Blizna


Rodzice Basi byli zrozpaczeni. Ich piękna, pewna siebie księżniczka, przed którą świat stał otworem, nagle stała się wylęknioną, przeraźliwie smutną istotą.

A Wojtek? Odwiedził ją w domu tylko kilka razy. Najpierw dzwonił codziennie, potem i na to nie znajdował czasu. Wkrótce rozstali się na dobre.

– Wojciech tego nie wytrzymał – opowiadała Baśka. – Dawniej chwalił się mną przed kolegami, byłam jego urodziwym trofeum. A po tym nieszczęsnym wypadku już tylko wyrzutem sumienia. Kiedy przychodził do mnie, czułam, że się mną brzydzi...

Przez kilka miesięcy siedziała w czterech ścianach pokoju. Sama. Nie chciała nikogo wpuszczać. Nawet mamę odprawiała z kwitkiem. Uznała, że jej życie się już skończyło. Całe dnie spędzała, patrząc tępo w okno, zalewając się co chwilę łzami. Myślała nawet o samobójstwie. – Byłam przekonana o tym, że nic mnie już nie czeka – mówiła. – Ale jakoś odebrać sobie życia, nawet tego marnego, nie umiałam. Na początku bywały momenty, że wydawało mi się, iż ten koszmar mi się przyśnił. Biegłam wtedy do lustra, a tam czekało na mnie żałosne, pokiereszowane odbicie. Dlaczego mnie to spotkało? Za co? – pytałam siebie. Nie umiałam się z tym pogodzić. Czułam się nikim...

Dzieci gorszego boga

Któregoś jednak dnia przyszło jej do głowy, by te pytania wpisać do internetu. I wynik ją zaskoczył. Znalazła tam dziesiątki wpisów, blogów, forów, na których swoje historie opowiadali ludzie podobni do niej. Ludzie, którzy stracili nie tylko urodę, ale nogi, ręce, władzę w ciele. – Czytałam te historie przez tydzień – mówi Basia – i serce pękało mi z żalu, współczucia. Płakałam nad nimi, nad nami... Po jakimś czasie jednak dostrzegłam, że wielu z nich wcale nie jest tak smutnych jak ja. Że żartują, zakochują się, mają marzenia.

reklama


Najbardziej zapałała sympatią do Darka i Moniki. Zaczęła z nimi mejlować, a wkrótce i rozmawiać przez telefon. Chciała się dowiedzieć, jak poradzili sobie z tą niesprawiedliwością losu, z kalectwem, ze szpetotą... Obydwoje często bywali w pewnym domu opieki i zaczęli ją namawiać, żeby do nich dołączyła. – Początkowo bardzo się przed tym broniłam – wspomina Baśka. – Miałam jakiś wewnętrzny opór przed zaliczeniem się do kręgu kalek. To takie okropne słowo... Dziś się wstydzę, że w ogóle pojawiało się w mojej głowie, lecz wtedy tak było.

W końcu po kilku miesiącach dała się namówić na wspólne popołudnie. Pojechała do tego domu. – Przy drzwiach przywitał mnie Darek – opowiada. – Dreszcze przebiegły mi po plecach. Jego twarz pokrywały czerwone zrosty i blizny po oparzeniach. Dłonie były niemal nieruchome, a nogi, niczym patyczki, uniemożliwiały chodzenie. Siedział na wózku. Był malutki i taki pokurczony. Łzy zakręciły mi się w oczach. Darek od razu to zauważył i powiedział z uśmiechem: – Przestań, stara! Nie lituj się nade mną. Jestem przecież szczęśliwy.

Gdy weszli do świetlicy, Basia zobaczyła ludzi poranionych, zdeformowanych, niektórzy wcale „nie mieli twarzy". A jednak... Śmiali się, dygali w rytm płynącej
z głośników muzyki, rozmawiali. Darek zaczął im Basię przedstawiać: – Patrz, dziewczyno! To Skwara, czyli Tomek, który romansował z prądem, to Autostopowiczka, czyli Ania, która wpadła pod samochód i straciła obie nogi, to Kurczak...

– Wszyscy mieli śmieszno-straszne przezwiska – przyznaje. – Czasem tak zabawne, że nie mogłam powstrzymać śmiechu. Oni się tymi swoimi ułomnościami po prostu bawili! Szybko poczułam się wśród nich jak w domu. I po jakimś czasie przestałam dostrzegać ich kalectwo.

Pewnego dnia koleżanka powiedziała jej, że jest pewna klinika w Niemczech, w której lekarze czynią prawdziwe cuda. Może i jej bliznę daliby radę usunąć? – Napisałam tam, wysłałam zdjęcia i w ciągu paru dni otrzymałam odpowiedź – zdradziła Basia. – Okazało się, że szramę można trochę zmniejszyć, ale jest tak głęboka, że nigdy nie da się jej usunąć.

Po kilku tygodniach była za zachodnią granicą. Tuż przed operacją zadzwonił do niej Darek. Razem z innymi z ośrodka chciał dodać jej otuchy. Słyszała w tle ich ciepłe głosy, ich pełen szczerości doping. I nagle doznała olśnienia. Zrozumiała, jacy oni są piękni. Co z tego, że nie mają idealnych ciał, skoro każdą ich komórkę wypełnia dobroć i wewnętrzne piękno...

Najważniejsze bowiem jest to, co kryje nasze wnętrze, nie gładka skóra, zgrabne ciało czy nienaganny strój. Ważne jest to, co pod nimi.

Sylwia Bartczak
il. E. Banach-Rudzik
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 8/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl