Tajemnica króla Artura


Ponieważ Giuseppe nie mógł nam towarzyszyć, poprosił o to znajomego historyka. W niedzielę, po śniadaniu, przyjechał po nas młody mężczyzna. Przedstawił się jako Vittorio.

Tego dnia od rana bolała mnie głowa i z niechęcią jechałam na tę wycieczkę. Obojętnie też słuchałam słów przewodnika, który na szczęście znał angielski. Minęliśmy zabudowania klasztorne i wjechaliśmy na wzgórze, gdzie zbudowano kaplicę di Montesiepi.

W roku 2001 na wniosek mnichów przeprowadzono pierwsze badania miecza. Zlecono je naukowcom z Instytutu Metaloznawstwa Uniwersytetu w Sienie. Pobrane próbki wykazały, ponad wszelką wątpliwość, że został on wytworzony w wiekach średnich. Jego skład chemiczny całkowicie odpowiada ówczesnym stopom metali, które stosowali płatnerze w XII wieku.

– Słyszałaś? To niesamowite! – Jurek był tym wszystkim podekscytowany. – Wyczytałem w internecie, że żaden z badaczy nie potrafi wyjaśnić, jakim cudem miecz wbito w kamień bez wcześniejszego nawiercania w nim stosownego otworu. Czyżbyśmy mieli do czynienia z magią?

Dotarliśmy na miejsce. Głowa bolała mnie coraz bardziej i najchętniej zostałabym w samochodzie, żeby się zdrzemnąć. Ale nie mogłam być nieuprzejma. W końcu jakiś obcy facet poświęcił nam swój czas. A jak to się stało, że historia włoskiego rycerza trafiła do Anglii?

Otóż, pod koniec XI wieku cystersi trafili na Wyspy Brytyjskie. Tu trzeba dodać, że legenda o mieczu po raz pierwszy została spisana na wyspach po... 1200 roku. Wszystko wskazuje więc na to, że to właśnie cystersi zaszczepili ją w świadomości Anglików. Świadczy o tym choćby to, że najdzielniejszy spośród rycerzy zasiadających przy okrągłym stole, legendarny Gawain to, jak chcą niektórzy, właśnie Galgano. Mnisi przystosowali to imię do ówczesnej wymowy Brytów.

reklama


Kaplica była zamknięta – cystersi postanowili odrestaurować tkwiący w kamieniu miecz – ale nasz przewodnik, członek ekipy badającej tę legendę i prawdziwość miecza, miał klucze. Mogliśmy wejść do środka.

Owionął nas chłód. Na środku kaplicy, w zagłębieniu, tkwił wbity w kamień żelazny miecz. Zawsze chroniła go pleksiglasowa osłona. Teraz jednak była zdjęta. Dotknęłam głowni miecza. Ani drgnął, mocno „wbity" w kamień. W tym momencie przez moje ciało przebiegł prąd i ból głowy natychmiast ustąpił. Wtedy zobaczyłam wpatrzone w siebie oczy Vittoria.

– Jesteś bardzo do niej podobna – usłyszałam jego zaskoczony głos. – Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, wiedziałem, że już gdzieś cię widziałem. Obejrzyj się.
Za mną wisiał niewielki portret mniszki. Rzeczywiście, byłam do niej łudząco podobna.

– Co to za kobieta?
– Podobno była narzeczoną Galgano Guidottiego. Kiedy ten wyruszył na wyprawę krzyżową, ślubowała, że będzie na niego czekać. A gdyby miało nie dojść do małżeństwa, wstąpi do zakonu. Galgano wrócił, ale po spotkaniu z aniołem postanowił poświęcić resztę życia Bogu. A Edvige została mniszką.

– Jak ona miała na imię, Jadwiga? – zawołałam zaskoczona.
– To tak, jak ty – roześmiał się Jurek.
Wtedy przypomniałam sobie słowa wujka: „Miejscowa legenda głosi, że ci, którzy dotkną głowni miecza w kamieniu, odnajdują ścieżkę swojego życia, która początek ma przed wiekami". Pamiętałam, że wtedy pomyślałam, że nie ma co zawracać sobie głowy legendami, które z prawdą mają tyle wspólnego, ile ja z byciem mniszką.

Po raz pierwszy uważniej przyjrzałam się naszemu przewodnikowi. Kiedy nasze oczy się spotkały, już wiedziałam, że mama miała rację, że miłość pewnego dnia sama zapuka do naszych drzwi. Pół roku później zostałam żoną Vittoria. Teraz kończę pisać powieść o dawnych losach pewnej dziewczyny, która zakochała się w rycerzu, a gdy nie mogła spełnić swojej miłości, została mniszką. Potem zaś czekała aż 834 lata, żeby znowu spotkać swoją wielką miłość – mężczyznę, który dziwnym zbiegiem okoliczności miał na nazwisko Guidotti.

Jadwiga Guidotti
il. E. Banach-Rudzik
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 9/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl