Strona 2 z 2
„Czy mógłbyś mi, święty mikołaju, przynieść w prezencie płaszcz? Może być używany" – pytała pani Basia, którą mąż zostawił schorowaną, bez środków do życia, z długami. Pani Basi płaszcz był potrzebny, by miała co na siebie włożyć, gdy będą zabierali ją do szpitala. Nieraz już zabierali. Do dziś pani Basia jest podopieczną świętego mikołaja. I jego gromadki elfów oraz coraz liczniejszej armii ludzi aniołów, która na szczęście pojawiła się wtedy, gdy Zbyszek Reiss zaczął opadać z sił.
Przełomowy był rok 2005. Na stronę www.listydomikolaja.pl spłynęło wówczas przed świętami prawie trzy tysiące próśb. Gdyby się wtedy w jego otoczeniu nie pojawiły elfy, jak nic oszalałby. – Elfy to dzielne, pracowite dziewczyny z całej Polski. Weszły kiedyś na moją stronę i zostały już. By podobnie jak ja, po nocach, po pracy, całkowicie bezinteresownie czytać listy, segregować je. I łączyć tych, którzy potrzebują pomocy, z tymi, którzy pragną i mogą ją dać – wyjaśnia Zbyszek.
Elfy też płaczą. Ale jak tu nie płakać, gdy czyta się list, który wysyła 9-letni Lesio z sierocińca. Przyznaje w nim, że owszem, był niegrzeczny, ale się poprawi, gdy w jego życiu pojawią się nowi rodzice. A jeśli się nie pojawią, to chciałby chociaż liczyć na plastikowy autobus przegubowy. Albo gdy wpada do skrzynki list od nastoletniej Klaudii, której z powodu choroby Recklinghausena amputowano nogę. Marzą jej się studia prawnicze, lecz nie stać jej na dalsze kształcenie. Więc Klaudia pisze:
„Święty mikołaju, pomóż mi w tym, by moja choroba nie przeszkodziła mi w nauce. Pomóż mi uwierzyć w to, że może być jeszcze dobrze".
I jak tu nie ronić łez, gdy zaraz potem czyta się list wysłany przez matkę kilkuletniej dziewczynki, której po ciężkiej chorobie trzeba było usunąć gałki oczne. Dziewczynka marzy o lalce, która mówi, śpiewa, tańczy. Tylko że rodziny na nią nie stać. Albo ta prośba od dziecka, które śni o gadającym, pluszowym piesku, bo... jego mama jest głuchoniema.
reklama
Na szczęście tych, którzy nie są głusi na takie prośby, nie brakuje. Na przykład ta pani z Ameryki, która napisała, by święty mikołaj i jego elfy sami wybrali dzieci, którym trzeba najbardziej pomóc. Albo ta kobieta z Poznania, która w ostatnie święta pomogła aż piętnastu potrzebującym rodzinom. Dlaczego to robi?
– Powiedziała nam tylko dość tajemniczo, że spłaca dług wobec życia. I wobec tych, którzy kiedyś jej pomogli, choć nie zawsze na to zasługiwała – mówi Reiss. Dodaje też, że święta otwierają ludziom serca i portfele. – Przemieniają ich, czasem na chwilę, czasem na zawsze – zapewnia. Tym bardziej że każdy może zostać świętym mikołajem. Wystarczy zgłosić taką chęć. Poza tym pomaganie jest zaraźliwe. W akcję taty zaangażowała się nawet Julia, jego dwunastoletnia córka. Została kolejnym elfem.
Kilka lat temu o wsparcie zwróciła się do świętego mikołaja pedagog z domu pomocy społecznej dla niepełnosprawnych dzieci. Nie chciała wiele – parę zabawek, trochę słodkości, a dla jednego podopiecznego wymarzoną złotą rybkę. Rybka wraz z akwarium przybyła do domu pomocy tuż przed świętami. Dobrodziejką była studentka z Łodzi. Potem napisała do Zbyszka Reissa list, że to nie koniec, bo tysiące studentów z jej uczelni chce obdarować kolejne dzieci z placówki.
Z czasem coraz częściej na stronie zaczęły się pojawiać listy od ludzi, którzy nie chcą dla siebie prezentów. Tylko dla innych.
„Kochany święty mikołaju, nazywam się Marcin i mam 18 lat" – napisał niedawno pewien chłopak z Pomorza.
„Piszę do ciebie ten list, żeby sprawić w te święta radość dzieciom, które mieszkają w małej miejscowości niedaleko Słupska. Chciałbym je na chwilę oderwać od smutku i szarego życia. Marzy mi się, żeby dzieci dostały chociaż jeden mały podarunek w wigilijną noc".
I stało się tak, że dziś listydomikolaja.pl odwiedza przed świętami kilka milionów ludzi. Wielu z nich po to, by dać siebie innym. To wcale nie jest trudne. Zasada jest prosta: chcesz pomóc, dostajesz namiary na potrzebującego, wysyłasz paczkę. Nie pieniądze. Prezent, ten wymarzony, niekoniecznie drogi.
Wśród dobrodziejów są także ci, którzy kiedyś dostali pomoc od świętego mikołaja spod Poznania. A teraz chcą pomagać innym. Jak ta rodzina, której kiedyś brakowało na węgiel, a dziś udało się jej stanąć na nogi. I chętnie podzieliła się z innymi tym, co ma – sercem, paczką na święta. – Bo kiedyś jeden odruch życzliwości sprawił, że poczuli się wzmocnieni. Zrozumieli, iż nic w życiu nie jest niemożliwe. Że wszystko, nawet cud, może się zdarzyć – zauważa Zbyszek Reiss. No i zrozumieli jeszcze, że święty mikołaj istnieje. Naprawdę.
Sonia Jelskafot. BARTOSZ JANKOWSKI, SHUTTERSTOCK
dla zalogowanych użytkowników serwisu.