Strona 2 z 2
Chips bierze wrogów do niewoli
Chips – mieszaniec owczarka niemieckiego, collie i husky – był z kolei bohaterem Ameryki. Przeszedł specjalne szkolenie na psa wartowniczego i został wysłany do północnej Afryki.
Tam wraz z trzema innymi psami pełnił wartę podczas tajnej konferencji w Casablance w 1943 roku. Wzięli w niej udział prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt, premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill oraz szef rządu emigracyjnego Francji Charles de Gaulle. Przywódcy mieli opracować dalszą strategię wojenną.
Z Afryki wysłano Chipsa na Sycylię, gdzie otarł się o śmierć. Podczas jednego z patroli wyrwał się swojemu opiekunowi i pobiegł w stronę obiektu, który przypominał szałas. To było włoskie stanowisko broni maszynowej. Kiedy jego opiekun, szeregowiec John P. Rowell, pomyślał że już jest po psie, włoscy żołnierze przerwali ostrzał. Wtedy Chips rzucił się na nich i zmusił do wyjścia z ukrycia. Jeszcze tego samego dnia Chips pomógł wziąć do niewoli kolejnych dziesięciu włoskich żołnierzy.
Za swoje bohaterskie wyczyny został odznaczony Krzyżem za Wybitną Służbę, Purpurowym Sercem i Srebrną Gwiazdą. Medale jednak mu zabrano. Władze wojskowe uznały, że należą się one tylko ludziom. I pies – choćby najbardziej zasłużony – nie może ich dostać.
W Polsce nie ma informacji o bohaterskich psach. Szarik z telewizyjnego serialu „Czterej pancerni i pies", którego losy śledziły tysiące widzów, był tylko postacią fikcyjną. Nie udało się znaleźć jakichkolwiek śladów świadczących o istnieniu jego pierwowzoru.
reklama
Za to najzupełniej prawdziwa jest opowieść o niedźwiedziu Wojtku. Przygarnęli go żołnierze gen. Władysława Andersa, gdy był jeszcze malutki, i wykarmili mlekiem z butelki. Gdy podrósł, towarzyszył polskim żołnierzom w bojach, m.in. nosząc amunicję. Przeszedł z naszą armią cały szlak bojowy – z Iranu przez Irak, Syrię, Palestynę i Egipt do Włoch. Po wojnie trafił do ogrodu zoologicznego w Edynburgu, gdzie żył do ostatnich swych dni.
Dwadzieścia bojowych skoków RobaNie wszyscy jednak traktowali psy jak towarzyszy broni. Na początku II wojny światowej w Związku Radzieckim powstał ośrodek szkoleniowy dla psów przeciwpancernych. Nieszczęsne zwierzaki przygotowywano tam do ich ostatniej misji. Dostawały jedzenie tylko co kilka dni, kiedy były już solidnie głodne, i to pod stojącymi z włączonymi silnikami czołgami.
Miały być żywymi minami. Psom zakładano później uprzęże z materiałem wybuchowym. Gdy wbiegały pod czołg w poszukiwaniu jedzenia, włączał się zapalnik. Pomysł był nie tylko niehumanitarny, lecz także całkowicie nietrafiony. Okazało się, że psy od czołgów wroga wolą dobrze im znane radzieckie. I tam się chowały, gdy trwała bitwa.
Na najbardziej niezwykły, ale i zdecydowanie mniej okrutny sposób wykorzystania psów wpadli Brytyjczycy. Nauczyli je skakać ze spadochronem. Najsłynniejszym psem-spadochroniarzem został collie Rob. Wykonał 20 skoków, lądując na terytorium wroga w północnej Afryce i we Włoszech. Za swoje dokonania otrzymał Medal Dickin – specjalne brytyjskie odznaczenie dla zwierząt.
Medal ten dostały już 64 zwierzęta (także konie, jeden kot i gołębie). Ostatnią była labradorka Sasza, którą odznaczono pośmiertnie w kwietniu tego roku. Służyła w armii brytyjskiej w Afganistanie. Odnalazła 15 ładunków wybuchowych i min. Zginęła podczas misji.
Dorota Reinischfot.: PAP, FOTOCHANNELS, WIKIPEDIA
dla zalogowanych użytkowników serwisu.