Rzeźbienie jednego posągu trwało co najmniej rok. Jego transport i postawienie wymagało nadludzkiego wysiłku. Mieszkańcy wyspy o powierzchni trzy razy mniejszej niż Warszawa wykuli 887 moai. Każdy ustawili, a potem wszystkie... poprzewracali. Dlaczego? To kolejna zagadka.
Ostatnie drzewo Na Wyspie Wielkanocnej nie ma owadów i zwierząt. Ani cienia. Olbrzymie posągi przeciągano na drewnianych balach i płozach. Im więcej ich budowano, tym szybciej wycinano lasy. Zniszczenia dopełniały szczury, które pożerały nasiona i orzechy. Gdy zniknęło ostatnie drzewo, raj zmienił się w piekło. Wypalona słońcem ziemia jałowiała, ludzie walczyli ze sobą o kęs pożywienia, a gdy go zabrakło, zaczęli zjadać jedni drugich.
Z tego piekła nie było ucieczki, bo dokąd, skoro wyspę otaczał bezkresny ocean. Wtedy obalono posągi. Nie wiadomo, czy skłócone rody zrobiły to sobie nawzajem, czy każdy zemścił się na swoich przodkach za to, że odmówili pomocy. Tubylcy nigdy nie podnieśli moai. Te, które dziś tak nas fascynują, ustawili europejscy i amerykańscy archeolodzy.
Ale ludzie na Rapa Nui przetrwali, bo nauczyli się chronić każdą kroplę deszczu i porannej rosy. Pokryli pola okruchami porowatej, wulkanicznej lawy. Zboże i warzywa sadzili w szczelinach między nimi. Dzięki temu woda parowała bardzo powoli, a kiełkujące rośliny nie usychały. Mieszkańcy wyspy znów wykonali nadludzką pracę. Naukowcy szacują, że rozkruszyli ponad 2 miliony brył lawy.
Człowiek-ptak i święci
Gdy runęły posągi, na Rapa Nui pojawił nowy bóg – pan ptaków Make Make. Nie wiadomo, skąd przybył. Pewne jest tylko, że z nadejściem wiosny odprawiano obrzędy, które wskazały, kto w jego imieniu będzie rządził wyspą. Władcą zostawał zwycięzcą niezwykłych zawodów, w których uczestniczyli reprezentanci wszystkich rodów. Na sygnał do startu schodzili po stromym urwisku do morza, płynęli wpław kilkaset metrów na skałę Motu Nui, szukali tam jaja złożonego przez rybitwę i z nim wracali. Kto dokonał tego jako pierwszy, zostawał człowiekiem-ptakiem i władcą Wyspy Wielkanocnej. Tylko on i jego świta mieli prawo zamieszkania na krawędzi wulkanu, w wiosce Orongo.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.