Wyszłam za mąż i... zostałam


Nie wydawało się pani to normalne, że troszczy się o pani zdrowie?
Chyba o swoje. Bo jeśli idzie o mnie, zapowiedziałam, że zdrowia i tak do grobu nie wezmę.

Dobre!
Niestety, nie moje. To powiedzonko Jana Nowickiego. Ja wymyśliłam, ale dopiero niedawno, że młodość musi się wyszumieć, a starość wypalić.

A wracając do pani małżeństwa...
Z Czubaszkiem? Było i szczęśliwie się skończyło. Jak to się mówi... lekko przyszło, lekko poszło. Ciężko było tylko w tzw. międzyczasie.

Co jednak nie zniechęciło pani do ponownego wyjścia za mąż?
Nie zniechęciło mnie do mężczyzn. Do instytucji małżeństwa raczej tak. A dokładnie... Wiedząc, że nigdy nie będę chciała mieć dziecka, uznałam, że małżeństwo nie jest mi do niczego potrzebne.

Przepraszam... Ale będąc wtedy jeszcze młodą kobietą...
Skąd pewność, że nigdy nie będę chciała mieć dziecka? Bo od kiedy pamiętam, miałam zero instynktu macierzyńskiego. Medycyna, wbrew powszechnej opinii, zna takie przypadki. No więc w moim uznałam, że małżeństwo jest mi potrzebne jak zającowi dzwonek na polowaniu. W dzisiejszych czasach lepiej bowiem jest postrzegana singielka bez męża niż mężatka bez dziecka. Panna z dzieckiem jest już ok. Ale bezdzietna mężatka to dla większości kobieta niespełniona. Dlatego zamiast tłumaczyć, że jeśli muszę się spełniać (o czym tak naprawdę nie jestem przekonana), to mogę w czymś innym, postanowiłam nigdy więcej za mąż nie wychodzić. I tak bym pewnie trzymała do końca...

...gdyby parę lat po rozwodzie z Czubaszkiem nie poznała pani świetnego muzyka.
Niestety, jazzowego, Wojciecha Karolaka.

Nie lubi pani jazzu?
Wprost przeciwnie. Wolę nawet od disco polo.

To dlaczego „niestety"?

Bo jazzmani mało zarabiają.

Nie przeszkodziło to pani jednak wyjść za Karolaka.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jazzmani tak mało zarabiają. To po pierwsze. A poważnie... kiedy go poznałam, nawet do głowy mi nie przyszło, że kiedykolwiek wyjdę za niego.

Spojrzała pani po raz drugi i trafiona-zatopiona?
Jeśli sugeruje pani, że trafił mnie przysłowiowy piorun sycylijski, to nic właśnie. W życiu nie trafił mnie żaden piorun. I nigdy się nie utopiłam. Może to zresztą i lepiej, bo dzięki temu możemy dziś ze sobą rozmawiać. Ale miałyśmy o piosence.

reklama


„Wyszłam za mąż, zaraz wracam". „Może nawet jeszcze prędzej/ Bo w małżeństwie ja się raczej nie zagnieżdżę". Jednak w małżeństwie z Karolakiem zagnieździła się pani. Jesteście ze sobą już blisko 30 lat.
Najtrudniej być prorokiem we własnej sprawie.

Byliście już parą, kiedy napisała pani tę piosenkę?
Nie. To był początek naszej znajomości. Poznałam Karolaka na imieninach u Andrzeja Dąbrowskiego i jego żony. I, jak wspominałam, nie trzasnął mnie piorun sycylijski. Jego też. Oboje byliśmy już dorośli i po przejściach. Ja po nieudanym małżeństwie i udanym rozwodzie, on, jak się okazało, w trakcie rozwodu.

Zaczęliście się pocieszać?
Dlaczego? Ja cieszyłam się już od lat odzyskaną wolnością, on też nie sprawiał raczej wrażenia niepocieszonego.

A jakie sprawił na pani wrażenie?
Bardzo dobre. Przystojny. Zawsze zresztą twierdzę, że mężczyzna nie musi być brzydki.

Mówi się, że nie musi być piękny.
To scenariusz B. Osobiście trzymam się scenariusza A. Że nie musi być brzydki. Musi natomiast być inteligentny i mieć poczucie humoru.

Ważniejsza inteligencja czy poczucie humoru?
Jak ktoś jest inteligentny, to z reguły ma poczucie humoru. Karolak w każdym razie ma. Ten pierwszy raz, na imieninach u Dąbrowskich, przegadaliśmy cały wieczór. Potem odwiózł mnie do domu i nie poprosił nawet o telefon. Co, nie ukrywam, trochę mnie rozczarowało. Nazajutrz spotkałam go w radiu na Myśliwieckiej, gdzie pracowałam, a on umówił się z Dąbrowskim w sprawie piosenki. Andrzej zamówił u niego muzykę, zastanawiali się, kto napisze tekst.

Padło na mnie. Tłumaczyłam wprawdzie, że jestem autorką słuchowisk i dialożków, że piosenek pisać nie potrafię, ale Dąbrowski nalegał i w końcu się zgodziłam. Jeszcze tego samego dnia zakasałam wieczorem rękawy i z wielką nieśmiałością, i chyba z jeszcze większą tremą, zabrałam się do pisania. Szło jak po grudzie, poszło półtorej paczki papierosów, ale nad ranem moja pierwsza piosenka była gotowa. Pierwsza i, jak sobie obiecałam, ostatnia.

Do następnej i do małżeństwa namówił panią Karolak?
Tylko do małżeństwa. Natomiast jeśli idzie o piosenkę, to nie tyle namówiła, co po prostu zamówiła u mnie do jakiegoś programu telewizja. Powiedziano mi tylko, że piosenkę wykona Krysia Sienkiewicz, a muzykę napisze kompozytor Jerzy Andrzej Marek. Tyle że do tekstu, bo taki ma zwyczaj. A ponieważ ja, początkująca autorka piosenek, nie miałam nic do powiedzenia, musiałam napisać tekst do nieistniejącej muzyki. Co było dla mnie dodatkowym utrudnieniem. Propozycja była jednak nie do odrzucenia, jako że telewizja nieźle płaciła, a ja straciłam akurat tzw. płynność finansową. Zakasałam więc znów rękawy i zaczęłam kombinować jak koń pod górkę. Kiedy wymyśliłam, jak mi się zdawało, szlagwort, czyli „Wyszłam za mąż, zaraz wracam", miałam już z górki. A kiedy Krysia zaśpiewała piosenkę w telewizji, tak się spodobała Ewie Bem, że wzięła ją na swoją płytę. A kiedy wyszła płyta..., byliśmy z Karolakiem już po ślubie. I żyjemy długo i szczęśliwie do dzisiaj.

Czyli wyszło na pani. Że prawdziwej miłości nie zaszkodzi nawet małżeństwo.
Można tak powiedzieć. Dla podtrzymania rozmowy.

rozmawiała Anna Binkowska
fot. forum

Źródło: Wróżka nr 5/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl