalał mnie kot nie większy niż torebka cukierków. To nie daje się ubrać w suchość liter. I po to warto żyć.
W sierpniu Bodek powiedział, że wzywa go inne niebo. Odmówił jedzenia i spacerów po ogrodzie. Spacerów – to zbyt dumnie powiedziane. Raz dziennie wynosiłam go przed ganek, aby pokręcił się między słonecznikiem i aksamitką. Trasa niezbyt długa, ale lubił te chwile. Gdy stały się zbyt wyczerpujące, powiedział – nie. Położył się na kocyku i mruczał, gdy głaskałam jego suche ciałko. Próbował nawet robić kocie „rolki", ale sztywne kości odmawiały współpracy.
The requested URL was not found on this server.
Dorota Sumińska
doktor weterynarii, prowadzi popularne programy o zwierzętach.
fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.