Takie oczy jak Joanny


Był niezadowolony, kiedy przyszła kartka od brata stryjecznego. Kuzyn wyrwał go z codzienności seminarium. Wawrzyniec już się wdrożył do modłów, wykładów, rozmów z opiekunem duchowym. Nie chciał tej ciągłości przerywać. Kuzyn pisał, że matka jest w szpitalu. Wycięcie woreczka żółciowego. „Bóg nie zabrania ci chyba odwiedzenia chorej matki" – pisał.

Wawrzyniec był zły. Wielka mi operacja – woreczek żółciowy! Od przybycia do seminarium dom gdzieś odpłynął. Nie tęsknił za rodzicami ani za psem, choć kolega tłumaczył, że brak rodziny zwala się na człowieka dopiero po jakimś czasie. Najpierw znieczulenie, uśpienie, a później gryząca tęsknota.

Wziął taksówkę, żeby zdążyć na najwcześniejszy pociąg i szybko wrócić. Obok wlokła się w korku druga w śmiesznym cytrynowym kolorze. Spojrzał na szybę samochodu. Zobaczył dłoń zgiętą tak, jak przy pukaniu w drzwi. Ręka miarowo uderzała w szybę. „Puka do kogoś – pomyślał – jakby prosząc o ratunek". Ręka zniknęła i za chwilę znów pukała zgiętym palcem wskazującym w szkło.

Korek się rozluźnił. Ruszyli do przodu. Polecił taksówkarzowi jechać nie na dworzec, ale za żółtym samochodem. Auto zatrzymało się w pobliżu kościoła. Wawrzyńcowi mignęła kobieca postać. Weszła do kościoła. Kazał taksówkarzowi się zatrzymać i szybko wbiegł za kobietą. Kościół przywitał go zapachami, które zdążyć polubić – wonią świec, kwiatów i starych drewnianych ławek. Było pusto.

Zobaczył, że kobieta z taksówki klęczy na brzegu ławki, jakby bojąc się odciąć sobie drogę do ucieczki. Płakała. Jej plecy podnosiły się i opadały od szlochu. Odszedł i spytał, czy dobrze się czuje. Może przynieść jej wody z zakrystii, może wezwać pogotowie? Bez słowa odwróciła głowę.

Wawrzyniec skamieniał. Miała oczy Joasi – wielkie, świetliste, w kolorze wypłowiałego lnu, ze złotymi cętkami, które zmieniały się zależnie od tego, czy świeciło słońce, czy nie. Zawsze uważał, że są absolutnie unikatowe. U tej dziewczyny napełnione łzami wydawały się jeszcze większe niż u Joasi, kiedy płakała, wtedy na murku. I włosy też, kasztanowe, krótko obcięte. Usta trochę za szerokie, prosty nos, mocno wystające kości policzkowe w wąskiej, bladej twarzy. „Joaśka była śliczna – pomyślał – prześliczna". Szybko odpędził bolesne wspomnienia.

Wyprowadzę panią na zewnątrz. Jest pani bardzo blada. Boję się, że może się stać coś złego. Popatrzyła na niego.

Jechał w sutannie, żeby tym mocniej podkreślić rodzicom nieodwołalność decyzji. Z pewnością ten strój wzbudził zaufanie dziewczyny.

Wyprowadził ją na dziedziniec kościelny, a potem do parku, który rozciągał się tuż za kościołem. Dopiero teraz zauważył, że była nieduża i chuda, nie tak jak Joaśka. Ona była wysoka, wysportowana. Usiedli na ławeczce.

– Co się stało, Joasiu? – spytał.
– Skąd pan zna moje imię?
– Pasuje do pani. Co się stało? Dlaczego pani przyjechała taksówką do kościoła?

Nagle zaczęła szybko mówić, łapiąc z trudem oddech, jakby bojąc się, że jeżeli na chwilę przestanie, nie zdąży powiedzieć wszystkiego. Umarł jej mąż. Niedawno. Dwa miesiące temu. Nagle, niespodziewanie, na sepsę. Rok po ślubie. Mieszkali w 150-metrowym mieszkaniu w starej kamienicy. Ona, mąż i ojciec męża. Teściowa od dawna nie żyła.

reklama


Poznali się zwyczajnie. Mąż przyjechał do domu dziecka na koncert. Był studentem. Dorabiał do stypendium grą na akordeonie w zespole weselnym, ale inne zlecenia też przyjmował. A ona była wtedy jeszcze wychowanką domu dziecka, choć niedługo miała skończyć osiemnaście lat i zacząć samodzielne życie. Zaczęli się spotykać. Zaszła w ciążę. Poszła z nim do łóżka, bo wszystko by zrobiła dla każdego, kto by ją tylko chciał.

W czasie ślubu zdarzyła się dziwna rzecz. W kościele upadła figura świętego Stanisława. Nikt jej nie dotykał i nikt nie rozumiał, jak to się stało. Posąg był z gipsu i roztrzaskał się na tysiące kawałków. Ale nie uznała tego za zapowiedź nieszczęścia. Miała męża, własny pokój i teścia. To nic, że jej nienawidził.

No i sepsa. Po pogrzebie teść kazał jej się wynosić. Bo to ona go zaraziła sepsą. No bo kto inny? Nie znosił jej od początku: podrzutek z domu dziecka. Nawet nie wie, kim są jej rodzice. A jego syn – jedynak. Wypieszczony, ukochany. Student prawa.

Rodzice ręce urabiali, żeby mu na niczym nie zbywało. Matka była sprzątaczką w fabryce Wedla i sprzedawała krew w stacji krwiodawstwa, żeby tylko on miał ciuchy i jedzenie, jak bogaci koledzy ze szkoły. A ojciec, kolejarz, dorabiał po pracy rozmaitymi zleceniami, jakie mu tylko wpadły w ręce. Ich mieszkanie po dziadku ocalało. Dziadek był przedwojennym komunistą, więc nigdy im nie dokwaterowali lokatorów. A ona co? Ten podrzutek? Nikt. Bez mieszkania, bez rodziny, tylko po zawodowej szkole fryzjerskiej.

Jesteś w ciąży, prawda? – spytał. – Już nie. Dziecka nie ma, poroniłam. Lekarz powiedział, że to ze stresu. Spojrzał na nagie, pozbawione już liści drzewa. Zawsze lubił wysokie, stare, z popękaną już korą, z pokrojem jak rozwichrzony parasol. I nagle tamta chwila wróciła. Zaczęła dławić oddech, rozsadzała piersi, jak wtedy w górach. Zachciało mu się porozmawiać z ojcem. Natychmiast, od razu.

Z trudem wykręcił numer: – To ja, tato. W słuchawce trwała długa cisza. Ojciec zaczął z trudem mówić, że matka wróciła szczęśliwie ze szpitala. Że nie ma raka, to nie był żaden woreczek, tylko guz. No i okazało się, że niezłośliwy. Nie chcieli syna martwić, dlatego powiedzieli o tym woreczku. – Jakie szczęście, Wawrzek – powiedział ojciec.

Euforia rozsadzająca głowę nagle minęła. „A może to wylew – pomyślał Wawrzyniec – nie Bóg, tylko wstęp do zawału?" – Słuchaj, tato. Znalazłem w kościele Joasię, dziewczynę z domu dziecka. Niedługo Boże Narodzenie, a ona nie ma gdzie się podziać. Nikogo nie ma, rozumiesz to? Nikogo. Czy zanim znajdzie pracę i wynajmie jakiś pokój, nie mógłbyś znaleźć dla niej miejsca w internacie przy waszej szkole? Tylko na krótko. Sam jej czegoś poszukam.

W słuchawce znów zapadła głucha cisza. – Synuś, pewnie, że znajdziemy miejsce w internacie. O Boże, synuś, mama czeka, wracajcie, przyjeżdżajcie.

Barbara Pietkiewicz
il. Edyta Banach-Rudzik
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 12/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl